Asset 3

Dishonored – Recenzja

Ernest "zmyślony" Michalski / 18.10.2012
komentarze: 0

Kiedy świat pierwszy raz usłyszał o Dishonored, od razu wiedziałem, że ta gra musi się udać. W końcu wszyscy z branży gier wideo śledzili kolejne informacje podawane przez autorów gry – studio Arkane Studios, twórców między innymi bardzo dobrego Dark Messiah of Might & Magic.

W zaprezentowanej wideozapowiedzi (która jednocześnie była pierwszą informacją o grze), pokazano bardzo intrygujący świat, świetny sposób rozgrywki i klimatyczną oprawę audiowizualną. Nic dziwnego, że gra szybko stała się jedną z najbardziej wyczekiwanych produkcji tego roku. Czy warto ją kupić? Myślę, że tak.

Dunwall

Idąc na przekór panującym trendom, wcale nie oglądałem coraz to nowszych materiałów, którymi przed bardzo szybko zbliżającą się premierą, częstowali nas twórcy. Wręcz przeciwnie, do Dishonored podchodziłem z ogromnym dystansem, mając na uwadze stare przysłowie „dużo mówią, mało robią”. Oczywiście pierwsze minuty gry przyprawiły mnie o nie lada zdziwienie, kiedy okazało się, że gra jednak jest taka jak obiecywano. Pierwsze skojarzenia? Połączenie serii Thief i BioShock, chociaż podobieństw z tym drugim tytułem jest o wiele więcej. Ale wszystko po kolei.

Grę rozpoczynamy w mieście o nazwie Dunwall. Steam punkowa metropolia boryka się z nie lada problemami. Po pierwsze, w mieście panuje epidemia, która zbiera coraz to większe żniwo. Po drugie, na ulie wychodzą złodzieje i przekupione władze. Sytuacja pogarsza się, kiedy na naszych oczach ginie Cesarzowa, ostatnia osoba, która mogła cokolwiek zrobić z narastającym w mieście chaosie. A my, lądując w centrum wydarzeń, zostajemy posądzeni o zdradę, śmierć cesarzowej i porwanie jej córki. Nasze zadanie nie jest więc skomplikowane – musimy uratować swoje dobre imię a do tego uratować małą Emily i pozwolić dziewczynce zasiąść na tronie.


Dunwall to niebezpieczne miejsce i nie łatwo osiągniemy nasz cel. Miasto bardzo przypomina Oran z Dżumy, Alberta Camusa. Metropolia jest pogrążona w epidemii roznoszonej przez szczury, a piękne wysokie budynki, które widzimy rozpoczynając naszą przygodę szybko zmieniają się w ruinę. Intrygi i korupcja, panująca wśród władzy, która powinna dbać o porządek szybko wyniszczają miasto. W grze widać motywy zaczerpnięte z Gry o Tron i Makbeta. Muszę przyznać, że jest to posunięcie niezwykle dojrzałe, nadające Dishonored tonu, którego brakuje innym tytułom. Widać to szczególnie kiedy wydarzenia na ekranie komentuje tajemniczy narrator, wypowiadający się ironicznie i poruszający ważne zagadnienia natury człowieka. Trzeba przyznać, że choć jego tajemnicza osoba zadaje wiele pytań, które zarówno On sam jak i gra pozostawiają bez odpowiedzi, to jest On w tej grze jednym z najważniejszych elementów. Zupełnie jakby cała reszta była tylko skromnym dodatkiem do jego smutnej ale i wiarygodnej historii.

Rozgrywka

Przechodząc już do rozgrywki, to ta prezentuje się naprawdę świetnie. Gra składa się z 10 misji, które możemy wykonać z reguły na dwa sposoby: zabijając przeciwników lub pozostawiając ich przy życiu. Oczywiście ten pierwszy sposób nie jest żadnym wyzwaniem i psuję całą zabawę, którą oczywiście niesie za sobą drugi sposób. Tu możliwości jest o wiele więcej, bo możemy przeciwników ogłuszać, omijać lub odwracać ich uwagę.

