Asset 3

Krugero’s Top 5: Granie na jednym ekranie

Paweł Piekart aka Krugero_San / 30.12.2013
komentarze: 0

Internet zdominował przemijającą generację konsol – to fakt. Już Xbox, Dreamcast oraz PlayStation2 (a wcześniej nawet Atari Jaguar) próbowały roztoczyć przed graczami dobrodziejstwa „globalnej pajęczyny”. Jednakże, granie on-line stało się standardem dopiero w erze Wii, Xboxa360 oraz PlayStation3. Mało tego, popyt na multiplayer na konsolach zdaje się ciągle rosnąć; przypuszczalnie co druga ukazująca się obecnie gra posiada lepszy lub gorszy tryb wieloosobowy.

Bez wątpienia, granie przez Sieć to ekstra zabawa (rzecz jasna w umiarze, a nie 24/7, co jest zwyczajnym w świecie uzależnieniem). Nie mniej jednak, sądzę, iż jako gracze zdążyliśmy już nieco „zakrztusić się” tym sposobem ciorania w nasze ulubione gry i paradoksalnie zatraciliśmy sens wspólnej zabawy. Ten stan rzeczy uświadomiła mi konwersja Diablo III na konsole, która przywraca do chwały olskoolowe spojrzenie na aspekt rozgrywki wieloosobowej, czyli granie na jednym ekranie. To właśnie gra Blizzarda skłoniła mnie do zadedykowania niniejszej odsłony Krugero’s Top 5 najznakomitszym grom „na dwóch”, w jakie przyszło mi się bawić wraz z moimi przyjaciółmi. Oprócz krótkiej wzmianki o każdej z gier, przygotowałem dla Was krótką refleksję nt. grania na jednej konsoli. Miłej lektury!

#5 Mortal Kombat: Shaolin Monks (PS2, Xbox)

Mortal Kombat Shaolin Monks cover

Ostatnimi czasy Smocza seria przeżywa prawdziwy renesans. IP Midway wróciło do pełni chwały za sprawą niedawnego rebootu ich kultowego mordobicia. Cofnijmy się jednak do roku 2005, w którym ukazał się Mortal Kombat: Shaolin Monks. Był to czas kiedy gry ze Scorpionem i Sub-Zero już dawno utraciły status AAA. Przyczyną tego stanu rzeczy była słabnąca kondycja kolejnych bijatyk ze Smoczej serii, zmierzających coraz głębiej w dolinę crapowatości. Dlatego też, z początku gra o mnichach Shaolin jawiła mi się jako pospolity średniak. Jak ogromne było moje zaskoczenie, gdy za namową kuzyna po raz pierwszy zagrałem w ten tytuł. Już po kilku chwilach spędzonych z grą uświadomiłem sobie, że mam przed sobą killera godnego pierwszych trzech części Mortal Kombat.

Mortal Kombat Shaolin Monks gameplay #1

Shaolin Monks zachwyca bardzo solidnym wykonaniem. Grze brakuje co prawda przysłowiowej „wisienki na torcie”, nie mniej życzyłbym sobie od innych deweloperów tak fachowo wykonanego rzemiosła, jak te w wykonaniu ekipy Eda Boona. MK:SM jest trójwymiarowym beat’em upem, który zabiera gracza w przygodę mającą miejsce zaraz po pierwszym turnieju Mortal Kombat. Gra daje nam szansę wcielenia się w Liu Kanga, Kung Lao, lub obu tych mnichów na raz! To właśnie ta ostatnia opcja sprowadza nas do meritum tejże odsłony Krugero’s Top 5, mianowicie, trybu multiplayer w produkcji Midway.

