BioShock Infinite – recenzja
Od premiery BioShock Infinite już minęło trochę czasu, ale dopiero teraz udało mi się ukończyć ten tytuł. Pora zatem napisać parę słów na temat nowej produkcji studia Irrational Games. Czy produkcja ta faktycznie jest tak dobra jak możemy usłyszeć dookoła? Zapraszam do lektury.
Początek
BioShock Infinite podobnie jak pierwsza odsłona serii oscyluje wokół budowy utopijnego miasta, w którym wszyscy będą mogli żyć długo i szczęśliwie. Gra rozpoczyna się zresztą dosyć podobnie jak pierwszy BioShock – docieramy do latarni morskiej, wspinamy się na jej szczyt i sygnalizujemy chęć podróży przy pomocy odpowiedniej kombinacji dźwięków. Chwilę później znajdujemy się już w kapsule, która wyrzuca nas wysoko ponad chmury a naszym oczom ukazuje się Columbia.
Moment kiedy po raz pierwszy mozemy zobaczyć podniebne miasto powoduje szerokie otwarcie ust i wybałuszenie oczu. Przejście z ponurego, deszczowego klimatu prosto w słoneczne i do bólu kolorowe miejsce robi niesamowite wrażenie. Columbia wygląda po prostu przepięknie. Stawiając w nim pierwsze kroki będziecie mogli na spokojnie dać się porwać atmosferze sielanki tego pięknego, fascynującego miejsca.
Columbia
Kiedy już otrząśniecie się po pierwszych chwilach spędzonych ponad chmurami BioShock Infinite nie przestaje czarować dalej. Każdy krok, każda kolejna ulica robi jeszcze większe wrażenie – budynki znajdujące się cały czas w ruchu, połączone ruchomymi platformami i systemem podniebnej kolejki (Sky Lines) są imponujące niezależnie od tego ile razy już je widzieliśmy.
Miasto przez cały czas żyje swoim życiem, a nam będzie dane zobaczyć nie tylko jego dobre strony ale również i te mroczniejsze, a nawet te ocierające się o obłęd. To jak Columbia zmienia się w trakcie rozgrywki – z radosnego miejsca, pełnego szczęśliwych ludzi w gorejące miasto rewolucji jest czymś niesamowitym.
Dzięki umieszczeniu miasta w chmurach wyeliminowano uczucie klaustrofobii, które towarzyszyło nam w Rapture. Tym razem mamy wrażenie ogromnej, otwartej przestrzeni którą dodatkowo zwiększa możliwość podróżowania i walk na podniebnej kolejce. Gra również nie jest już tak straszna – zamiast tego ekipa Irrational Games postanowiła zaserwować nam iście epicką przygodę, w której nie brakuje mocnych wrażeń.
Historia
Podobnie jak Rapture, również i Columbia posiada jednego „ojca założyciela”, którym jest Zachary Comstock. Społeczność wierzy w ideały takie jak patriotyzm, wiara a także… przekonanie o wyższości rasy białej. Ewidentny dowód na to pojawia się już w pierwszych minutach rozgrywki, kiedy będziemy musieli podjąć decyzję czy chcemy potępić białą kobietę i czarnego mężyczne za ich miłość, czy „kierownika festynu” za rasizm. Comstock i sympatyzująca z nim warstwa społeczeństwa – tzw. Założyciele nie tolerują jakiejkolwiek niesubordynacji – co wydaje się dosyć radykalne, ale z drugiej strony pozwala mieszkańcom miasta żyć w spokoju.
W trakcie rozgrywki odkrywamy jednak, że w Columbii istnieją także inne społeczności. Reprezentantem drugiej z nich jest Jeremiah Fink – przedsiębiorca, który interesuje się ideałami Założycieli wyłącznie jeśli służy to jego interesom. Dzięki wszechobecnemu rasizmowi może on bez przeszkód wykorzystywać do swoich celów zamieszkujące Columbię mniejszości rasowe jak choćby Irlandczyków czy czarnoskórych.
