L.A. Noire – recenzja
Długo zwlekałem z napisaniem recenzji „L.A. Noire” gdyż nie jest to gra łatwa w ocenie. Z jednej strony wspaniała i genialna, ale z drugiej miejscami niedopracowana i potrafiąca się dłużyć. Jak więc to jest być detektywem w latach czterdziestych?
Ambitny detektyw i jego Los Angeles
Nasz protagonista – Cole Phelps jest młodym policjantem, tzw. krawężnikiem, który ma jednak spore ambicje i niesamowity talent detektywistyczny. Z biegiem czasu pniemy się po szczebelkach kariery zwiedzając takie wydziały jak wydział zabójstw czy narkotykowy. Za każdym razem otrzymujemy również charyzmatycznego partnera, który świetnie sprawuje się w swojej roli.
Niestety tutaj jest chyba pogrzebany największy problem „L.A. Noire”. Głównego bohatera widzimy cały czas w pracy, a więc formalnego, szanowanego policjanta. Co prawda wiemy, że ma żonę i dwójkę dzieci, ale nawet w bardzo ważnym wydarzeniu dotyczącym prywatnego życia Phelpsa, żona pojawia się dosłownie na moment. Z tego też powodu do końca nie potrafiłem wyczuć jaki jest prawdziwy Cole. Czy jest on faktycznie porządnym facetem, przykładnym mężem i ojcem, czy też zawadiaką który lubi od czasu do czasu zaszaleć. Trochę szkoda, bo przez to postać głównego bohatera traci sporo.
Sam klimat miasta natomiast jest oddany rewelacyjnie. Czuć, że miasto żyje swoim życiem – ruch na ulicach różni się w zależności od pory dnia czy nocy. Na mapie znajdziemy 30 charakterystycznych dla Los Angeles budynków, ale również wiele innych pomniejszych detali, które docenią zapewne mieszkańcy miasta aniołów. Ekipa Rockstar poświęciła dużo czasu i pracy aby jak najwierniej odtworzyć miasto w tamtym okresie.
Rozgrywka
Na początku warto zaznaczyć – „L.A. Noire” to nie jest „GTA IV„. Jestem w stanie nawet powiedzieć, że bliżej tej grze koncepcyjnie do „Mafii II„. Tak więc otrzymujemy w zasadzie otwarty świat, po którym możemy się dowolnie poruszać i go eksplorować, ale nie uświadczymy tutaj takich popierdółek jak kręgle czy chodzenie na randki. Zamiast tego w ramach rozrywki możemy pozbierać rozmieszczone w mieście rolki z taśmami filmowymi, reagować na wydarzenia policyjne czy odkrywać kolejne charakterystyczne punkty w mieście. Warto wspomnieć nieco więcej na temat samych losowych wydarzeń policyjnych, gdyż mimo iż w większości przypadków polegają na tym samym – dogonić przestępcę pieszo/samochodem i aresztować/zastrzelić, to są na tyle krótkie że nie męczą a stanowią bardzo fajną odskocznię od głównego śledztwa.
Jak wyglądają jednak same śledztwa? Po otrzymaniu od naszego aktualnego dowódcy sprawę, zaczynamy ją od oględzin miejsca popełnienia przestępstwa. W 90% przypadków polega to na dokładnym obejrzeniu zwłok oraz przeszukaniu otoczenia w poszukiwaniu wskazówek. Następnie przystępujemy do przesłuchiwania kolejnych świadków i przeglądania kolejnych miejsc ważnych dla aktualnego śledztwa. Powtarzalność tych czynności może niektórym osobom przeszkadzać, nawet mnie to początkowo zmartwiło, jednak z czasem kolejne sprawy robią się coraz ciekawsze i niespecjalnie zwraca się na to uwagę, a raczej wpada w wir narracji.
Samo szukanie dowodów i poszlak jest bardzo uproszczone i polega generalnie na bieganiu po miejscu przestępstwa i czekaniu aż kontroler zacznie nam wibrować, a z głosników dobiegnie charakterystyczny dźwięk. Kiedy znajdziemy wszystkie ważne poszlaki w danym miejscu, charakterystyczna muzyka towarzysząca nam podczas poszukiwań kończy się. Jest to spore ułatwienie, ale zdaję sobie sprawę, że bez tego rozwikłanie niektórych śledztw byłoby w zasadzie niewykonalne.
Jak wspomniałem – drugim bardzo ważnym punktem każdego śledztwa jest przesłuchiwanie świadków i osób powiązanych z denatem. Podczas przesłuchań możemy w pełni podziwiać możliwości technologii MotionScan. Podczas zadawania przez nas pytań, osoba przesłuchiwana może zarówno powiedzieć prawdę jak i skłamać – to od nas zależy czy dobrze wyczytamy jej intencje. Możemy odpowiednio zareagować – albo przyjmując do wiadomości to co mówi świadek jako prawdę, wątpiąc w jego słowa bądź oskarżyć go o kłamstwo. W przypadku oskarżenia o kłamstwo trzeba być bardzo ostrożnym, bo bez obciążających dowodów możemy sobie zamknąć drogę do cennych informacji. Tutaj niestety pojawia się kolejna bolączka „L.A. Noire” – zdarza się, że Phelps rzucając oskarżenie o kłamstwo zarzuca je odnośnie zupełnie innej kwestii niż wynikałoby to z toczącej się rozmowy, a co za tym idzie – nagle zostajemy z ręką w nocniku, bo akurat tego zarzutu nie jesteśmy w stanie poprzeć dowodami. Konkretnych przykładów ze względu na spoilery nie będę przytaczał, ale nie tylko ja miałem ten problem.