W mym odczuciu Mortal Kombat: Shaolin Monks został zaprojektowany i stworzony głównie z myślą o „grze na dwóch”. Już sam podtytuł produkcji Midway wraz z jej okładką zdają się najdobitniej podkreślać taki charakter rozgrywki. Jednakże, istnieją mocniejsze dowody na to, że deweloper napisał swoją grę z myślą o dwóch graczach. Tkwią one w narracji w Shaolin Monks. Od intra aż po outro pierwsze skrzypce w beat’em upie Midway grają wspomnieni Liu Kang oraz Kung Lao. Nie mniej, żaden z tych wojowników nie dominuje na ekranie; historia w grze została uszyta w ten sposób, aby obaj „Szaolini” mieli w niej równe znaczenie, aby obaj byli jej głównymi bohaterami. Ten zabieg świetnie wpływa dwuosobową rozgrywkę w MK:SH. Szczególnie z perspektywy „Plejera dwa”, który jest integralną częścią opowieści w grze, a nie kimś wciśniętym na siłę i niepasującym do całości.

Mortal Kombat Shaolin Monks gameplay #3

Największym atutem przechodzenia Shaolin Monks w dwójkę jest towarzyszący rozgrywce klimat dawnych beat’em upów rodem z salonów arcade i dawnych konsol. Przemierzając kolejne lokacje jako „dwuosobowa banda skośnookich pakerów”, czułem się tak jak za szczenięcych lat, kiedy to ledwo dosięgałem do ekranu automatu z Violent Storm, lub gdy wspólnie z kuzynem cioraliśmy w Double Dragon & Battletoads na naszych Pegasusach.

Oczywiście, w kwestii mechaniki owoc pracy zespołu Eda Boona ma o wiele więcej do zaoferowania niż wiekowe już klasyki gatunku. Jak na beat ’em upa przystało, siła Shaolin Monks tkwi w bardzo dobrym modelu walki. Opiera się on na ciosach, znanych ze wcześniejszych bijatyk z logiem smoka, które można łączyć w całkiem zgrabne combosy. Kolejnym atutem chodzonej bijatyki Midway są Fatality, będące znakiem firmowym serii. Finshery można wykonywać zarówno na zwykłych przeciwnikach jak i bossach. Ponadto, w grze obecne jest także Brutality znane z „dużych” Mortalów, po którego odpaleniu nasi mnisi stają się maszynkami do robienia niszczycielskich combosów. Dostęp do wszystkich ataków w grze jest ograniczony; odblokowuje się je wraz z postępami w przygodzie. Rzecz jasna, jak to zwykle z grami ze Smoczej serii bywa, model walki w Mortal Kombat: Shaolin Monks ocieka brutalnością, toteż tytuł ten adresowany wyłącznie do pełnoletnich graczy.

Mortal Kombat Shaolin Monks gameplay #2

Podsumowując, jeżeli Ty lub Twój kolega ciągle posiadacie PS2 lub pierwszego Xboxa, oboje macie na karku 18 lat i dawno nie graliście w dobrego beat ’em upa, to Mortal Kombat Shaolin Monks jest grą, która dostarczy Wam masę radości i na długo zapadnie Wam w pamięć. Ponadto, tytuł ten wystarcza na długi czas ze względu na wysokie replayability. Grę Midway można ukończyć aż cztery razy, jako każdy z grywalnych bohaterów tj. Liu Kang, Kung Lao oraz bonusowi Scorpion i Sub-Zero! Czy potrzebujecie jeszcze jakiejś rekomendacji:)?

#4 Tekken 3 (PSX)

Tekken 3 cover

Myślę, że nad Wisłą żadna z bijatyk nie zyskała takiej „cooltowości” jak Tekken 3. Kamień milowy bijatyk „łan on łan” cieszy się obecnie statusem gry legendarnej. Osobiście, chyba nie znam gracza, który nigdy nie miał styczności z przebojem Namco. Nie dziwota, japoński deweloper stworzył majstersztyk, obok którego wprost nie dało się przejść obojętnie. Tekken 3 był absolutny must havem dla wszystkich posiadaczy PSXa .