Wspomniałem już o rewolucji, która z czasem zaczyna trawić Columbię. Wznieca ją ruch oporu – Vox Populi, którego przywódczynią jest Daisy Fitzroy. Skupia ona wokół siebie wszystkich uciemiężonych mieszkańców miasta, którzy chcą walczyć o swoje prawa.
O ile z pozoru może się wydawać, że już jesteście w stanie powiedzieć kto jest „dobry”, a kto jest „zły” to mogę Wam zdradzić że na 90% jesteście w błędzie. BioShock Infinite nie ocenia żadnej z postaci stojącej na czele poszczególnych warstw społecznych, ale pokazuje nam je z każdej strony – zarówno tej dobrej, jak i złej, skłania do myślenia i momentami wywraca nasze wartości do góry nogami.
To wszystko jednak jest dopiero rozgrzewką przed zakończeniem, które coraz mocniej wgniata w fotel z każdą kolejną sekundą. Takiego finału się nie spodziewacie i możecie mi wierzyć na słowo – jeszcze długo po zakończeniu gry będziecie siedzieć wpatrzeni w ekran zastanawiając się nad BioShock Infinite jako całością.
Booker DeWitt
Tak oto nazywa się nasz protagonista – człowiek, który zgodził się wybrać do Columbii aby sprowadzić stamtąd Elizabeth w zamian za anulowanie jego długów. Booker to postać, którą w trakcie rozgrywki będziemy mogli bliżej poznać, co w ostatnim czasie nie jest zbyt często spotykane w grach z tego gatunku. Jest to całkiem gadatliwy jegomość i choć od samego początku widać, że to kłamca i oportunista, to jednak gdzieś w środku widać że chciałby być dobrym człowiekiem, ale jakoś mu to nie do końca wychodzi.
Ekipie Irrational Games udało się stworzyć wiarygodną postać z krwi i kości, która nie jest nam obojętna i której nie traktujemy jako „pojazdu w grze”. To spore osiągnięcie, które dodatkowo pozwala nam jeszcze lepiej wczuć się w atmosferę.
Elizabeth
Postać Bookera jednak wymięka przy dziewczynie, którą musimy porwać z Columbii. Ta tajemnicza dziewczyna jest zamknięta w wielkiej wieży przez Comstocka, a jej bezpieczeństwa strzeże potężny Songbird. Już od pierwszego momentu sposób w jaki poznajemy ją bliżej jest po prostu genialny, bowiem mamy okazję „wcielić” się w postać obserwujących ją ludzi i podglądamy co robi w niektórych pomieszczeniach owej wieży poprzez specjalną aparaturę.
Jej osobowość, gesty, mimika, reakcja na otoczenie czy daną sytuację… to wszystko jest dopięte na ostatni guzik. To niesamowite uczucie, kiedy po zaledwie kilku minutach obcujemy nie z kolejną postacią w grze, ale młodą, zagubioną dziewczyną która pragnie wolności a jej największe marzenie to zobaczyć Paryż. Spędzając z nią coraz więcej czasu wytwarzamy pewną więź z jej osobą i uwierzcie mi – wielokrotnie gdy znikała mi z pola widzenia w trakcie walki panikowałem i za wszelką cenę starałem się ją odnaleźć.
Ilość pracy, o której mogliśmy posłuchać w jednym z materiałów wideo, jest widoczna na każdym kroku – Elizabeth nie tylko porusza się blisko nas, ale podziwia obrazy zawieszone na ścianach, interesuje się przedmiotami na półkach sklepowych czy zaczyna śpiewać w momencie gdy my brządkamy na gitarze. Co więcej – zadbano nawet o takie szczegóły jak ubranie noszone przez Elizabeth, które niszczeje podczas rozgrywki – poszarpane walkami i poplamione krwią.
Moim zdaniem to najlepiej wykreowana postać niezależna, towarzyszka rozgrywki jaką kiedykolwiek widziałem w grach. Zaryzykowałbym nawet, że sprawia ona że granica między postacią komputerową a osobą z krwi i kości delikatnie się zaciera. Wisienką na torcie jest jej głos – Courtnee Draper posiada niesamowity, wręcz hipnotyzujący głos.
