Asset 3

Borderlands 2 – recenzja

Ernest "zmyślony" Michalski / 27.10.2012
komentarze: 0

Gry wideo podobnie jak filmy osiągnęły taki poziom, na którym ciężko jest wymyślić coś świeżego. Jednocześnie branża chłonie gry robione w staroszkolnym stylu. Szczerze mówiąc Borderlands 2 to coś pomiędzy tymi dwoma potrzebami, bo jest to zarówno zlepek świetnych, świeżych pomysłów jak i jedna z najlepszych kontynuacji jakie widział świat.

Jeśli jeszcze nie graliście w nową grę Gearbox Software, warto nadrobić zaległości, nawet jeśli nie jest się fanem zarówno studia, które stworzyło tą grę, jak i oryginalnego Borderlands. Jedynki nie udało mi się ukończyć. Nie pozwoliła mi na to jej schematyczność, a także nudne misje, które przyczyniły się do tego, że Borderlands nie było serią z którą wiązałem jakiekolwiek nadzieje. W „dwójce” pod względem fabuły jest zupełnie inaczej, a reszta ponieważ sprawdziła się w pierwszej części, została nieznacznie usprawniona tak, żeby koło Borderlands 2 nikt nie przeszedł obojętny.

Pandora 2.0

Od czasu naszej ostatniej wizyty na planecie, dużo się zmieniło. Powierzchnię planety w większości nadal pokrywają pustkowia, jednak jest też trochę śniegu, jaskiń i kopalni. Jest nawet rezerwat a także fragment dzikiego zachodu. Każdy znajdzie w tej grze coś dla siebie i szczerze mówiąc, myślę, że autorzy odnaleźli złoty środek. Mapy są na tyle duże, że można czasem zastanawiać się w którą stronę iść, a z drugiej strony nie ma co narzekać na to, że zbyt dużo czasu poświęca się na podróżowanie. W dodatku przemieszczanie się ułatwiają punkty szybkiej podróży, które są w grach tego typu standardem.

Po rozpoczęciu gry i krótkim wprowadzeniu Marcusa(sprzedawcy broni z pierwszej części), naszym oczom ukazuje się przerywnik filmowy, który niewiele różni się od tego z pierwszej części. Jednak od tego momentu można sobie uświadomić kto będzie miał największy ubaw podczas tej gry. Twórcy nie zapominają o swoich oddanych fanach i widać, że ich głównym celem było ulepszenie poprzedniej części, a nie tworzenie czegoś nowego. Więc jeśli spodziewaliście się rewolucyjnych zmian, bardziej dojrzałego tonu czy oprawy, to Borderlands 2 po prostu wam się nie spodoba. Ale jeśli pierwsza wizyta na Pandorze choć trochę zapisała się wam w pamięci, zapewniam, że jest więcej, szybciej i lepiej.

Gdyby gazyliony broni wam nie wystarczyły, dorzucono ich jeszcze trochę. Do tego różnice między każdą z nich są jeszcze bardziej odczuwalne. Co wy na to, żeby postrzelać z gadającego karabinu snajperskiego, lub strzelby, która leci i ostrzeliwuje przeciwników? Poprawiono też granaty, regenerujące się tarcze i modyfikacje postaci.

Oczywiście jest tego o wiele więcej, ale większość z unikalnych broni można zdobyć dopiero po osiągnięciu maksymalnego poziomu doświadczenia, a tych jest tak jak poprzednio 50. Ukończenie gry następuje około 30 poziomu doświadczenia, później można bez problemu kontynuować rozgrywkę. Twórcy już w dniu premiery zapowiedzieli, że gra będzie rozwijana dodatkami, które w przypadku Gearbox Software nie są słowami rzucanymi na wiatr. Pierwszą część dodatki DLC wydłużyły o kilkanaście godzin gry i masę nowej zawartości. Z częścią drugą jest już podobnie. Niedawno wydano dodatki w formie piątej grywalnej postaci – Mechromancera, oraz dodatek zawierający mapy, zadania, bronie, nowych przeciwników i nowy pojazd.

