BEST Gamers Tournament – relacja z imprezy
Sobotni poranek. Warszawa. Gmach Główny Politechniki Warszawskiej i liczba studentów obecnych na jednej auli, która mogłaby wprawić w zakłopotanie najznamienitszych wykładowców. Bynajmniej nie najtrudniejsze zaliczenie w semestrze, a walka o inne punkty. W skrócie druga edycja turnieju BEST Gamers Tournament, największa tego rodzaju inicjatywa studencka w Polsce.
Bezpłatny wstęp, różne atrakcje i miła, niemalże rodzinna atmosfera spowodowały, że turniej BGT wzbudził niemałe zainteresowanie, nie tylko wśród studentów. Same zapisy, dokonywane drogą elektroniczną, zakończyły się już po kilku dniach (a przynajmniej miało to miejsce w przypadku League of Legends), co z drugiej strony oznacza, iż najwięcej było samych grających. Nie przeszkodziło to jednak dobrze bawić się i tym, którzy na drugą odsłonę zawodów e-sportowych przybyli w roli typowego obserwatora. Czy warto było odwiedzić mury jednej z najstarszych i najbardziej zasłużonych uczelni technicznych w Polsce?
Pierwsze kroki na Politechnice
Na czas weekendu, w arenę rozgrywek turnieju BGT zamieniła się Mała Aula w Gmachu Głównym, jednak pierwszym moim wrażeniem, po przekroczeniu progów Politechniki, była myśl, dlaczego nie wykorzystano potencjału Dużej Auli. Szybko jednak skonfrontowałem przemyślenia z rzeczywistością i okazało się, że najzwyczajniej w świecie było tam za jasno, na puszczenie streamu meczy przy pomocy rzutnika, a dodatkowo przygotowaną ją pod inny, ważniejszy zjazd. Niemniej wewnętrzny i lekko absurdalny niesmak pozostał.
Nadszedł czas na skontrolowanie, czy główny organizator (Stowarzyszenie Studentów BEST) należycie odrobił pracę domową. Na pewno trafną decyzję podjął już na starcie, gdy pomimo lekkiej obsuwy, zaangażowani w turniej studenci sprawnie przeprowadzili potwierdzenie zapisów, wpuszczając żądnych wrażeń graczy, małymi grupkami. Oczywiście nie pozwoliło to całkowicie uniknąć tłumu, gromadzącego się sukcesywnie już od godziny ósmej rano, ale na pewno skróciło oczekiwanie pozostałych. Zapisy przeprowadzano w czterech kategoriach, w zależności od dyscypliny (tj. danej gry): Counter Strike 1.6, wspomnianym wcześniej League of Legends, StarCraft II i FIFA 13. W cenie dwunastu złotych, każdy z graczy otrzymywał koszulkę, identyfikator ze smyczką, zniżkę na jedzenie oraz oczywiście szansę na pokazanie swoich umiejętności. Zdecydowanie dobrym posunięciem było także umożliwienie rozgrywek niezgłoszonym wcześniej osobom. W ten sposób zmniejszono niewykorzystane wolne miejsca, przy zadowoleniu spóźnialskich i co bardziej pechowych. Kiedy zapisy dobiegły końca, na salę wpuszczono pozostałych.
Turniej od środka
Rozplanowanie miejsca na Małej Auli zdecydowanie było wyzwaniem, w dodatku o strategicznym znaczeniu. W gruncie rzeczy nawet się udało, choć zarzucić mógłbym zbyt mały obszar przeznaczony na fun zone (jedynie dwa stanowiska Xboxa 360) oraz dość niewiele miejsc siedzących dla osób, które śledziły rozgrywkę na dużym ekranie. Ten ostatni rzeczywiście był ogromny, zajmował bowiem całą jedną ścianę i naprzemiennie puszczano na nim mecze LoLa oraz StarCrafta. Dopełnienie streamu gier zajął komentarz, który tonął niestety w szumie setek głosów. Zawodnicy zmagający się w FIFĘ, musieli natomiast zadowolić się czterema konsolami, niejako pod sceną, rozmieszczonymi po obu stronach ekranu. Najwięcej do powiedzenia mieli gracze przy stanowiskach komputerowych, na które przeznaczono ponad połowę dostępnego miejsca, dodatkowo skutecznie odgradzając je od gawiedzi. Od razu widać było, do kogo przede wszystkim kierowano turniej, ale patrząc obiektywnie – większość przyszła, żeby wystartować. Inna sprawa, że organizatorzy nie spodziewali się na BGT aż takich tłumów, co zresztą przyznał sam koordynator wydarzenia. Miejscami nie było gdzie wcisnąć ręki, ale paradoksalnie wróży to dobrze kolejnym edycjom.