Rozgrywka
Czas jednak rzucić okiem na to co najważniejsze, czyli samą rozgrywkę. Booker DeWitt świetnie radzi sobie z bronią palną i nie straszne mu dowolne ilości przeciwników. Cała akcja w trakcie starć jest bardzo szybka i wymaga od nas szybkiego podjemowania decyzji – jaka broń, jaki vigor najlepiej się sprawdzą w danym starciu, co szczególnie jest widoczne w momencie walki z jakimś większym przeciwnikiem.
Arsenał
Dostępny w grze arsenał jest dosyć standardowy – mamy pistolet, shotguna, karabin maszynowy, wyrzutnię rakiet i kilka jeszcze innych raczej tradycyjnych „narzędzi”. Wszystkie jednak świetnie pasują do industrialnego klimatu i roku 1915, czego idealnym przykładem jest minigun na korbkę, który przed użyciem należy nieco rozkręcić.
Każdą z broni posiada cztery „sloty”, w które możemy zaaplikować wybrane przez nas ulepszenia – wliczając w to np. szybsze przeładowanie, bardziej pojemny magazynek, zwiększone obrażenia czy lepszą celność.
Vigory
Ważnym elementem każdego starcia są natomiast Vigory. W dużym skrócie są to specjalne umiejętności, których Booker może używać pod warunkiem posiadania odpowiedniego poziomu soli. Sama koncepcja powinna być dobrze znana fanom serii, bo to po prostu nieco inna nazwa dla znanych z pierwszej odsłony serii Plazmidów.
W grze znajduje się 8 różnych Vigorów i każdy powinien szybko znaleźć wśród nich swojego ulubieńca:
- Bucking Bronco – pozwala on naszemu bohaterowi unieść wrogów na krótką chwilę w powietrze, dzięki czemu nie są oni w stanie zadawać nam obrażeń.
- Devil’s Kiss – świetnie sprawuje się w połączeniu z poprzednim vigorem. Pozwala on na stworzenie kuli ognia i rzuceniu jej w kierunku przeciwników.
- Charge – pozwala on na wykonanie szarży, w efekcie której przeciwnik zostaje odepchnięty i ogłuszony, bądź całkiem zabity. Niestety w przypadku takich przeciwników jak np. Handyman nie jest on specjalnie użyteczny
- Murder of Crows – wysyła w kierunku przeciwnika stada kruków, które nie tylko sprawiają że będzie on chwilowo unieruchomiony, ale również będą zadawały obrażenia przez ten okres czasu
- Possesion – cel przez pewien czas staje się naszym sprzymieżeńcem. Jeśli jest to człowiek to po zakończeniu opętania popełnia on samobójstwo.
- Return to sender – wytwarza tarczę, która absorbuje wszelkie ataki przeciwników i pozwala również na odwrócenie tych ataków przeciwko nim
- Shock Jockey – zabawa z błyskawicami w najbardziej tradycyjnej formie – poraża przeciwników unieruchamiając ich i jednocześnie zadając obrażenia
- Undertow – pozwala przy pomocy strumienia wody odepchnąć bądź przyciągnąć przeciwników
Każdy z vigorów posiada „dwa tryby ataku”, z których jeden aktywujemy poprzez naciśnięcie przycisku, natomiast drugi poprzez przytrzymanie wspomnianego przycisku. Przykładowo – kiedy tylko naciśniemy przycisk Undertow odpycha wybrany cel, natomiast przytrzymanie przycisku powoduje, że cel zostanie do nas przyciągnięty.
Podobnie jak bronie, również i vigory mogą być ulepszane, co m.in. może obniżyć koszt energii potrzebnej do jego użycia, zwiększyć jego moc bądź czas trwania.
Walka wręcz
Na sam koniec pozostaje jeszcze walka wręcz, a raczej możliwość wykorzystania haka do egzekucji znajdujących się w pobliżu przeciwników. Jest to dosyć brutalne i odrobinę przerysowane, ale bez dwóch zdań bardzo skuteczne.
