Call of Juarez: Gunslinger – recenzja
Mimo iż jestem jedną z tych osób, które lubią westerny, a w szczególności te starej daty produkcje z Johnem Waynem, z serią Call of Juarez polskiego studia Techland jakoś do tej pory się rozmijałem. Postanowiłem jednak to zmienić przy okazji premiery Call of Juarez: Gunslinger i mogę Wam zdradzić, że to jedna z najlepszych decyzji jakie podjąłem. Już wyjaśniam dlaczego…
Świetna narracja
Jednym z najlepiej zrealizowanych elementów Call of Juarez: Gunslinger nie jest fabuła, która tak na marginesie i tak jest niezła, ale sposób opowiadania całej historii. To pierwszy tytuł, w którym zdecydowano się na taki zabieg, a przynajmniej ja nie kojarzę innej takiej produkcji.
Otóż gra rozpoczyna się od momentu, gdy nasz bohater – Silas Greaves wkracza do Saloonu i przysiada się do stolika kilku stałych bywalców po tym jak rozpoznają oni w nim sławnego łowcę nagród. Zaczynają go wypytywać o różne historie związane z jego osobą, a jako że nasz bohater nie ma nic lepszego do roboty, przyjmuje zamówionego dla niego drinka i rozpoczyna swoją opowieść.
W tym momencie zaczyna królować kapitalnie zrealizowany sposób narracji. Otóż, cały czas w trakcie gry słyszymy naszego protagonistę opowiadającego wydarzenia, w których bierzemy udział (co było też ciekawym chwytem w Bastionie), ale tym razem nie jest to liniowa opowieść. Często przechodzimy jakiś etap gry, tylko po to aby np. Silas stwierdził, że byłaby to głupia decyzja kończąca się śmiercią, a my jesteśmy cofani kilka minut rozgrywki wstecz i rozpoczynamy daną sekcję od początku, ale „z nieba” spada na przykład drabina otwierająca nową ścieżkę, którą się tym razem udajemy.
Warto zaznaczyć również, że Call of Juarez: Gunslinger nie należy traktować zbyt serio, bo wszystkie dialogi zarówno naszego narratora z towarzyszami „od kielicha” jak i postaci w trakcie rozgrywki posiadają humorystyczne akcenty. Dzięki temu faktycznie mamy do czynienia z opowieścią o zemście, mamy zgorzkniałego zabijakę, ale to wszystko jest podane w tak lekki sposób, że ciężko się wręcz oderwać.
Zabieg opowieści ma jeszcze jeden atut – otóż jak wszyscy dobrze wiemy, w trakcie opowieści „przy butelce” bardzo często dochodzi do różnego rodzaju przekłamań, wyolbrzymień i tym podobnych „przejęzyczeń”, co jest świetnym sposobem na umieszczenie w grze takich legend jak Billy the Kid duet Butch Cassidy i Sundance Kid czy Jessie James.
Ciesząca oczy oprawa audiowizualna
Jedną z najlepszych decyzji jaką mógł podjąć Techland w przypadku tej produkcji to spolszczenie ograniczające się do napisów. Wszystkie dobrane głosy, akcenty i sposoby wypowiedzi są rewelacyjne. W Call of Juarez: Gunslinger mamy do czynienia z naprawdę świetnie odrobioną pracą domową zarówno przez aktorów, jak i osoby które ich dobrały, a także samych dźwiękowców. Wisienką na torcie w tym przypadku jest równie klimatyczny soundtrack, którego mógłbym słuchać praktycznie bez końca.
Warstwa wizualna również stoi na bardzo wysokim, żeby nie powiedzieć zaskakująco wysokim poziomie. Mamy do czynienia z grą przeznaczoną do dystrybucji elektronicznej, która wygląda lepiej od niejednej gry „pudełkowej”. Techland zdecydował się na zastosowanie stylu graficznego zbliżonego do Borderlands 2, który w przypadku Call of Juarez: Gunslinger sprawdził się jeszcze lepiej.
Nie udało mi się również trafić na żadne artefakty graficzne przez całą rozgrywkę, więc w kwestii oprawy podobnie jak i w kwestii fabularnej – mucha nie siada.
Rozgrywka
Pozostała nam zatem już tylko rozgrywka. Na początek rozwieję Wasze wątpliwości – Call of Juarez: Gunslinger nie jest grą z otwartym światem, choć bardzo często struktura poziomów fajnie to maskuje, a co więcej – ani przez moment mi to nie przeszkadzało. Gra daje nam naprawdę sporo swobody na bądź co bądź liniowych poziomach, więc nie ma wrażenia „ścisku”.
Dziki Zachód zawsze kojarzy się z ogromną ilością strzelania i pojedynkami rewolwerowców. Możecie być spokojni, ani jednego ani drugiego w produkcji Techlandu nie brakuje, a co więcej – nie brakuje także szalonych strzelanin na pędzących pociągach, więc fani westernów poczują się więcej niż usatysfakcjonowani.
