The Banner Saga – recenzja
Pod koniec grudnia miałem okazję sprawdzić jak zapowiada się The Banner Saga. Już wersja preview sprawiła, że nie mogłem się oderwać od tego tytułu i z niecierpliwością wyczekiwałem premiery pełnej wersji. Dziś wreszcie udało mi się ukończyć ten tytuł i… troszkę żałuję.
Historia Ludzi, Varlów i Dredgy
Opowiedziana w The Banner Saga historia zaczyna się można by powiedzieć, niewinnie. Z jednej strony towarzyszymy jednej karawanie, która zajmuje się pobieraniem podatków, natomiast z drugiej strony mamy karawanę uciekającą przed Dredgami – legendarnymi stworzeniami, które od dawna nie były widziane.
Szybko jednak akcja nabiera tempa i okazuje się, że w ciągu raptem kilkunastu dni czasu gry stajemy się zwierzyną uciekającą w popłochu przed nieustępliwym wrogiem, który pragnie nas zgładzić. Po drodze będziemy odwiedzać kolejne, praktycznie zrównane z ziemią miasta, gdzie Dredge już na dobre zdołały się rozpanoszyć.
W trakcie gry poznajemy nie tylko ludzi, ale także tajemniczych Varlów którzy oprócz tego, że są gabarytowo sporo więksi od ludzi, to jeszcze żyją kilkakrotnie dłużej. Niestety ludzie i Varlowie nie dążą się nadmierną sympatią ani zaufaniem, choć zdarzają się wyjątki. Aby przetrwać konieczne będzie dyplomatyczne prowadzenie rozmów, współpraca ale przede wszystkim – czujność i oczy dookoła głowy.
Nie ma sensu doszukiwać się głównego bohatera w grze, gdyż jest ona pokazana z wielu perspektyw, choć od pewnego momentu cały ciężar walki o przetrwanie spada na barki Rooka. Owszem, w The Banner Saga praktycznie każda napotkana postać posiada swoją historię, świetnie zresztą nakreśloną, ale mam wrażenie że Rook nie został wybrany przypadkowo na postać, z którą spędzimy najwięcej czasu – niejako niechcący zostaje przywódcą karawany i będąc praktycznie takim żółtodziobem jak my, musi podejmować trudne decyzje, od których wielokrotnie będzie zależało życie ludzkie.
Tym, co wyróżnia The Banner Saga na tle innych gier RPG, jest to że nie będziemy ratować świata! Nie jesteśmy żadnym wybawicielem, ani ostatnią nadzieją ludzkości – jesteśmy dowódcą karawany pełnej wystraszonych ludzi, którzy uciekają przed przeważającymi siłami starając się po prostu przetrwać.
Trudne decyzje
Grając w The Banner Saga nieustannie jesteśmy zmuszani do podejmowania trudnych decyzji, w zasadzie już od pierwszych minut i choć z pozorów jedna z dostępnych opcji wydaje się być „tą właściwą”, praktycznie żadna podjęta przez nas decyzja nie pozostaje bez konsekwencji.
Będziemy mieli okazję zawierać przymierza, a także stawiać czoła ludziom, którzy kwestionują nasze decyzje ale przede wszystkim jak przystało na produkcje, w których czuć rękę ludzi z BioWare – wiele konfliktów będziemy rozwiązywać dialogami.
W trakcie rozgrywki wielokrotnie starałem się podejmować decyzje, które wydawały się „najbezpieczniejsze” z punktu widzenia moich ludzi i bezpieczeństwa całej karawany, tylko po to aby chwilę później ponieść ich bolesne konsekwencje. Developerzy ze Stoic Games nie szczypią się z nami i nie osładzają nam rzeczywistości – jesteśmy od samego początku w fatalnej sytuacji i jedyne co możemy to być w nieco mniej fatalnej pozycji.
W rezultacie jednak pod koniec gry dotarłem karawaną z bardzo ograniczoną ilością wojowników i Varlów, którzy dodatkowo byli wygłodzeni, wyczerpani a morale praktycznie nie istniało. Przez kilkanaście dobrych godzin patrzyłem jak kolejne sytuacje przytrafiające się na drodze niszczyły moją karawanę kawałeczek po kawałeczku, ucząc mnie życia w najbardziej brutalny sposób.
Cały czas zadaję sobie pytanie, czy jest możliwe nieco lepsze poprowadzenie całej historii, czy jest możliwe podjęcie lepszych decyzji i … to jest jeden z tych elementów, który bryluje w The Banner Saga – musimy żyć z raz podjętymi decyzjami bądź wrócić się w rozgrywce o kilka godzin. Nie ma również opcji zapisu stanu gry – gra robi to za nas automatycznie, zabierając przy tym ostatnie koło ratunkowe – I BARDZO DOBRZE!