Tekken 3 Hwoarang

U podstaw sukcesu T3 leżały takie czynniki jak rewelacyjny system walki, mistrzostwo wykonania (animacja, grafika i muzyka cieszą nawet dziś!) oraz przede wszystkim tryb VS MODE! Ponadto, Tekken 3 zdawał się być grą dla wszystkich. Ambitniejszych graczy, tudzież zawodowców, gra uwodziła złożonym systemem walki, którego opanowanie pozwalało na wykonywanie jeszcze bardziej niszczycielskich kombinacji. Jednocześnie system ten był niezwykle przejrzysty i przystępny dla początkującego gracza. Wystarczyło nauczyć się paru podstawowych ciosów i zachowań, aby móc stanąć w szranki z innymi graczami. Istniała jeszcze trzecia grupa złożona z graczy, którzy upodobali sobie naciskanie wszystkiego co popadnie, co często gęsto kończyło się dla nich sukcesem:) Przyznać się teraz, kto mashował, grając w Tekkena 3? 🙂

Do dziś pamiętam dzień, w którym PSXa zawitał w moich skromnych progach, a wraz z nim Tekken 3… Przesiadka z Pegasusa na Szaraka była spełnieniem moich dziecięcych marzeń. Ponadto, miałem w domu grę, którą do tamtej pory znałem tylko z salonów z automatami. Ach, co to był za czad! To, co miało miejsce po podłączeniu konsoli do TV i wciśnięciu przycisku Power pamiętam równie dobrze. Mowa tu o godzinach wspaniałej zabawy, jakie spędziłem w trybie Arcade na poznawaniu każdego z fighterów oraz odblokowywaniu ukrytych postaci. Prawdziwe emocje miały jednak nadejść wraz z kupnem drugiego pada.

Tekken 3 Paul

Nie potrafię zliczyć wszystkich pojedynków, jakie stoczyłem z żywymi graczami w Tekkena 3. Potrafię jednak przywołać emocje, które towarzyszyły większości z nich. Poczucie rywalizacji, skupienie, lekki nerw, satysfakcja płynąca z każdego zwycięstwa oraz gorzki smak porażki po przegranej walce to najczęstsze z tekkenowych doznań. Do tych rzadszych należą gloria po skrojeniu komuś perfecta oraz hańba po przegraniu rundy bez zadania ciosu naszemu przeciwnikowi.

Mimo zaciętej rywalizacji, moje chwile spędzone z trzecią odsłoną Turnieju Żelaznej Pieści wspominam nad wyraz pozytywnie, ponieważ dzięki grze Namco poznałem wielu fantastycznych ludzi, którzy do dziś są moim kumplami. Największemu z nich, Freddiemu, po raz n-ty ślę z tego miejsca serdeczne życzenia. Nigdy nie zapomnę pojedynków przeciwko Twojemu Yoshimitsu oraz tego jak nauczyłeś mnie wykonywania „ciosów śmiertelnych” (nieblokowalnych:) w Tekkenie 3! To były czasy!

Tekken 3 Forest Law

Ciężko znaleźć słowa, które oddałyby piękno i ducha chwil spędzonych wspólnie z przyjaciółmi na grze w Tekkena 3. Obecnie, najnowsze Tekkeny oferują możliwość pojedynkowania się ze znajomymi przez Sieć. Cool, ale ma się to nijak grania z kumplem siedzącym obok ciebie. To tak jakby porównać rozmowę przez telefon do tej przy piwie. Zatem, jeżeli jesteście fanami Tekkena, bądź jakiejkolwiek innej gry z tego gatunku, spróbujcie przełożyć grę on-line z przyjaciółmi na spotykanie się i granie z nimi na jednej konsoli. Z miejsca otrzymacie LEVEL UP do dobrej zabawy!

