Scarface: the last stand
Dawno temu, w ramach jakiejś promocji (sam już nie pamiętam co to była za okazja ani jaka była suma), zakupiłem „Scarface: The last stand”. Skusiłem się na ten tytuł ze względu na bajeczną (jak mi się wtedy wydawało) grafikę oraz możliwość zagrania w grę TPP na moim telefonie. To były moje początki z iPhonem, więc pobudki którym się kierowałem nie powinny być zaskoczeniem.
„Scarface: The last stand” rozpoczyna się w miejscu w którym kończy się film. Tak więc bez zaskoczenia – nasz bohater to Tony Montana, który ze szczytu schodów swojej willi strzela ze wszystkiego co ma pod ręką w kierunku nadbiegających przeciwników… i tak przez 30 poziomów – stoimy na szczycie schodów i strzelamy w dół. Owszem – dokładnie tak wygląda cała rozgrywka w „Scarface: The last stand”. Nie uświadczymy tutaj rozmaitych lokacji, a i wybór broni nie jest jakoś szczególnie powalający i w zasadzie nie ma większego znaczenia.
Oprawa niestety również jest do kitu. Okazuje się, że jest to po prostu przeniesienie gry ze słabszych telefonów komórkowych na iPhone, a co za tym idzie – postacie ruszają się karykaturalnie, modele są do bólu proste, a tekstury marnej jakości. Dźwiękowo gra również delikatnie mówiąc nie zachwyca – a mówiąc wprost, to cofamy się o parę epok.
Sterowanie również kuleje i powoduje, że trafienie kogokolwiek graniczy z cudem i w zasadzie zdarza się jedynie w przypadku gdy jakimś szczęśliwym trafem automatyczne celowanie zatrzyma nam celowniczek na przeciwniku. Headshoty? Podobno są.
Mogę powiedzieć tylko jedno – gra obecnie kosztuje 2,39€, co jest karygodne. „Scarface: the last stand” to gra, która nawet za darmo nie jest warta poświęcania jej chociażby minuty. Całkowicie popsute sterowanie, do bólu sztampowa i nudna rozgrywka, fatalna oprawa – nie ma ani jednej rzeczy, która przemawiałaby na plus tej produkcji. W skrócie – OMIJAĆ SZEROKIM ŁUKIEM!