Dishonored nie jest jednak różą bez kolców. Pomimo faktu, że mamy mnóstwo sposobów na wykonanie misji, to mapy są bardzo małe i czuć ograniczony wąski korytarz, po którym prowadzą nas twórcy, każe zboczenie z trasy szybko się kończy. Inteligencja przeciwników, którzy praktycznie się nie poruszają, także nie zadowala. No i pozostaje kwestia ich mocno ograniczonych animacji. Ot ktoś zapali papierosa lub ponarzeka na swoją pracę. Swoboda oczywiście jest, ale wszystkie nasze działania prowadzą do trzech możliwych zakończeń gry, które w dodatku niewiele się różnią i pozostawiają wiele rzeczy niedopowiedzianych.

Wybór dobra, zła lub większego zła to stanowczo za mało jak na grę, która opowiada o problemach moralnych i przemianach jakie zachodzą w dobrych ludziach, którzy zmuszeni są zabijać. Nie zachwyca także forma w jakiej przekazywane są treści związane z fabułą. Większość informacji w tej grze przekazywana jest w formie nudnych dialogów, wypowiadanych przez pozbawione emocji głosy (tylko w języku angielskim, choć z polskimi napisami). Reszta, zawarta jest w książkach, które znaleźć można porozrzucane po naszej drodze, ale nie są one warte poświęcania uwagi.

Wątek główny jest liniowy i przewidywalny do bólu. Sytuację ratują wydarzenia z drugiego planu, które są po prostu ciekawsze, niestety misji pobocznych jest zaledwie kilka i wykonujemy je przy okazji wątku głównego. Ukończenie całości nie stanowi najmniejszego wyzwania dla przeciętnego gracza i pozwala bawić się przez około 8 godzin. Dla żądnych dodatkowych wrażeń pozostaje podwyższanie statystyk i zbieranie znajdziek. A to trochę pieniędzy na ulepszanie naszego skromnego arsenału, a to kilka run za które możemy kupić nowe zdolności.

Co do umiejętności naszego bohatera, nie mam zastrzeżeń. Zarówno oryginalna maska jak i jego moce, pozwalają coraz to łatwiej osiągać wyznaczone cele. Tutaj czapki z głów dla autorów, bo naprawdę jest tego sporo, a do tego każde ulepszenie jest wyraźnie odwzorowane. Przykładowo pistolet z każdym ulepszeniem zmienia swój wygląd i sposób działania a ulepszona moc teleportu pozwala nam się przenosić na większy dystans. Pewien niedosyt może wynikać z faktu, że poziomy ulepszenia są tylko dwa. Zarówno w przypadku wyposażenia jak i umiejętności, ale większa ilość mogłaby się po prostu nie przydać. Przechodząc grę pierwszy raz i tak nie odblokujemy wszystkiego, warto więc zostawić sobie stany zapisu i wrócić do poprzednich misji przechodząc je przy użyciu innych zdolności.

Oprawa

Gra działa na silniku Unreal Engine 3 przez co na każdym kroku widać ograniczenia wynikające z tworzenia równolegle na kilka platform. Grafika pozostawia wiele do życzenia, tekstury są momentami bardzo słabe, ale na szczęście oprawa to zupełnie inna para kaloszy. Widać, że projektanci mieli przebłyski geniuszu przy projektowaniu lokacji i postaci, które charakteryzuje komiksowa kreska i steam punk w dawce, która nawet ludziom nie przepadającym za tym nurtem kultury przypadnie do gustu.Wygląd miasta i jego mieszkańców był wzorowany na XIX wiecznym Londynie.

Udźwiękowienie stoi na podobnym poziomie. Można by to zrobić lepiej, ale w połączeniu z całą resztą, wydaje się, że wszystkie zębatki są na swoim miejscu i pracują jak należy.

Na koniec

Jeśli miałbym wydać jasny werdykt w sprawie tej gry, miałbym duży problem. Z jednej strony jest to powiew świeżości, który naprawdę przyda się branży gier wideo, a z drugiej mechanika tej gry jest trochę zbyt przestarzała jak na dzisiejsze trendy. System zapisywania gry, zbieranie fiolek z życiem i maną przypominają ten etap gier wideo, kiedy jeszcze rządził Half-Life. Ale minęło już kilka lat i teraz produkcje nie są dobre lub złe, czarne i białe.

Ciężko jest powiedzieć czy kiedyś jeszcze wrócę do świata Dishonored, czy odłożę ten tytuł na półkę, na której pudełko przykryje warstwa kurzu i zapomnienie. Pomimo tego jestem pewny, że gdyby ktoś zadał mi pytanie o godziny spędzone nad Dishonred odpowiedziałbym jednoznacznie: było warto.