#3 Worms Armageddon (PC, PSX, Nintendo 64, Dreamcast, Game Boy Color)

Worms Armageddon cover

Czy ktoś z Was pamięta jeszcze „Łormsy” z okresu ich największej świetności? Pytanie! Nie sposób byłoby zapomnieć o tych malutkich, śliczniutkich i różowiutkich robaczkach z blockbustera studia Team 17! Na kartach historii gamingu cyfrowe robaki zapisały się bynajmniej nie urodą, lecz iście „wybuchowym” temperamentem, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wystarczy rzut okiem na skurczybyka z powyższej okładki oraz uroczy napis ARMAGEDDON nad jego głową, by się o tym przekonać. Okładka mojej ulubionej części Wormsów wywiązuje się wzorowo ze swojej roli, bowiem w 100% oddaje istotę rozgrywki w grze wydanej przez Micro Prose, czyli totalną demolkę oblaną jajcarskim sosem.

Worms Armageddon gameplay #1

Pomimo ciekawego trybu dla jednego gracza, w postaci pełnych wyzwań „Misji” i „Terningu”, Worms Armageddon są kolejnym przykładem gry, stworzonej głównie z myślą o więcej niż jednym graczu. Multiplayer w dziele Team 17 jest jednym z najmiodniejszych, w jakie przyszło mi zagrać. Jednak myślę tu przede wszystkim o wersji na PSXa (o tym dlaczego, za chwilę). Atutem Wormsów zarówno w wersji konsolowej, jak i pecetowej jest fakt, że do rozgrywki wieloosobowej wystarczy jeden pad lub klawiatura. Ot, taki urok gier strategii turowych. Co do samej rozgrywki, tj. bratobójczej walki między robakami, wersje na PC i PSX różniły się jedynie grafiką na niekorzyść PSX. Gamplayowo pozostawały bez zmian. Zatem dlaczego upodobałem sobie wersję na konsolę Sony?

Pies był pogrzebany w ustawieniach broni. W wersji PC można było tworzyć je samemu. Skutkiem tego było ustawienie nieograniczonej liczby „bomb bananowych ” w arsenale naszych robaków, dzięki czemu każdy mecz owocował bezmózgim, randomowym mayhamem, kończącym się totalną destrukcją mapy oraz anihilacją Wormsów już po kilku minutach gry. „Armagiedon” w wersji na Szaraka nie oferował customizacji ekwipunku; gracze musieli wybierać z gotowych set upów, w których mieli ograniczony zapas każdej z broni, np. 4 „liny”, 2 „shotguny”, po 1 „owcy”, „dynamicie” itp. O „bananach” często gęsto nie było mowy. Wraz z kolegami, byliśmy zatem zmuszeni do MYŚLENIA i to na dodatek STRATEGICZNEGO. W Wormsach na PSXa sianie destrukcji wymagało przede wszystkim wyobraźni i zręczności, co dawało nam jeszcze większą satysfakcję z gry. Po pewnym czasie „odkryłem” również, że przechodzenie misji w trybie single player owocuje odblokowywaniem nowych ustawień ekwipunku. Wiele z nich zawierało zupełnie nowe, nieznane dla mnie wcześniej bronie, których na próżno było szukać w edytorze ekwipunku znanym z wersji PC. Jestem ciekaw ilu z Was kiedykolwiek widziało w akcji „tamburyniarza”, „betonowego osła”, czy „super banana”? Oczywiście wszystko to było obecne również w wersji na PC. Jednakże, nie znam praktycznie nikogo (z wyjątkiem jednej osoby), kto by zaprzątywał sobie głowę przechodzeniem misji i odkrywaniem nowych ustawień broni w Wormsach na peceta. No, bo po co się wysilać skoro bez żadnego wysiłku można ustawić sobie nieskończoność „bananów”, „owiec”, „dynamitu” itp?