Sky lines
Wspomniana podniebna kolejka nie jest dostępna w każdym miejscu Columbii i jej wykorzystanie w trakcie walki także nie jest niezbędnym elementem rozgrywki, ale kiedy już opanujemy jak szybko można się za jej pomocą przemieszczać po polu bitwy i nauczymy się wykorzystywać system egzekucji – walka stanie się o wiele łatwiejsza.
Zasięg posiadanego przez nas Sky Hooka, za pomocą którego możemy poruszać się po wspomnianych szynach, jest ogromny co pozwala na bardzo szybkie doskakiwanie do przeciwników, eliminację dwóch trzech i bezproblemową ucieczkę chwilę poźniej aby dać sobie czas na regenerację tarczy.
Elizabeth w walce
W momencie, gdy dołączy do nas Elizabeth walki z przeciwnikami stają się odrobinę łatwiejsze. Drobna dziewczyna potrafi w trakcie walki poratować nas dodatkową amunicją, napojem regenerującym poziom soli potrzebnych do używania vigorów a nawet flaszką regenerująca poziom życia. Nie robi tego jednak „na zawołanie”, więc nie można na tym polegać w 100% podczas walki, jendak robi to dość sprawnie.
W późniejszej fazie rozgrywki dodatkowo pojawia się możliwość otworzenia przez Elizabeth wyrw do innego świata, co pozwala na przeniesienie różnych przedmiotów do naszej rzeczywistości – od zestawów medyczny, przez dodatkową broń po w pełni zautomatyzowane wieżyczki a nawet wielkich sprzymierzeńców takich jak Motorized Patriot.
Oprawa audiowizualna
Tak całkiem na serio – w tej kwesti BioShock Infinite jest absolutnym arcydziełem. Być może nie mamy do czynienia z bardzo realistyczną grafiką, a tekstury momentami troszeczkę zawodziły, to wykreowany obraz jest właśnie tym… przepięknym, baśniowym obrazem pełnym smaczków i drobnych detali, które większość twórców zwyczajnie pomija. To połączenie świetnego obrazu z rewelacyjną oprawą dźwiękową sprawia, że momentalnie zostajemy wchłonięci przez świat BioShock Infinite i ciężko jest się oderwać od tej podróży.
Nie inaczej jest w przypadku głosów postaci, które zostały dobrane fenomenalnie. Każdy z aktorów doskonale wywiązał się z powierzonego mu zadania i stworzył wiarygodną postać – od Bookera, przez Elizabeth po nawet małego chłopczyka spotykanego na początku rozgrywki.
Obowiązkowe arcydzieło
Kiedy obawiałem się, że czekają na nas już tylko strzelaniny takie jak Modern Warfare 3 czy Battlefield 3, studio Irrational Games pokazało nam, że strzelaniny fpp mogą być czymś więcej.
Piękna oprawa audiowizualna, świetnie nakreślone postaci z krwi i kości, z którymi jesteśmy w stanie się utożsamić i które potrafią sprawić że ich los nie będzie nam obojętny, a na dodatek nietuzinkowa i rozwijąjąca się przez całą rozgrywkę fabuła.
Jestem więcej niż pewien, że BioShock Infinite powalczy o tytuł gry roku. Powiedziałbym wręcz, że nie jest to gra, a baśń w której możemy wziąć udział. To w jaki sposób oddziaływuje na nasze zmysły to coś niesamowitego – dawno już nie było tytułu, który potrafiłby coś takiego osiągnąć.
Obstawiam, że większość z Was już miała okazję zagrać i ukończyć BioShock Infinite, ale jeśli chwilowo zakup ten przekracza możliwości Waszego budżetu odłóżcie wszelkie inne zakupy na później – to jest obowiązkowa pozycja w tym roku i jeśli nie zagracie w nią, to ominie Was coś niesamowitego.
Irrational Games przypomina zarówno nam jak i innym developerom na czym polega tworzenie gier i jak silne jest to medium.