Nowości

W grze pojawia się system nieznacznego ulepszania statystyk. Zdobywając poszczególne osiągnięcia, odblokowujemy bonusy dla wszystkich naszych bohaterów. Są to ulepszenia rzędu kilku procent np. obrażeń i nie stanowią one jakiejś mocno odczuwalnej różnicy. Jednak ktoś, kto przeszedł grę kilka razy z pewnością będzie miał lepszą postać, niż ktoś kto dopiero zaczyna grać, mimo że ma ten sam poziom(można to wyłączyć). Dalej wszystko wygląda standardowo. Mamy możliwość kooperacji do czterech osób jednocześnie, zarówno przez internet jak i sieć lokalną. Na tym polu niewiele uległo zmianie. Problemem może być fakt, że wszyscy gracze mają wspólne łupy, a co za tym idzie nie raz dochodzi do sytuacji, kiedy ktoś ukradnie nam z przed nosa świetny sprzęt, pozostawiając nas z niczym. Ale mimo wszystko to właśnie w grze wieloosobowej Borderlands 2 rozwija skrzydła.

Gdyby jednak znaleźli się tacy, którzy wolą grać samotnie, z pewnością będą się bawić o wiele lepiej niż podczas gry w pierwszą część. Słuchając nudnych dialogów i wypełniając szablonowe misje w pierwszej odsłonie, można było zasnąć. Tymczasem w Borderlands 2 nie uświadczycie nudy ani trochę. Misje zlecają nam ciekawe osobistości(w większości znane z oryginału twarze) i zaskakują swoją oryginalnością na każdym kroku. Na tym polu wygrywa robot claptrap, który zleca nam jeden z najtrudniejszych zadań w historii gier i to na krótko po rozpoczęciu gry!

Fabuła jest dużo bardziej przejrzysta i w reszcie nie trzeba zastanawiać się o co tak właściwie chodzi. Nie ma tu jednak rewelacji i nie będzie zaskoczenia, w końcu główny wątek sprowadza się do zabicia naszego nemesis. Większość czasu spędzimy na walce z Przystojnym Jackiem, który stoi na czele armii robotów i produkującej ich organizacji Hyperion. Główny zły w tej produkcji, również zleca kilka misji, które pewnie jeszcze długo będą tkwiły mi w pamięci. Bezpośredni i bezczelny humor Borderlands to coś co albo pokochacie albo znienawidzicie. Bardzo spodobały mi się informacje wyskakujące w menu głównym. Obok reklam studia, dodatków i porad, pojawia się informacja „wracaj do gry, Przystojny Jack sam się nie pokona!”. Spokojnie, takich żartów jest tutaj mnóstwo, odkrycie ich pozostawiam każdemu z osobna.

Rozgrywka

Rozgrywka jest bardzo płynna i uzależniona w większości od preferencji gracza. Każda z pięciu postaci ma trzy drzewka rozwoju postaci, w których większość zdolności jest po prostu pasywna. Jedynie kilka z nich można wykorzystywać aktywnie, lub ulepszać główne zdolności. Każda postać ma jedną charakterystyczną zdolność. W przypadku karła Salvadora jest to furia, podczas której strzela on z dwóch broni jednocześnie. Syrena Maya potrafi zatrzymywać przeciwników w polu siłowym, komandos Axton ma rozstawianą wieżyczkę a zabójca o imieniu Zer0 wysyła hologram, odwracający uwagę przeciwników, stając się przy tym niewidzialnym. Dodatkowo wspomniana już piąta postać – Mechromancer Gaige, potrafi wzywać kompana w postaci wielkiego i śmiertelnie niebezpiecznego robota.

Klasy można ulepszać tak, aby były uniwersalne, lub radziły sobie z konkretnym rodzajem broni. Np. Zer0 może mieć większe bonusy do karabinów snajperskich a Salvador do pistoletów. Jednak tylko i wyłącznie od gracza zależy w którą stronę zamierza się rozwijać. Punkty w każdej chwili można zresetować w maszynie w której przy okazji możemy zmieniać wygląd naszej postaci. Gra każdą z postaci sprawia niemałą radość i myślę, że każdy kto przejdzie tę grę, zabierze się za nią po raz drugi grając inną postacią. Fajnym bajerem jest możliwość przenoszenia broni między postaciami za pomocą specjalnej skrytki. Po ukończeniu gry, możemy albo rozpocząć nową grę plus albo kontynuować starą i wypełnić wszystkie misje do końca.