Warsztaty AGIP
Równolegle do turnieju BGT, kilka sal dalej, warsztaty prowadziła Akademia Gier i Postprodukcji, fundując wszystkim zainteresowanym (przede wszystkim chcącym podjąć pracę przy tworzeniu gier) panele i wykłady. W sobotę wystąpili kolejno Maciej Szcześnik z CD Projekt RED oraz Andrzej Mędrycki i Daniel Sadowski z Nitreal Games. Wszyscy oni podchodzili do tematu właśnie od strony developerskiej, opowiadając o swoim fachu i udzielając porad osobom myślącym o wstąpieniu do branży. Jak oczywiście można było się spodziewać, po prelekcji pana Macieja większość słuchaczy pytała o Wiedźmina 3, choć nie zabrakło innych pytań, bardziej powiązanych z merytoryczną stroną wystąpienia.
Gorąca atmosfera
Członkowie BEST jak tylko potrafili, dbali o atmosferę w czasie zawodów. Pomimo ogólnej ciasnoty, wszyscy czuli się raczej komfortowo i do końca trwali w dobrych humorach. Okazyjnie organizowane na scenie konkursy tylko zachęcały do uważnego śledzenia wydarzeń na auli, a swój sposób na rozbudzenie i podładowanie akumulatorów znalazł także Starbucks. Kawowi wysłannicy rozlewali na korytarzu kawę każdemu chętnemu, oczywiście w czynie społecznym. Z kolei gracze mogli liczyć na darmowe RedBulle, również zastrzyk energii podczas dwóch wyczerpujących dni.
Największą wadą turnieju były chyba obsuwy, chociaż wynikały przede wszystkim z roztargnienia występujących drużyn. Wśród zawodników brakowało niekiedy samodyscypliny (drużyna spóźniająca się na swój mecz prawie godzinę), zaś organizatorzy za wszelką cenę starali się załatwić sprawę polubownie, co skutkowało właśnie takim przedłużającym się oczekiwaniem. Sami opiekunowie wydarzenia wszelkie swoje potknięcia i zmiany ogłaszali na bieżąco. Widać, że starali się ze wszystkich sił, by każdy odebrał imprezę pozytywnie. Dużo też można wybaczyć im, ze względu na brak doświadczenia, co sami przyznawali, z góry przepraszając za wszelkie niedogodności i niedociągnięcia.
Chociaż dane było mi przebywać na BGT tylko w sobotę, ostatecznie opuściłem teren Politechniki zadowolony. Stowarzyszenie Studentów BEST zafundowało nam ciekawe wydarzenie e-sportowe, które, choć nienależące do czołówki tego typu imprez w Polsce, rozpatrywane w charakterze quasi-profesjonalnego turnieju, naprawdę miło mnie zaskoczyło i dało radę na każdym możliwym poziomie. Może właśnie w tym leżała siła eventu. Pozwalał on sprawdzić się osobom, które zawodowych graczy oglądają tylko w internecie. I choć zdarzały się drużyny walczące pod czujnym okiem menedżerów, większość graczy przyszła przede wszystkim dobrze się bawić. Co zresztą miało swoje potwierdzenie wśród wychwyconych przeze mnie rozmów, czy reakcji. Uczestnicy niespecjalnie nastawiali się na wygraną, tym samym nie przejmując się przedwczesnym odpadnięciem z rozgrywek. W połączeniu z przychylnymi głosami komentującymi całokształt pracy organizatorów, daje to dobre rokowania na przyszłość. Może za kilka lat BEST Gamers Tournament urośnie do rangi zawodów ogólnopolskich, co z aktualnym uspołecznieniem (kampania marketingowa + działalność internetowa) oraz wsparciem sponsorów, jest jak najbardziej możliwe. Tymczasem zacieram ręce na myśl o trzeciej edycji i już teraz kieruję do was zaproszenie na przyszłoroczny turniej w Warszawie.
Na koniec chciałem podziękować zaprzyjaźnionej z redakcją pani fotograf, która chociaż trochę uratowała moje marne zdjęcia 🙂