DeathSpank
Każda gra z gatunku RPG to historia o bohaterze (lub grupie bohaterów), których zadaniem jest ocalenie świata i większość z tych tytułów podchodzi do tematu bardzo poważnie. 90% z nich to wydania „pudełkowe” zawierające minimum jedną płytę DVD. Można jeszcze gry RPG podzielić przynajmniej na dwa rodzaje: klasyczne RPG, takie jak „Dragon Age” bądź „Mass Effect”, oraz na gry w stylu „hack and slash”, do których można zaliczyć legendarne już „Diablo” oraz… właśnie „DeathSpank”. Co to właściwie oznacza, że „DeathSpank” jest grą typu „hack and slash”? Oznacz to, że gra jest mocno uproszczona a przy tym nastawiona na dostarczenie mocno uzależniającej dawki przyjemności.
Nietypowa gra RPG
To co odróżnia „DeathSpank” od jakiejkolwiek innej gry RPG jaką znam, to humor którym gra jest przesiąknięta do suchej nitki. Wszystko w tej grze jest jednym wielkim żartem, zaczynając od napotkanych postaci, poprzez dialogi, główne zadania, zadania poboczne po graficzną prezentację świata. Nie powinno to zaskakiwać, gdyż za tym tytułem stoi Ron Gilbert, który jest autorem tak genialnej gry jak „Secret of the Monkey Island”. Praktycznie każda linijka dialogu wywoływała u mnie atak śmiechu, bądź przynajmniej bardzo szeroki uśmiech.
Kto?
DeathSpank to nie tylko tytuł gry, ale również imię głównego jej bohatera. Wcielając się w niego rozpoczynamy krucjatę w poszukiwaniu legendarnego artefaktu, który miałby nam pomóc zniszczyć panoszące się zło. Tym artefaktem jest… no cóż, po prostu – artefakt. Aby tego dokonać będziemy musieli ukończyć wiele zadań głównych jak i pobocznych, które obfitują w tak pokręcone zadania jak zbieranie sierot do worka czy odzyskanie odchodów jednorożca. Poziom abstrakcji niektórych zadań po prostu rozłożył mnie na łopatki, ale nie będę się na ich temat rozpisywać, żeby nie psuć przyjemności z gry.
Co widać i co słychać
Biorąc pod uwagę fakt, że „DeathSpank” jest grą dystrybuowaną drogą elektroniczną poprzez Xbox Live Marketplace, grafika jest po prostu rewelacyjna. Owszem, jest wiele lepiej wyglądających tytułów, jednak uproszczony, mocno rysunkowy charakter idealnie pasuje do klimatu całej rozgrywki i idealnie podkreśla stosunek autora do powagi typowej dla gier RPG. Nie oznacza to jednak, że całość jest zrobiona „po łebkach”, wręcz przeciwnie – mimo, że domy, drzewa i wiele innych elementów otoczenia jest płaskich, każdy z nich posiada wiele detali. To samo tyczy się napotkanych postaci.
Warstwa dźwiękowa jest również rewelacyjna. Fantastycznie dobrane głosy postaci, w tym mocno wyróżniający się głos naszego bohatera, dopełniają oprawę. Pompatyczny głos i akcentowanie wypowiedzi jednoznacznie pokazują, że sam DeathSpank bierze swoją misję bardzo na serio, czego nie można powiedzieć o graczu słyszącym jego wypociny.
To be or not to be?
„DeathSpank” to jedna z tych gier, na które można przeznaczyć 1200 MS Points bez wahania. Wygląda genialne i dostarcza mnóstwo świetnej rozrywki na wiele godzin. Ukończenie gry wraz z przejściem większości zadań pobocznych (zostało mi jednak kilka) zajęło mi ok. 10 godzin. Jest to ilość czasu, której może pozazdrościć wiele „pudełkowych” tytułów, które pękają w 7-8 godzin. Obecnie wychodzi wiele dobrych tytułów i może być ciężko zdecydować się na „DeathSpank” mając alternatywy takie jak „Limbo”, Tomb Raider: Guardian of Light” czy „Scott Pilgrim”. Niemniej jednak – inwestując w „DeathSpank” 1200 punktów jestem pewien, że nie będziesz zawiedziony, a jeśli masz na oku inne tytuły obecnie – dodaj „DeathSpank” do listy gier, w które koniecznie musisz zagrać. WARTO!