Krugero’s Top 5: Gry, dla których warto byłoby kupić next-gena
Jak wiecie z naszego redakcyjnego podsumowania roku, next geny są dla mnie największym bublem Anno Domini 2013. Abstrahuję od oceniania „ficzerów” PS4 i Xboxa One, bo w „ficzery” sobie nie pogram. Mało obchodzą mnie również pady do „nekstdżenów”, bo, co jak co, ale w tej dziedzinie Sony i MS nie mogli zawieść, mając na swoim koncie rewelacyjne kontrolery do PS3 i Xboxa 360. Obchodzą mnie jedynie gry, a tych na next-geny jest przerażająco MAŁO, o system sellerach nie wspominając. Najwyraźniej Sony i MS zapomniało o nie zadbać. Dlatego, pozwoliłem sobie na chwilę pobujać w obłokach i przedstawić Wam listę pięciu NIEZAPOWIEDZIANYCH gier, dla których pobiegłbym do sklepu kupić next-gena szybciej niż zrobiłby to Struś Pędziwiatr i Speedy Gonzales razem wzięci.
#5 The Last of Us 2
Niemal przy każdej możliwej okazji, pytany o grę roku odpowiadam The Last of Us. Produkcja Naughty Dog jest dla mnie czymś znacznie większym niż „marną” grą roku – to objawienie (co najmniej) dekady i gigantyczny powiew świeżości na rynku gier wideo, tonącego w sequelach sequeli jakości DLC. Dlaczego zatem potencjalny sequel tak wysoko ocenianej przez mnie gry jest zaledwie numerem pięć na mojej osobistej liście gier, dla których warto byłoby kupić next-gena?
Z The Last of Us jest jak z Final Fantasy VII. Oba te tytuły są kompletnymi dziełami sztuki, stanowiącymi niezwykle spójną całość. Oba z nich można śmiało przyrównać do Mona Lisy rozrywki elektronicznej. Prawdziwe dzieło sztuki musi być niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. Tę prawdę zdawali się dostrzegać zagorzali fani FF VII oraz przede wszystkim sami ojcowie gry z (niestety) nieistniejącego już Squaresoftu, którzy definitywnie odmawiali wszelkich prób napisania kontynuacji przygód Clouda i spółki, a nawet stworzenia jej remake’u. Niestety Square-Enix, będący inną firmą niż ta, pierwotnie odpowiedzialna za Final Fantasy zszargał kult FF VII wydając aż cztery kontynuację tej gry, w tym jedną na telefony komórkowe. To tak jakby Leonardo Da Vinci namalował cztery nowe Mona Lisy, każdą z innej perspektywy. Bez sensu.
Kto ukończył The Last of Us (spokojnie, możecie czytać dalej, w tekście nie uświadczycie spoilerów) ten wie jak WYJĄTKOWĄ opowieścią jest ta Joela i Ellie, szczególnie kiedy pod uwagę weźmie się rewelacyjne, totalnie nieprzewidywalne zakończenie. W świetle endingu TLoU mam spore obawy, co do wydania przez Naughty Dog sequela tej gry. Po obejrzeniu ostatniej sceny w The Last of Us, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ojcowie Crasha pragnęli, aby to gracz dopisał swój epilog do historii Joela i Ellie. Z drugiej zaś strony…
Naughty Dog nie spartoliłoby sequela The Last of Us. Po tym co zobaczyłem w TLoU jestem pewien ich dojrzałości i mistrzostwa w tworzeniu gier wideo. Nie wyobrażam sobie, aby deweloper z taką klasą mógłby zrobić „coś niemądrego i naciąganego” w potencjalnej kontynuacji swojego magnum opus. Najlepszym testem, swoistym papierkiem lakmusowym, sprawdzającym słuszność moich tez będzie Left Behind, czyli nadchodzące do DLC do The Last of Us, stanowiące prequel do opowieści znanej z gry właściwej. Dopiero po ukończeniu tego dodatku będę w stanie pozbyć się moich ambiwalentnych uczuć i stanowczo określić czy chcę kontynuacji najlepszej gry 2013 roku, czy też nie.