Samo strzelanie sprawia sporo frajdy i czuć różnicę między używaniem strzelby, rewolweru czy dowolnej innej broni, a przeciwnicy nie są „gąbkami na kule” i dobrze wymierzony strzał potrafi ich położyć „od ręki”. Arsenał co prawda jest ograniczony – o ile dobrze naliczyłem broni jest sześć, choć nie korzystałem ze wszystkich więc mogłem pomylić się o 1-2 szt. Każdy jednak znajdzie tutaj coś dla siebie – zarówno rewelacyjnie spisującą się na krótkim dystansie „dwururkę”, uniwersalny rewolwer, lub idealny na dłuższe dystanse karabin.
Do naszej dyspozycji zostały także oddane dwa ciekawe mechanizmy. Pierwszy z nich to tryb koncentracji, który nie tylko spowalnia czas i ułatwia celowanie, ale także wyraźnie zaznacza nam przeciwników na ekranie. Odpowiedni pasek „ładujemy” eliminując kolejnych przeciwników. Kiedy jednak oberwiemy i czeka nas prawie pewna śmierć, mając pełny pasek poczucia śmierci, mamy okazję uniknąć kuli co nie tylko ratuje nasz żywot ale także całkowicie przywraca nam życie. Pasek ten ładuje się samoistnie i jego uzupełnienie wymaga jedynie czasu.
To jednak nie wszystko, bo w trakcie rozgrywki zdobywamy także punkty doświadczenia, za które możemy kupić umiejętności z trzech różnych drzewek umiejętności. Każde ze wspomnianych drzewek reprezentuje jeden z trzech styli prowadzenia rozgrywki, a oferowane przez nie bonusy potrafią być rozmaite – od szybszego przeładowania broni, przez większy magazynek po nawet możliwość strzelenia do rzuconej przez nas laski dynamitu, co pozwala na wywołanie eksplozji w upatrzonym przez nas momencie.
Wracając jednak do przeciwników – tutaj niestety możnaby ponarzekać nieco na brak urozmaicenia, bo na naszej drodze tak naprawdę staje ich raptem kilka rodzajów, a i tak różnią się głównie posiadaną bronią. Ciekawą odmianą są od czasu do czasu pojawiające się „specjalne postaci” jak np. odporni na strzały dwumetrowi kolesie wyposażeni w dwururki. Tacy przeciwnicy posiadają dodatkowe paski energii, ale dobrze wymierzony strzał między oczy z odpowiednij odległości kładzie ich momentalnie.
Wspomniałem na początku również o takich postaciach jak Billy the Kid czy Jessie James. Otóż jako że nasz bohater jest łowcą nagród, będziemy mieli okazję zapolować również na te legendy Dzikiego Zachodu! Zapewne już się domyślacie, że występują oni w tej grze w charakterze bossów i każdy z tych pojedynków jest inny, a co więcej – nie każdy kończy się pojedynkiem rewolwerowców.
W ten oto sposób dobrnęliśmy do ostatniego elementu rozgrywki jakim są pojedynki rewolwerowców. Moim zdaniem jest to jeden z najciekawszych elementów rozgrywki, a zarazem jeden z najsłabiej zrealizowanych. Sam system wymagający skupienia się na przeciwniku, a jednocześnie umiejscowienia ręki nad rewolwerem sprawia wrażenie mocno rozbudowanego, ale zarazem nieco zbyt skomplikowanego. Niemniej jednak idzie się do niego przyzwyczaić.
Tryby rozgrywki
Jeśli już ukończycie kampanię dla jednego gracza na wszystkich trzech poziomach trudności, w tym na najtrudniejszym gdzie informacje na ekranie są ograniczone do minimum, pozostaje jeszcze tryb Arcade. Wybieramy w nim jedną z trzech predefiniowanych klas postaci a następnie pokonujemy te same poziomy skupiając się jednak na ilości zdobywanych punktów.
Czy jest to tytuł warty uwagi?
Moim zdaniem zdecydowanie tak. Grę można co prawda ukończyć w ok. 4-5 godzin, ale jak na grę z Xbox Live Arcade jest to całkiem niezły wynik biorąc pod uwagę także jej cenę. Jeśli natomiast skupicie się na trybie Arcade i rywalizacji z kumplami to można spokojnie podwoić tę wartość, a najbardziej zagorzali fani mogą skusić się jeszcze na wyższe poziomy trudności co dorzuci jeszcze kilka dodatkowych godzin gry.
Ogromnym plusem tej produkcji jest sposób opowiadania historii i wręcz wylewający się z ekranu klimat dzikiego zachodu. Dokładając do tego satysfakcjonującą rozgrywkę, ciężko jest znaleźć powody dla których mielibyście sobie darować ten tytuł.
Dla fanów westernów pozycja obowiązkowa, dla fanów strzelanin tytuł z którym warto się zapoznać. Myślę, że każdy powinien zagrać w Call of Juarez: Gunslinger nawet jeśli nie teraz, to napewno gdy trafi się jakaś promocja.