Pozostają jeszcze dwa elementy rozgrywki – strzelanie i prowadzenie samochodów. W obu przypadkach jest dobrze i strzelanie wraz z systemem osłon nie przysparza zbyt wielu problemów, a prowadzenie samochodu wydaje się całkiem rozsądne i pozwala na czerpanie sporej frajdy.
Oprawa
Graficznie „L.A. Noire” wygląda bardzo dobrze, ale nie rewelacyjnie. Najważniejszy element gry – animacja twarzy wygląda świetnie i tutaj nie ma się do czego przyczepić, może poza takim mini-detalem, że od czasu do czasu widać, że postać wzrokiem nie do końca „celuje” w swojego rozmówcę. Kiepsko jednak wygląda połączenie fantastycznej animacji twarzy i kukiełkowatego korpusu – czasem ruchy postaci i gestykulacja wyglądają do przesady sztucznie w porównaniu właśnie z twarzą, no ale to już taki minus użytej technologii. Panie z dużymi dekoltami również obnażają kolejny minus – skóra na dekolcie i ramionach odstaje od tej na szyi przez co głowa wygląda na doczepioną i nieco razi.
Jeśli jednak pominiemy te mankamenty, które mogą irytować ale absolutnie nie psują zabawy, gra wygląda świetnie – modele postaci wykonane z dużą dbałością o szczegóły, pieczołowicie odwzorowane modele samochodów i na tyle różnorodne budynki, że nie ma wrażenia powtarzania tych samych tekstur w nieskończoność. Gdyby nie okazjonalne chrupanie pojawiające się bez powodu i dziwactwa związane z MotionScan, nie ma na co narzekać.
Dźwiękowo jest równie świetnie – radio grające podczas jazdy samochodem puszcza adekwatną do lat czterdziestych muzykę, a wszelkie odgłosy otoczenia jak i ryk silników brzmią przyjemnie. Aktorzy podkładający głosy również świetnie wywiązali się ze swoich zadań, choć odrobinkę ponarzekałbym na samego Cole’a Phelpsa który moim zdaniem nieco zbyt często krzyczy.
Warto zatem udać się w podróż do Los Angeles?
Długo zastanawiałem się co odpowiedzieć na to pytanie. Jak wspomniałem już na początku recenzji, jest to gra trudna w ocenie.
„L.A. Noire” to bardzo nietypowa gra i jedno z ciekawszych doświadczeń jakie ostatnio się pojawiły na rynku gier. Przypomina nieco oglądanie filmu detektywistycznego, w którym możemy brać udział. Świetne dialogi, ciekawe sprawy do rozwikłania i wiele mniej lub bardziej spodziewanych zwrotów akcji. Do tego dochodzi bardzo fajna mechanika rozgrywki – oglądanie miejsc zbrodni, przedmiotów i dowodów, genialne przesłuchania, strzelanie, pościgi samochodowe.
Z drugiej strony wielu osobom może nieodpowiadać właśnie to spokojne tempo rozgrywki, które tylko od czasu do czasu jest przerywane dynamicznym pościgiem czy strzelaniną. To samo dotyczy samego śledztwa – za każdym razem jest powielany schemat – zbadaj miejsce zbrodni, zbierz poszlaki, przepytaj osoby, pojedź w konkretne miejsca, znów przesłuchaj, wróc na komendę i postaw zarzuty.
Przyznaję, że początkowo należałem do grupy sceptyków, którzy nie widzieli nic nadzwyczajnego w „L.A. Noire”. Zauważałem tylko schematyczność, ślimacze tempo i oglądanie serialu. Im dłużej jednak pozostawałem w skórze Phelpsa, tym bardziej czułem że gra mnie pochłania. Zdecydowanie nie jest to tytuł pełen akcji i wariackich pościgów, jeśli jednak potraficie oddać się tej atmosferze pracy detektywa, często mozolnej i powolnej zobaczycie zupełnie nowy gatunek gry, którego jeszcze nie było.
Moim zdaniem zdecydowanie warto zagrać w „L.A. Noire”. Pomimo kilku drobnych technicznych zgrzytów i „płaskiego” głównego bohatera to kilkanaście godzin dobrej rozgrywki. Przed zakupem miejcie jednak na uwadze, że nie jest to GTA z perspektywy policjanta. To spokojna gra, z umiarkowanym tempem, nastawiona na atmosferę a nie akcję. Jeśli odpowiada Wam taki typ gry – „L.A. Noire” to pozycja OBOWIĄZKOWA!