Dialogi
Skoro jesteśmy przy podejmowaniu decyzji, warto również wspomnieć nieco szerzej o dialogach, gdyż uzyskiwane w nich informacje wielokrotnie są kluczowe dla przetrwania naszego i naszej karawany. Otóż oprócz standardowych pogawędek, podczas których będziemy mogli poznać bliżej niektórych bohaterów, zdarzają się także dialogi których rezultat zależy wyłącznie od nas.
Nad każdą decyzją i każdą linijką dialogu radzę Wam się bardzo dobrze zastanowić, bo jak już wielokrotnie wspominałem – w większości wypadków czekają na nas dotkliwe konsekwencje w przypadku złego wyboru. Dla przykladu, w trakcie nieumiejętnego poprowadzenia dialogu zdarzyło się, że moja postać poczuła zimną stal między żebrami. Do tej pory nie wiem, czy można tego uniknąć ale będę musiał to sprawdzić przechodząc ten tytuł kolejny raz.
To tylko jeden z przykładów, bo jest również taka możliwość, że dana postać odłączając się od naszej karawany zabierze ze sobą jednego z naszych najlepszych wojowników, który wspierał nas na polu walki.
Karawana
Wracając do tematu karawany – dowodzenie nią choć z początku może wydawać się niezbyt skomplikowanym zajęciem, bardzo szybko okazuje się rzeczą skomplikowaną i wymagającą przemyślenia praktycznie każdego ruchu… przyda się także choć odrobina szczęścia.
W trakcie podróży musimy zadbać nie tylko o wysokie morale ludzi, ale także odpowiednią ilość zapasów aby nie umierali oni z głodu w trakcie podróży. Zapasy kupujemy za „punkty sławy”, które stanowią swojego rodzaju walutę.
Tutaj pojawia się jednak pewien problem – punkty sławy służą do wykupywania praktycznie wszystkiego w grze – od przedmiotów dla naszych bohaterów, przez zapasy po kolejne poziomy doświadczenia. Umiejętne dysponowanie środkami to klucz do przetrwania i jej szybkie opanowanie jest absolutnie niezbędne. O ile z początku nie ma problemów z „gotówką” i punktów starcza zarówno na awansowanie postaci jak i wykupywanie wszelkich przedmiotów i zapasów potrzebnych w podróży, o tyle później praktycznie zawsze będziemy „pod kreską” bijąc się z myślami czy lepiej awansować kolejną postać no nowy poziom doświadczenia, czy kupić zapasy na kilka dni podróży.
Walka
System walki, który został zaimplementowany w The Banner Saga na pierwszy rzut oka wydaje się być niesamowicie prosty. Początkowo tak właśnie jest, bo twórcy w umiejętny sposób dawkują nam poziom trudności upewniając się, że opanowaliśmy kolejne tajniki walki nim podniosą poprzeczkę jeszcze wyżej.
Kiedy skończyłem grę zacząłem się zastanawiać jak wyglądały moje walki na przestrzeni całej rozgrywki i muszę przyznać, że te z początku i te z końca to jakby zestawić ze sobą dwa, całkiem odmienne systemy walki. Na początku walka jest bardzo prosta, więc rozstawiamy swoich bohaterów tak, aby jak najszybciej dopaść wroga i się z nim rozprawić. Umiejętności specjalne traktujemy jak „fajne gadżety”, które wcale nie są takie niezbędne, a pokonanie dredgy sprowadza się do zbicia w dół paska z życiem, niespecjalnie zwracając uwagę na poziom ich zbroi.
Mniej więcej w połowie gra odkrywa przed nami wszystkie swoje karty i każda walka stanowi niesamowicie satysfakcjonujące wyzwanie taktyczne. Ważne staje się dosłownie wszystko – jakich bohaterów zabierzemy ze sobą do walki, czy są ranni, kolejność ich ruchów w walce – każdy z tych elementów musi być dobrze zaplanowany, bo na naprawianie błędów nawet na zwykłym poziomie trudności, nie ma wiele miejsca. Kluczowe staje się także rozsądne wykorzystywanie umiejętności poszczególnych postaci, które niejednokrotnie decydowały o wygranej.
Choć „areny”, na których przyjdzie nam toczyć walki nie są specjalnie rozległe, to ich rozmiar pozwala na stosowanie różnych taktyk, a od czasu do czasu pojawiające się przeszkody terenowe stanowią dodatkowe urozmaicenie.