#4 Tenchu 5
Pamiętacie moją miłość do Tenchu 2, wylaną w Top 5 najlepszych skradanek? A czy pamiętacie mój żal, spowodowany niemalże całkowitym upadkiem kultowej serii o wojownikach ninja? Ostatnią częścią przygód ninjów z klanu Azuma była czwórka wydana na Wii i PSP. Produkcji tej nie pomógł nawet powrót samego Rikimaru oraz fakt, że za jej powstanie odpowiedzialni byli ojcowie dwóch pierwszych części – studio Acquire. Niestety, nie byłem w stanie zweryfikować tego osobiście (nie posiadam Wii ani PSP), ale w opinii większości graczy Tenchu 4 było średniakiem, a nawet crapem. Od czasu jego premiery „Azuma ninjas” skrywają się w cieniu i słuch po nich zaginął.
I am Rikimaru. I am a shadow. – brzmi słynna wypowiedź mistrza klanu Azuma z Tenchu: Wrath of Heaven. Inny ninja z tego klanu, znany z Tenchu 2 Tatsumaru, rzekł zaś: Darkness is my home. Życzyłbym sobie, aby w tym momencie, gdzieś w cieniu, z dala od wzroku wszystkich, toczyły się prace nad Tenchu 5. Pamiętam, jak ogromnym impulsem do nabycia PS2 była dla mnie premiera wspomnianego Wrath of Heaven. Gra autorstwa studia K2 zarządziła wtenczas mocno na rynku. Analogiczna sytuacja mogłaby mieć zatem miejsce w przypadku PS4 i Xboxa One, tym bardziej, że posiadacze obu tych konsol nie mogą narzekać na nadmiar gier na ich „nekstdżeny” i z pewnością powitaliby nowe Tenchu z otwartymi ramionami. Ponadto, pomijając kwestię next genów, na rynku brakuje ostatnio gier, które traktowałyby o tematyce wojowników ninja.
Na samą myśl o solidnie wykonanym, next-genowym Tenchu aż chce mi się grać. Gdyby w najbliższym czasie na rynku ukazał się sequel przygód Rikimaru i Ayane, będący godnym spadkobiercą Tenchu 1&2, to ciężko byłoby mi nie pognać do sklepu i ustwić się w kolejce po któregoś z next-genów. Bez wątpienia potęga PS4 i Xboxa One pozwala na stworzenie najlepiej odwzorowanej feudalnej Japonii w historii gamingu. Mam nadzieję, że to właśnie Tenchu 5 będzie pierwszą grą, w której zostanie to jak najszybciej zrealizowane. Osobiście, marzy mi się infiltracja ogromnych japońskich zamków, strzeżonych pilnie przez całe tabuny samurajów o super-wyostrzonych zmysłach. Nowe Tenchu mogłoby też „pójść w otwarty świat” w stylu MGS V (ogromny obszar misji i wiele dróg do celu). Ciekawe kiedy Rikimaru i Ayane wyjdą z cienia i ponownie zaatakują portfele graczy.
#3 Tekken (7)
W poprzedniej odsłonie Krugero’s Top 5 wywołałem u Was wspomnienia o dziesiątkach godzin, które spędziliście na wyprowadzaniu setek combosów w Tekkenie 3. Oj, sam zatęskniłem za tymi chwilami i to mocno. Na tyle, mocno, że na powrót zacząłem interesować się przyszłymi losami Turnieju Żelaznej Pięści! Kto wie, możne nawet skuszę się na sequela równie kultowego co T3, Tekken Tag Tournament, który przeraża mnie możliwością walki przeciwko Bobowi i Alysie w jednej walce. Brrr… W każdym razie, nieco dziwi mnie fakt dlaczego Namco tak długo milczy w sprawie kontynuacji ich topowej bijatyki na konsole nowej generacji. Przynajmniej, jestem w komfortowej sytuacji, aby pogdybać, a nawet pomarzyć sobie, o tym jak powinien wyglądać Tekken nowej generacji. Tekken, który tak jak dawniej skłaniałby ludzi do kupna nowej konsoli.