Worms Armageddon gameplay #2

Pisałem już, że Worms Armageddon posiadają jeden z najmiodniejszych multiplayerów na jednym ekranie ever. Zapomniałem jednakże nadmienić, iż multi w produkcji Team 17 nie ma sobie równych w kwestii humoru. W mej ocenie, „Robaki” oferują najśmieszniejszy tryb wieloosobowy spośród wszystkich gier! To dlatego tak miło wspominam ten tytuł. Elementy humorystyczne świetnie rozluźniały napiętą atmosferę rywalizacji wśród naszej paczki. Z kolegami zawsze kopaliśmy pod sobą dołki, w każdym kolejnym meczu zawiązując „ciche” sojusze. Jednak naszej grze zawsze towarzyszyła beczka śmiechu, szczególnie w sytuacjach, gdy któremuś z nas nie wychodził „ego „misterny plan” i sam padał ofiarą własnego narzędzia destrukcji, lub gdy byliśmy świadkami przekomicznych reakcji łańcuchowych, w wyniku których połowa Wormsów lądowała w wodzie. Osobiście uwielbiałem spychać „palcem” wrogich robaków na znajdujące się poniżej miny:) Oj, „palec” w moim wykonaniu był zdecydowanie najpodlejszym z ataków;] Ponadto sam wygląd robaków, ich zachowanie oraz słane groźby sprawiały, że z naszych twarzy rzadko znikał uśmiech.

Worms Armageddon gameplay #3

Największym atutem gry Team 17 jest jej ponadczasowość. Wormsy zaliczają się do tych tytułów, które nigdy się nie zestarzeją, nawet gdy jest się graficznym purystą. Niesamowita grywalność i przecudny humor są w stanie przykryć nadszarpniętą przez ząb czasu oprawę. Gorąco zachęcam Was do odświeżenia tego tytułu. Rzecz jasna, wspólnie ze znajomymi. Świetna zabawa gwarantowana. PS do ciągłych posiadaczy PSXa: gra może być mocno rozpikselowana na ekranie współczesnych „ejdż-di-ti-wi”, stąd poszukajcie w swoich telewizorach ustawień zmniejszających obraz gry, lub wyciągnijcie ze strychu starego CRT:)

#2 Pro Evolution Soccer 1-6 (PSX, PS2, PC, Xbox)

Pro Evolution Soccer 3 cover

Na drugiej pozycji tej odsłony Krugero’s Top 5 uplasował się nie jeden tytuł, tylko spory wycinek kilku gier z serii Pro Evolution Soccer. Pozwoliłem sobie na ten wyjątek z dwóch powodów. Po pierwsze, nominując kilka tytułów, chcę podkreślić fakt, że spędziłem kawał życia grając z przyjaciółmi w kolejne PESy. Po drugie, niegdyś każda gra piłkarska Konami była wyznacznikiem jakości tworzenia gier sportowych. Niezależnie od odsłony, każdy PES, a wcześniej ISS (poniższy screen), był cyfrową kwintesencją futbolu, toteż ciężko sprawiedliwie wskazać mi na najlepszą część piłkarskiej serii autorstwa zespołu Shingo „Seabassa” Takatsuki.

ISS Pro Evolution

Moja przygoda z piłkarskim IP Konami rozpoczęła się od Pro Evolution Soccer 1 w wersji na PSXa. Gra ta różniła się niemalże niczym od swoich wcześniejszych odsłon, czyli ISS 1/ISS 2. Do dziś pamiętam porażający jak na tamte czasy poziom realizmu w grze Takatsuki i trudności w strzeleniu chociażby jednej bramki na poziomie Easy. Dla porównania, na najniższym poziomie trudności w konkurencyjnej Fifie odbywałem szaleńcze rajdy przez całe boisko nikim innym jak Davidem Seamanem, bramkarzem Arsenalu, które w 99% kończyły się golem. PES był zwyczajnie grą z wyższej ligi niż produkcja EA Sports. Po szeregu przegranych meczów w końcu strzeliłem upragnioną, pierwszą bramkę. Z czasem zaś nabrałem wystarczającej wprawy, aby stawać do rywalizacji z konsolą na poziomie Hard i przede wszystkim żywym graczem.