Byłbym zapomniał – walka prowadzona jest turowo, co przy takiej wadze podejmowanych przez nas decyzji jest zbawieniem.
Doświadczenie, awanse i przedmioty
Jak już wspomniałem wcześniej – każdy z naszych bohaterów może awansować na kolejne poziomy doświadczenia, tym samym zwiększając swoją skuteczność w walce. W przeciwieństwie jednak do tradycyjnych gier RPG, zdobycie możliwości awansu na kolejny poziom to trochę bardziej skomplikowana sprawa.
W The Banner Saga nie istnieje coś takiego jak tradycyjne punkty doświadczenia, zamiast nich każda postać posiada dokładnie określoną ilość przeciwników do zabicia aby móc awansować. Tak, zabicie odpowiedniej ilości przeciwników to otwiera zaledwie „możliwość” awansu, za który musimy po prostu zapłacić punktami sławy.
Kiedy spojrzymy na statystyki towarzyszących nam postaci, bez problemu da się zauważyć w czym każdy z nich się specjalizuje – jeden świetnie nadaje się do osłaniania towarzyszy i zbierania obrażeń, inny jest mistrzem w przebijaniu zbroi przeciwnika, a jeszcze inny to idealny łucznik, kompletnie bezużyteczny w zwarciu.
Kolejnym modyfikatorem są przedmioty, które otrzymujemy od innych postaci, odnajdujemy w trakcie podróży bądź po prostu kupujemy w trakcie odwiedzin w miastach. Odpowiedni ich dobór w połączeniu z przemyślanym rozmieszczeniem punktów doświadczenia jest kluczowy na wyższych poziomach trudności – dla przykładu dzięki dobrze zainwestowanym punktom doświadczenia i przedmiotowi zwiększającemu siłę i skuteczność niszczenia zbroi, pod koniec gry miałem łucznika-snajpera, który jednym strzałem ściągał 7-9 punktów zbroi. Wielokrotnie okazywało się to zbawieniem.
Oprawa
The Banner Saga to produkt pełen smaczków i świetnych pomysłów praktycznie na każdym kroku. Nie inaczej jest w przypadku przepięknej, ręcznie rysowanej i ręcznie (!!) animowanej oprawy. Charakterystyczna kreska idealnie pasuje do klimatu gry i przedstawionego w niej świata, a animacje choć nie są powalająco płynne to właśnie dzięki temu idealnie wkomponowują się w całość.
Nie ma znaczenia, czy akurat oglądamy podróżującą karawanę, prowadzimy rozmowę czy jesteśmy w samym środku walki – na każdym kroku The Banner Saga raczy nas piękną, ostrą grafiką wysokiej rozdzielczości.
W przypadku warstwy dźwiękowej jest jedna mała bolączka, która odrobinę mi doskwierała choć jest to raczej drobny mankament niż wielka wpadka – otóż jedynym głosem jaki słyszymy w trakcie gry jest narrator, który pojawia się zresztą niezbyt często. Żadna z postaci nie przemawia do nas głosem, co nie jest problemem, ale pozostawia pewien niedosyt.
Absolutnie nie można się natomiast przyczepić do rewelacyjnie skomponowanej i dopasowanej ścieżki dźwiękowej, idealnie podkreślającej wydarzenia na ekranie. Na szczęście ścieżka jest dostępna na Spotify i dzięki magii internetu mogę się nią z Wami podzielić poniżej.
Na zakończenie
The Banner Saga to jedna z najciekawszych gier, jakie miałem okazję ukończyć w ostatnim czasie – wprowadza spory powiew świeżości dzięki świetnie wyważonej mieszance elementów RPG i taktycznej strategii. To wszystko okraszone jest świetnie przemyślanymi i nakreślonymi postaciami, pośród których nie sposób znaleźć choćby jednej „płaskiej”.
Opowiedziana historia i szykowany dla nas mały zwrot akcji sprawiają, że choć gra chwilę się rozkręca, to im dalej tym mocniej trzyma w napięciu i nie chce puścić nas ani na chwileczkę przez te ok.10 godzin rozgrywki.
The Banner Saga jest bez wątpienia warte swojej ceny, szczególnie jeśli macie ochotę spróbować czegoś świeżego, nowego. Ja bawiłem się przednio i jak wspomniałem na wstępie – żałuję, że ukończyłem ten tytuł, bo jest to jeden z tych przypadków kiedy chcemy żeby przygoda trwała jak najdłużej. Na szczęście był to podobno dopiero pierwszy epizod, a całość planowana jest jako trylogia.