Czy nie zastanowiła Was wzięta w nawias siódemka, znajdująca się w tytule nagłówka? Jak już zapewne się domyślacie, autor tekstu wietrzy tu jakiś szwindel. Bullseye. Wiadomym jest, że ostatnim Tekkenem w głównym kanonie był „taki sobie” T6. Od czasu jego premiery fani Turnieju Żelaznej Pięści mogli spróbować swoich sił także w genialnym (podobno) Street Fighter X Tekken oraz wspomnianym Tekken Tag Tournament 2. O Tekkenie 7 jak na razie głucho. Kto wie, być może Namco rzeczywiście jest zajęte tworzeniem Tekkena X Street Fighter? „No dobrze, ale co z tą siódemką w nawiasie?!” grzecznie zapytacie. No, cóż, wcale bym się nie obraził, gdyby Namco zrezygnowlo z tworzenia Tekkena 7! Zamiast niego wolałbym zagrać w TEKKENA. Kapujecie? Innymi słowy, chciałbym, aby Turniej Żelaznej Pięści doczekał się rebootu na modłę ostatniego Mortal Kombat.
Tekken 5: Dark Resurrection jest, w mej opinii, najlepszym technicznie Tekkenem, który ukazał się do tej pory. Tytuł ten zawiera masę rewelacyjnych wojowników znanych ze wszystkich poprzednich odsłon Turnieju Żelaznej Pięści (plus debituntów). Ponadto, gra poprawiała balans postaci z T5. W Tekkenie, jako serii, wszystko zaczęło się psuć wraz z nadejściem T6, w którym roiło się od nowych, dziwacznych postaci pokroju Miguela, Zafiny, Larsa, Alisy oraz „Sami-Wiecie-Kogo” – BOBA. Tekken nigdy nie był realistyczny, jednak zawsze opierał się na rzeczywistych stylach walki. Aż do czasu debiutu wyżej wymienionej, „parszywej dwu… pfu! … piątki”, która walczyła stylami wyssanymi przez Namco z palca. Co gorsza, dwójka z „newcomersów”, Bob i Alisa, stanowiła duet „najtańszych” postaci w historii Tekkena. Kolejne walki przeciwko tym postaciom sprawiły, że z ogromnego fana Turnieju Żelaznej Pięści stałem się posiadaczem kilku pudełek z grami z napisem „Tekken”.
W mej opinii, Tekkenowi potrzebny jest stanowczy reboot i oczyszczenie serii z groteskowych postaci, istniejących od czasu T6 (chociaż kilku „ananasom” ze wcześniejszych części również przydałoby się wirtualne bezrobocie) oraz kilku innych rozwiązań serwowanych graczom przez Namco. Piję tu głównie do możliwości przesadnej i często kiczowatej customizacji wyglądu postaci. Jestem przekonany, że zmiany te przysporzyłyby serii wielu jej dawnych zwolenników. Poza tym, Namco, Heniek Mishima ma swoje już swoje lata; jeszcze wpędzicie staruszka do grobu:)
Oj, jak ja bym chciał pograć w godnego, next-genowego następcę Tekkena 5 i Tekkena 5: Dark Resurrection!
#2 Red Dead Redemption 2
W mej ocenie Red Dead Redemption dosłownie o włos przegrywa rywalizację z The Last of Us o miano najlepszej gry przemijającej generacji. Jak zapewne pamiętacie z debiutanckiej odsłony Krugero’s Top 5, historia Johna Martsona bardzo silnie na mnie wpłynęła (jeżeli nie graliście w RDRa, koniecznie nadróbcie zaległości; tylko pamiętajcie, aby wystrzegać się spoilerów, także tych w moim wcześniejszym artykule). W mej ocenie western autorstwa Rockstar jest absolutnym królem gier free-roamingowych. RDRa pokochałem za mistrzowsko oddany klimat Dzikiego Zachodu, za pojedynki rewolwerowe, ściganie bandytów oraz cudowną, nieszablonową fabułę, a nawet wschody i zachody słońca. Takich gier jak Red Dead Redemption nie powstaje zbyt wiele (GTA to nie ta liga!), stąd z ogromnym zniecierpliwieniem wypatruję jakichkolwiek doniesień nt. prac Rockstar nad sequelem ich westernowskiego arcydzieła.