Ten kto wygrywał w PESa, ten był debeściak. Żadna inna gra nie dostarczała mi takiej radości z wygrywania oraz smutku z przegrywania jak piłka Konami. Przez długi czas dążyłem do tego, aby zrównać się umiejętnościami z moim kumplem, niejakim Wackiem (pozdro Marcin!), który był „osiedlowym debeściakiem” pierw w ISSa, a potem PESa. Dziad miał dłuższy staż ode mnie:) Kiedy nabrałem już doświadczenia, nasze mecze przypominały starcie tytanów, w którym każda minuta meczu mogła odwrócić wynik na korzyść każdego z nas. Później, do naszego grona, dołączył zainspirowany przeze mnie Góral (pozdro Tomaszek!), który często przewyższał nas talentem. Taki piękny to był czas. Najlepsze było jednak to, że takich maniaków piłki Konami jak my nie brakowało w innych częściach Polski.

Pro Evolution Soccer 3

„Kącik sportowy” na łamach dawnego PSX Extreme (pozdro Shiva!), w którym publikowano relacje z kolejnych turniejów w PESa, organizowanych w Polsce, rodził we mnie marzenia o rywalizacji z najlepszymi graczami w naszym kraju. Młody wiek i wynikający z tego obowiązek szkolny wykluczały jednak dalekie wyjazdy do Wielkopolski i Śląska, w których tętniło serce polskiej sceny Pro Evolution Soccer. „Marzenia się spełniają…” zwykła śpiewać Majka Jerzowska. Pewnego dnia w „Kąciku sportowym” w PE zobaczyłem zapowiedź turnieju w oddalonym ode mnie o rzut beretem Elblągu.

Nasze wspomniane wcześniej „trio” pojechał sprawdzić swoją wartość w piłkę Konami. Już w pierwszym spotkaniu przyszedł mi zaszczyt zmierzenia się z Eśkiem, mistrzem Europy w Pro Evolution Soccer 4! Mieszkaniec Gliwic już w pierwszej minucie władował piłkę do mojej bramki. Mimo to, cały mecz zakończył się remisem 3:3, co było dla mnie spełnieniem największych „growych” marzeń. W trakcie całego spotkania udało mi się zapanować nad stresem. Na swoje barki zdali się go wziąć stojący za moimi plecami kumple. Choć żaden z nas, nie wyszedł tamtego dnia ze swoich grup, bezapelacyjnie był to jeden z najlepszych dni w naszym życiu. Poznaliśmy masę rewelacyjnych ludzi z którymi przegraliśmy kilka świetnych meczów. Na koniec pragnąłbym pozdrowić organizatorów tamtego eventu, czyli Bińka i Adamcky’ego oraz Żochosa i Harry’ego, którzy byli organizatorami kolejnych dwóch turniejów, na których zabawiłem.

Pro Evolution Soccer 5

Obecnie gry z serii Pro Evolution Soccer nie cieszą się taką popularnością jak kiedyś. Seria ta skostniała nieco i brak w niej świeżości, którą przepełnione były ostatnie odsłony Fify. Z czasem scena PESa zwyczajnie w świecie zniknęła, zamykając po sobie jeden z najpiękniejszych rozdziałów w moim życiu gracza. Choć kto wie, może PES wróci do pełni chwały na PS4 i Xbox: One? Nie ukrywam, że bardzo bym tego chciał.