Technicznie

Twórcy wyciągają z Unreal Engine 3 to co się da, dorzucając do tego technologię PhysX Nvidii i ciekawe, bardzo zróżnicowane lokacje. Tekstury mają zwyczaj wczytywać się na naszych oczach, ale na szczęście ma to miejsce tylko przy podróżowaniu z jednej lokacji do drugiej. Reszta działa bez zarzutu. Gra powinna działać płynnie nawet na starszym sprzęcie, na wyższych ustawieniach. Pewne trudności z optymalizacją powstają gdy uruchomimy PhysX. I tak, jest to możliwe nawet na kartach AMD (oczywiście nie obejdzie się bez grzebania w plikach). Uaktywniając tę opcję flagi zaczynają powiewać na wietrze, a żwir i odłamki sypią się na prawo i lewo. Ze spraw technicznych warto również dodać, że wersja PC została pozbawiona trybu gry na podzielonym ekranie, który występuje na konsolach(choć i na to znajdzie się sposób). W grze mamy możliwość zabijania zarówno w dzień jak i w nocy, chociaż w niektórych lokacjach pora dnia jest z góry ustalona. Do oprawy graficznej nie mam większych zastrzeżeń, jednak tak jak w przypadku specyficznych żartów, tak samo tę komiksową grafikę trzeba jakoś przełknąć.

Udźwiękowienie produkcji to kolejny aspekt, na który warto zwrócić uwagę. Muzyka jaka towarzyszy nam podczas rozgrywki to mieszanka szybkich i energicznych kawałków rock i dubbstep. Może nie jestem fanem takiej muzyki, ale kiedy przeciwnicy rozbiegają się dookoła i padają pierwsze strzały, taka ścieżka dźwiękowa zaczyna mieć sens. Sprawa głosów to osobny temat i bohaterowie odzywają się często tak śmiertelnie poważnie, że każde nawet najdurniejsze zdanie brzmi prawdziwie. Wyjątek stanowi głos małego claptrap’a, który marudzi i gada dopóki nie przegrzeją mu się obwody. Ale jest to niewątpliwie ogromny plus tej produkcji, a jego postać jest jedną z najzabawniejszych w grze. Twórcy są tego świadomi i specjalnie wciągają go w wir wydarzeń pierwszoplanowych. Dobrze lub nie, gra nie posiada żadnej polonizacji. Wydawca sprzedaje grę w oryginale z napisami i głosami w języku angielskim. Trochę szkoda, patrząc przez pryzmat tego ile żartów może umknąć, kiedy nie do końca zrozumiemy zdanie. Z drugiej jednak strony, nie wszystko dałoby się przetłumaczyć lub zajęłoby to tyle czasu, że nie zdążyli by się wyrobić do reedycji gry, która pewnie pojawi się w najbliższej przyszłości(gra w wersji z wszystkimi dodatkami).

Podsumowując

Gdybym miał do czegoś porównać Borderlands 2, wybrałbym Rage, produkcji id Software. Obie gry mają wiele wspólnego: lokacje, przeciwników, pojazdy, postapokaliptyczny klimat. Jednak panowie z Gearbox zrobili to, czego ekipa odpowiedzialna za Rage nie potrafiła. Dali graczom ogromną swobodę, mnóstwo misji i broni, których w tej drugiej grze było po prostu mało. Poza tym w Borderlands 2 można zagrywać się godzinami. Przejście głównego wątku zajmuje jakieś kilkanaście godzin. Ale aby przejść grę, musimy albo być bardzo dobrymi graczami, albo przejść misje poboczne, żeby zdobyć wyższy poziom. Z tym bywa tutaj różnie. Niektóre misje dostosowują się do nas, a niektóre mają poziom z góry ustalony. Jeśli odłożycie misje poboczne na później, nie dostaniecie za nie wiele punktów doświadczenia i staną się po prostu łatwe. Ich poziom jest pokazany w menu misji jednak często nie odwzorowuje on rzeczywistości. Zdarzy się, że zlecone zadania będą łatwe do momentu pojawienia się bossa, a Ci są po prostu zbyt silni w porównaniu z przeciwnikami, których musieliśmy pokonać żeby się do nich dostać.

Moja druga wizyta na Pandorze zakończyła się więc bardzo dobrze. Gra dołączyła do grona moich ulubionych produkcji, w których wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Nie dość, że po przejściu gry nadal jest wiele do zrobienia to można ją przejść jeszcze raz, inną postacią, lub rywalizując z przyjaciółmi. Największą frajdę sprawiło mi jednak granie ze znajomymi i myślę, że gdyby Borderlands 2 było pozbawione trybu dla pojedynczego gracza to oceniałbym ją może tylko w kryteriach gry multiplayer, a trzeba powiedzieć, że jeśli chodzi o kooperację to nie ma sobie równych.