Red Dead Redemption jest jedną z najpiękniejszych i najbardziej złożonych gier minionej generacji. Kiedy myślę, o tym jak mógłby wyglądać jej potencjalny sequel na PS4 i Xbox One, to z miejsca sprawdzam czy w Sieci nie pojawiły się już jakieś zdjęcia z rozgrywki. Next-genowy Dziki Zachód z pewnością będzie zachwycać!
Nie samą estetyką człowiek żyje; w RDR 2 chciałbym zobaczyć przede wszystkim jeszcze lepsze pojedynki rewolwerowe, jeszcze więcej zwierzyny do upolowania, jeszcze więcej Strangerów oraz random encounterów… – jeszcze więcej wszystkiego czym stał oryginał na PS3 i Xboxa 360. O ewentualnym multi wolę nawet nie myśleć: porównując multiplayera w RDR do tego w GTA V i obserwując skok, jakiego w tej dziedzinie dokonało Rockstar, można być pewnym, że tryb wieloosobowy w Red Dead Redemption 2 będzie co najmniej czymś OGROMNYM, na długo przyciągającym graczy do konsoli.
Jednakże, to wszystko zaledwie mrzonki. Red Reda 2 (wraz z którymś z next-genów) kupiłbym dla samej fabuły. Jestem niezwykle ciekaw dalszych rozdziałów historii rodziny Martsonów. A może fani pierwowzoru doczekają się prequela, który ukazałby prawdziwe oblicze Johna Martsona z jego czasów młodości, kiedy był członkiem gangu Dutcha i wiódł życie przestępcy? Fani RDRa muszą przyznać, to dopiero byłoby COŚ! Rockstar, proszę, zakręćcie już fontannę hype’u z napisem GTA V i uraczcie nas kontynuacją Red Dead Redemption!
#1 Fallout 4
W drugiej odsłonie Krugero’s Top 5, poświęconej najlepszym openingom, wspomniałem o dwóch pierwszych odsłonach Fallouta, zaś jego pierwszą część okrzyknąłem moją osobistą grą wszech czasów. Zdania oczywiście nie zmieniam. Black Isle stworzyło grę NIEZWYKŁĄ w każdym calu! Niestety, sequele stworzone przez Bethsadę lata późnej, choć świetne, są zaledwie cieniem geniuszu dwóch pierwszych części postnekluarnej epopei stworzonej przez zespół Briana Fargo.
Niesprawiedliwym byłoby jednak sądzić, że Bethsada pokazała już wszystkie karty w kwestii Fallouta ich rzemiosła. Przypuszczam, że amerykański deweloper był nieco ograniczony mocą obliczeniową, jaką oferowała mu poprzednia generacja i przez to nie był w stanie stworzyć Fallouta, który przeniósłby całe bogactwo jego dwóch pierwszych odsłon w trzy wymiary. Na szczęście, next geny stanowią wspaniały grunt pod nowe Pustkowie, na którym toczyłaby się akcja wypatrywanej przez graczy „czwóreczki”. Jaki więc powinien być więc nowy Fallout, aby stał się next-gen sellerem?
W wielkim skrócie, Fall powinien wrócić do swoich korzeni w kwestii klimatu i rozgrywki (i nie chodzi mi tu o „come back” rzutu izometrycznego i walki turowej). Stwierdzam to głównie po ukończeniu Fallouta 3 wraz ze wszystkim dodatkami. O New Vegas pomilczę; wciąż nie mogę znaleźć czasu, aby zabrać się za tą produkcję. Co prawda tytuł ten zebrał lepsze recenzje niż trójka, jednak nie przypominam sobie, aby jakakolwiek z nich mówiła o powtórzeniu sukcesu klasycznych Falloutów przez Vegas. Wróćmy jednak do meritum. Bardzo podobało mi się przemierzanie Capital Wasteland w F3. Tu Bethsada spisała się bardzo dobrze, chociaż wolałbym, aby uczynili Pustkowie w nowym Falloucie bardziej mrocznym, tak jak zrobili to w dodatku The Pit do F3, który klimatem stał obok pecetowych klasyków.