#1 Heroes of Might and Magic 3 (PC)

Heroes of Might and Magic 3 Złota edycja okładka

Na początku mojego artykułu skupiłem się na wpływie Internetu na rozgrywkę wieloosobową w grach na konsolach. Celowo nie wspominałem ani słowem o PC, bowiem gracze pecetowi doświadczyli fenomenu grania on line całe lata świetlne temu. Na komputery osobiste nigdy nie brakowało solidnych multiplatformówek takich jak CS, Quake, Unreal, Starcraft, Diablo II itd. Jednakże, w odróżnieniu od konsol, PC nigdy nie mógł poszczycić się zbyt wieloma tytułami, które oferowały możliwość gry przy jednym monitorze (poprawcie mnie jeśli się mylę, ale sam jestem w stanie wymienić zaledwie kilka takich tytułów). Nie mniej, wśród tej garstki znajduje się prawdziwe perełka – trzecia część serii Heroes of Might and Magic, stworzonej przez The New World Computing. Produkcja ta jest moją osobistą grą numer jeden jeśli chodzi o granie na jednym ekranie.

Heroes of Might and Maigic 3 mapa

Gry z serii Heroes należą do gatunku turowych gier strategicznych. Dlatego możliwym jest granie w tą grę wraz z przyjaciółmi na jednym komputerze (tzw. „hot seats”). Jedyną wadą tego rozwiązania jest to, że rywale oczekujący na swoją kolejkę, obserwują na ekranie wszystkie poczynania gracza mającego aktualnie swoją turę, znając jego kondycję finansową, stan rozwoju jego miasta oraz przede wszystkim potencjał bojowy armii, dowodzonej przez jego Herosa. Aby zachować element zaskoczenia, trzeba było gra przez Internet lub na LANie. Mimo wyeliminowania pierwiastka suspensu z naszej gry, wraz z przyjaciółmi przesiadywaliśmy całymi godzinami przed jednym komputerem, grając w kolejne scenariusze dostępne w trybie wieloosobowym. Każda nasza gra wyglądała tak samo: budowa Kapitolu, następnie kilku godzinny wyścig zbrojeń, w finale zaś decydując bitwa i starcie potęg naszych armii. Do ostatecznej bitwy dochodziło zawsze w ten sam sposób:

– Chce mi się spać.
– Dobra, lejemy się za dwie kolejki.
– Nie, poczekajmy do populacji:)

Co przyciągało i trzymało nas tak mocno przy Heroesach 3? Sądzę, że rewelacyjny klimat wojny napędzany przez mistrzowsko zrealizowany gameplay.

Heroes of Might and Magic 3 Loch

Nigdy nie mogłem uciec od porównywania multiplayera w Hereos of Might and Magic 3 do partyjki szachów. Już sam wygląd planszy walki w grze New World Computing zdaje się nasuwać te porównanie, szczególnie gdy uaktywni się specjalny filtr nakładający siatkę na ekran gry, przypominający szachownicę. Tak jak w ulubionej grze Garriego Kasparowa, tak w Heroesach 3 istota rozgrywki zawęża się do jednej rzeczy – chęci przechytrzenia rywala i odniesienia nad nim zwycięstwa. Poczucie rywalizacji odczuwalne w grze wydanej przez 3DO jest niesamowite, bowiem pokonanie przeciwników i wygranie scenariusza nie wymaga małpiej zręczności, lecz przede wszystkim sporego główkowania i umiejętności myślenia strategicznego. Myślę, że zwycięstwa odnoszone poprzez inteligencję należą do najbardziej satysfakcjonujących. Dlatego tak bardzo lubię grać z przyjaciółmi w Heroes of Might and Magic 3. Prawdziwa uczta dla umysłu:)

Heroes of Might and Magic 3 walka

„Hirkowie Trzy” są kolejnym okazem gry nieśmiertelnej i ponadczasowej, w którą gra się przyjemnie i emocjonująco nawet dziś, pomimo faktu, że na rynku dostępne są bardziej „nowoczesne” odsłony tej gry, czyli Heroes V i VI. Mimo rewelacyjnej oprawy i solidnej grywalności, nowym Hereosom brakuje jednak tego pierwiastka magicznego, który cechuje kultową trójeczkę. Przed kilkoma dniami zakupiłem w Empiku kompilację pierwszych czterech części sagi wraz ze wszystkimi dodatkami. Kosztowało mnie to jedyne 34 złote. Heroes III na szczęście uruchamia się na Windowsie 8 (pierwsza i druga część już niestety nie; pozostaje czekać na oficjalne XP mode dla Windowsa 8). Oznacza to, że przez kolejne lata będę mógł bawić się rewelacyjną grą od New World Computing wraz z moimi przyjaciółmi.

