Deadlight – recenzja
Deadlight to tytuł, któremu nie poświęcałem z początku zbyt wiele uwagi. Kiedy jednak zaczęły pojawiać się kolejne zwiastuny czy pamiętniki twórców – chciałem mieć ten tytuł jak najszybciej. Dzisiaj rano udało mi się go skończyć, więc pora zadać sobie pytanie – czy warto było się tak jarać produkcją Tequila Works?
Historia
Akcja Deadlight rozgrywa się w Seattle. Miasto opanowane jest przez zombie, które w grze nazywane są cieniami. Nasz protagonista Randall Wayne oddziela się już na samym początku gry od grupy przyjaciół, którzy postanowili uciec z miasta i rusza na poszukiwania swojej żony i córki, które znajdują się gdzieś w mieście. Szybko jednak natrafia na rozbity samochód swoich wcześniejszych towarzyszy i przy okazji musi uratować również ich z opresji.
W zasadzie 90% historii opowiadają pół-animowane rysunki, do których trzeba się przekonać. Kiedy jednak się przekonamy, zauważymy że idealnie pasują do całości i jakiekolwiek inne formy przedstawienia fabuły odstawałyby od całości produkcji.
Fabuła chwilę się rozkręca i choć początkowo wydaje się być marginalna, szybko nabiera znaczenia i przebija się na pierwszy plan. Przede wszystkim jednak, jak przystało na dobrą produkcję, pod koniec czeka na nas plot twist, którego nawet przez moment się nie spodziewałem.
Oprawa audiowizualna
Deadlight korzysta z silnika Unreal Engine 3 i wizualnie wygląda jak połączenie Limbo z Shadow Complex. Bez dwóch zdań produkcja Tequila Works jest jedną z najpiękniejszych gier na Xbox Live Arcade. Fenomenalny klimat buduje zarówno bogate w detale otoczenie, które jest mocno zróżnicowane, jak i niesamowita gra świateł. Zakochałem się w świecie Deadlight już od pierwszego momentu – ten nawet przez chwilę nie ma słabszego wizualnie momentu.
Soundtrack z Deadlight to klasa sama dla siebie. Orkiestrowa, mocno nastrojowa muzyka kapitalnie podkreśla wydarzenia na ekranie. Wszelkie odgłosy strzałów, walących się budynków czy harczących zombie brzmią świetnie. Aktorzy podkładający głosy pod poszczególne postaci również spisali się na medal, a głos Randalla Wayne’a, naszego protagonisty, to absolutne mistrzostwo świata jeśli chodzi i dopasowanie.
Dla mnie idealnym podsumowaniem oprawy jest fakt, że potrafiłem od razu po uruchomieniu Deadlight odłożyć pada na kilka chwil aby chłonąć muzykę w głównym menu. Niby banalna rzecz, a potrafiła niesamowicie oddać atmosferę świata do którego wkraczamy.
Rozgrywka
Pora odpowiedzieć na pytanie – jak się gra w Deadlight? Jeśli szukacie strzelaniny, w której będziecie wybijać stada zombie, to niestety źle trafiliście. W produkcji Tequila Works bezpośrednie starcie z grupą przeciwników w większości przypadków kończy się naszym zgonem. Zamiast tego twórcy zachęcają nas do kombinowania i używania otoczenia jako broni, bądź po prostu ucieczki czy obejścia przeciwników.
Nie oznacza to jednak, że Randall jest całkowicie bezbronny. Po drodze w nasze ręce trafią takie rzeczy jak topór strażacki, rewolwer czy strzelba. Walka toporem szybko jednak zużywa naszą wytrzymałość, a zmęczony Randall nie jest w stanie walczyć. Broń palna również jest skuteczna na krótką metę, bo amunicji jest mało. Walka to ostateczność – warto wbić sobie to do głowy rozpoczynając przygodę z Deadlight.
Studio Tequila Works przygotowało dla nas za to bardzo ciekawe plansze, które od czasu do czasu będą wymagały od nas wytężenia szarych komórek w celu znalezienia wyjścia z danej sytuacji. Nie jest to nigdy nad wyraz skomplikowane, ale wymaga nie tylko dobrego przemyślenia ale również zwinnych palców np. w jednej z lokacji będziemy uciekać z walącego się budynku po drodze pokonując przeszkody terenowe.
Niestety tutaj pojawia się jedna jedyna bolączka Deadlight. Sterowanie przez 99% czasu gry działa i sprawuje się idealnie, ale sekcje wymagające serii skoków potrafią doprowadzić do szału za sprawą „dziwnej” obsługi tego elementu poruszania się. Jest to jednak drobna skaza na poza tym fantastycznej grze.
Czy zatem warto wyłożyć 1200MS Points?
Ciężko mi znaleźć coś, do czego można by się przyczepić, nie licząc pierdoły w postaci mechaniki skakania. Produkcja Tequila Works to świetny tytuł, który dostarczy każdemu przynajmniej 5 godzin rozgrywki, od której ciężko się będzie oderwać. Ci, którzy będą chcieli pozbierać dodatkowo wszystkie kartki pamiętnika, czy elektroniczne gierki z lat 80tych mogą dołożyć jeszcze ze 2 godziny rozgrywki.
Deadlight to naprawdę kapitalna gra. Z pozoru banalna historia idealnie komponuje się z otaczającym naszego bohatera światem i motywuje nas do dalszej gry, a zaskakujący zwrot akcji pod koniec rozgrywki jest więcej niż satysfakcjonujący.
Jeśli macie wolne punkty, to powinniście jak najszybciej zaopatrzyć się w grę od Tequila Works. Deadlight jest bez dwóch zdań ważne każdej złotówki.