Ojcowie Skyrima w jakiś dziwaczny sposób ugrzecznili oryginalny koncept zespołu Briana Fargo. W oryginalnym Falloucie czułem potworną grozę postnuklearnej rzeczywistości, wynikającą ze „zdziczenia” świata, w którym do głosu na powrót doszły prymitywne instynkty. Rozgrywka w grze opierała się na handlu barterowym (wymiennym) oraz ciągłym poczuciu walki o przetrwanie, którą gracz toczył z biedą, promieniowaniem, popromiennymi monstrami oraz, w szczególności, drugim człowiekiem.
Innymi słowy, Fargo stworzył śmiertelnie poważną i przerażającą wizję nuklearnej apokalipsy, choć miał do swojej dyspozycji o niebo słabsze narzędzia niż Bethsada. W Falloucie 3 natomiast, pomimo ciągłego 18+ na pudełku, po pewnym czasie czułem się jakbym poruszał się po „komiksowej” wersji postnuklearnego Pustkowia, dzierżąc w dłoniach Plasma Rifle, przypominający pistolet na wodę, oraz natrafiając na bzdury typu: Little Lamplight, AntAgonizer&Machinist, Republic of Dave, czy quest Morii Brown. No cóż, przynajmniej świetnie zrealizowane ruiny Washington D.C dobitnie przypominały mi o atomowej pożodze, która miała miejsce dziesiątki lat zanim Capital Wasteland zaczęło przypominać cyrk.
Zatem jaki jest przepis na next-genowego Fallouta? Ogromny i zróżnicowany świat trójwymiarowych części, oblany gorzkim, ciemnym, radioaktywnym sosem pierwowzoru? To za mało. Siła F1&2 tkwiła w niezwykle rozbudowanym systemie dialogów, po którym w F3 zostały jedynie szczątki. Siłą postnuklearnych erpegów Black Isle był fakt, że w walce o przetrwanie na Pustkowiu orężem gracza mogła być różnego rodzaju broń, zarówna biała jak i palna oraz to, za co najbardziej cenię Fallouta, czyli INTELIGENCJA.
W „starych” Fallach można było „przegadać” niemal wszystkich. Wystarczyło mieć wysokiego Speecha. Ba! W F1 można było wejść w dyskusję z ostatnim Bossem i używając odpowiednich argumentów, wytknąć mu pewien błąd logiczny oraz przekonać co do niesłuszności jego „racji” (warunkiem były wysoce rozwinięte umiejętności oratorskie i inteligencja)! Kończyło się to tak, że final boss pojmował i przyznawał się do własnego szaleństwa i pełen skruchy dokonywał autodestrukcji własnej siedziby oraz samego siebie! W F2 za pomocą „złotoustości” można było przekonać gwardię przyboczną ostatniego bossa do przejścia na stronę gracza. Tak pozyskani sojusznicy okazywali się przydatnym wsparciem w rozstrzygającym grę starciu. Chylę przed Tobą czoło, Panie Fargo, za to, że stworzyłeś grę, w której słowa mogą być celniejsze od pocisków.
Podsumowując, w mej opinii prawdziwie next-genowy Fallout powinien połączyć rozbudowany, trójwymiarowy świat Falloutów Bethsady z poważnym klimatem i głębią rozgrywki komputerowych pierwowzorów, szczególnie w kwestii prowadzenia konwersacji. Sądzę też czwarta odsłona mojej ulubionej serii powinna przywrócić stylistykę oraz podobny design wrogów (w szczególności Super Mutantów), broni i lokacji znanych z dwóch pierwszych części. Co do klimatu starego Fallouta, Bethsada przywróciła go niemal w 100% we wspomnianym dodatku The Pit, zatem można rzec, że Amerykanie „czują” o co chodzi. Połączenie wszystkich wymienionych przeze mnie elementów dałoby coś więcej niż doskonałego next-gen sellera. Po raz kolejny, Fallout stałby się wyznacznikiem RPG, czego życzę sobie oraz wszystkim dorosłym fanom tego gatunku, jak i gier elektronicznych w ogóle. Szkoda, że CD Projekt Red, przygotowujący niechybnego króla gier RPG – Wiedźmina 3, nie posiada praw do marki Fallout. Wtedy spałbym spokojny o przyszłość postnuklearnej serii.
Kontynuacje jakich gier chcielibyście zobaczyć na konsolach nowej generacji?
PS. Kolejna odsłona Krugero’s Top 5 ukaże się 2014-01-20. Stay tuned!