Poza podium

Istnieje cała gama rewelacyjnych gier oferujących tryb 2 Players na jednym ekranie. Oprócz wyżej wymienionych, bardzo miło wspominam: Contrę, Metal Sluga, wszystkie Double Dragony i Battletoads, WWE Smackdown, Fight Night Round 2, Soul Calibura II, Tekkena 5, Mega Blasta, Incubation i zapewne masę, masę innych. Fani „gier na dwóch” mają naprawdę w czym wybierać!

A morał z tego taki …

Diablo 3 4-players gameplay

W mej ocenie padliśmy mocno ofiarą grania przez Internet. Mówię tu zarówno o graczach konsolowych (za dużo strzelania), jak i pecetowych (za dużo MMO). Czy ktoś w Polsce organizuje jeszcze jakieś turnieje, na które z całego kraju zjeżdżają się zapaleńcy Tekkena, PESa, Fify itp? Ilu z nas spotyka się jeszcze z przyjaciółmi, aby popykać wspólnie w ulubione gry? Pamiętam swą ekscytację wynikającą z możliwości grania w PESa 5 przez Neta na stareńkim PS2. Nie przypuszczałem jednak, że w przeciągu kilku lat online tak mocno wyprze granie na jednym ekranie. Nie zrozumcie mnie źle, multi przez Internet to świetna sprawa. Sądzę tylko, że powinno powstawać więcej gier stawiających na multi na jednym ekranie. To, że takie gry mają wciąż rację bytu, pokazuje najdobitniej sukces Diablo III w edycji konsolowej. Aż dziw bierze, że stricte pecetowy deweloper, przez lata nieobecny na rynku konsolowym, stworzył iście konsolową grę, która potrafi przyciągnąć do ekranu i bawić aż cztery osoby jednocześnie! Obecnie jestem w trakcie przechodzenia „Diabolo” w trybie kooperacji wraz z moją narzeczoną i odwiedzającym mnie od czasu do czasu kumplem i na powrót czuję się małym Krugerkiem, który wspólnie z przyjaciółmi bawił się na Pegasusie, PSXie i PS2. Byłem zdziwiony jak szybko zapomniałem o tym jak przyjemna jest gra w towarzystwie żywego gracza, siedzącego tuż obok mnie oraz jak bardzo mi tego brakowało. Spójrzcie sami. Przypuszczam, że nie wyjdę tak „uchachany” nawet na zdjęciu ślubnym:)

Sugeruję, abyście i Wy, podążając za moim przykładem, zaprosili do siebie kogoś z przyjaciół i ponownie spróbowali pograć razem na jednym ekranie w dowolnie wybrany przez Was tytuł, oferujący taką możliwość. Naprawdę warto na chwilę wylogować się z PSN i Xbox Live, by tak jak za dawnych lat cieszyć się ze spotkania i wspólnej gry z przyjaciółmi przy jednej konsoli. Po takich spotkaniach zostanie Wam o wiele więcej wspomnień, niż po siedzeniu w pojedynkę przed ekranem TV/monitora i zabawie z graczami oddalonymi od Was nieraz nawet o setki kilometrów, z którymi porozumiewacie się przez headset. Dowód? Zawsze możecie przeczytać ten artykuł po raz drugi:)

Koniecznie podzielcie się Waszym zdaniem na ten temat!

PS Kolejna odsłona Krugero’s Top 5 ukaże się 2014-01-13. Stay tuned:)!