Left Behind – recenzja dodatku do The Last of Us
The Last of Us postrzegam jako absolutnego must have’a dla każdego szanującego się gracza w ogóle. Kunszt, pietyzm i piękno tej gry są główną przyczyną mojego niedawnego zakupu PlayStation 3. Wpływ na tę decyzję miała również zapowiedź fabularnego dodatku do The Last of Us zatytułowanego Left Behind, który swą premierę miał w minione Walentynki. Po kilkugodzinnych negocjacjach z moją narzeczoną udało mi się przesunąć Święto Zakochanych na „piętnastego po południu” po to, abym mógł jak najprędzej zagrać i ukończyć najnowsze DLC do arcydzieła Naughty Dog. Nie pozostaje mi nic innego jak podzielić się z Wami wrażeniami, jakie towarzyszyły mi w trakcie zabawy z Left Behind. Miłej lektury!
Ciężkie dobrego początki
Przed uruchomieniem Left Behind miałem spore obawy odnośnie tego, co może mnie czekać. Mając na uwadze moje dotychczasowe doświadczenia z DLC od innych twórców, obawiałem się o jakość dodatku fabularnego do TLoU. Oczywiście najbardziej bałem się tego czy padłem ofiarą skoku na kasę w wykonaniu Naughty Dog oraz tego czy Left Behind sprosta moim wysokim oczekiwaniom. Wszakże nie łatwo stworzyć DLC do gry będącej takim arcydziełem jak The Last of Us.
Przez kilkanaście pierwszych minut wprowadzenia do dodatku czułem dziwną niepewność. Grało mi się „tylko” bardzo dobrze, ale brakowało mi tego charakterystycznego „BUM”, do którego zdążyli przyzwyczaić mnie ojcowie Crasha. Innymi słowy, chciałem od razu zostać powalony przez geniusz Naughty Dog znany „z dużego” The Last of Us. „Oj głupia ty, głupia ty” zaśpiewałaby mi Maryla Rodowicz, gdybym był niejaką Małgośką, bowiem wszystkie moje obawy okazały się być totalnie wyimaginowane i wyssane z palca.
F R I E N D S
Left Behind jest prequelem do wydarzeń znanych z głównej gry. Dodatek skupia się na relacji Ellie z jej przyjaciółką Riley, o której młoda bohaterka wspominała w The Last of Us. Ku mojemu zdziwieniu, DLC rzuca też sporo nowego światła na historię znaną z gry właściwej. Dlatego zabawę z Left Behind powinno się rozpocząć dopiero po wcześniejszym ukończeniu The Last of Us. Więcej powiedzieć nie mogę, ponieważ popsułbym Wam zabawę. Sugeruję też, abyście przed wyruszeniem w przygodę u boku Ellie i Riley nie oglądali najnowszych screenów oraz zwiastuna premierowego promujących Left Behind. W mym odczuciu, owe materiały promocyjne zdradzają nieco za dużo, dlatego cieszę się, że zapoznałem się z nimi dopiero po zakończeniu gry. Oczywiście recenzja, która czytacie jest wolna od wszelkich spojlerów psujących zabawę z odkrywania historii Ellie i Riley.
Pomimo rewelacyjnego gameplayu i klimatu survival horroru, pomieszanego z action adventure i nutą skradanki, to fabuła i narracja stanowią dla mnie największy atut The Last of Us. W przypadku w Left Behind jest podobnie. Dodatek opowiada krótką, acz niezwykle przejmującą historię dwóch przyjaciółek, które próbują cieszyć się resztkami straconego dzieciństwa w świecie, w którym zdaje się być to niemożliwe. Co by tu dużo mówić, Naughty Dog po raz kolejny udowodnili, że są mistrzami w opowiadaniu historii.
Siłą opowieści w Left Behind jest to, że skupia się ona na prostych, trafiających w sedno gestach i dialogach, które niosą ze spory sobą ładunek niezwykle prawdziwych emocji. Bodajże pierwszy raz było mi dane zagrać w grę traktującą o dorastaniu i to w dodatku dziewczynek (niezwykle babskie te Left Behind swoja drogą, ale na spory plus). Koniecznie musicie zobaczyć pewne nowe patenty-smaczki, jakie Naughty Dog wykorzystało w celu przybliżenia nam losów Ellie i Riley. Mało które DLC zaskakuje gracza nowymi, nawet tak drobnymi jak te w Left Behind rozwiązaniami, za co deweloperowi należą się gromkie brawa.
Wróg mojego wroga jest …
Left Behind może poszczycić się również pewnym aspektem, którego próżno szukać nawet w „dużym” The Last of Us. Grając jako Joel walkę o przetrwanie toczyliśmy na przemian z Zarażonymi i ocalałymi ludźmi. A co powiedzielibyście na walkę z jednymi i drugimi NA RAZ? Nie ukrywam, że jestem bardzo mile zaskoczony tego rodzaju nowością w Left Behind, bowiem czyni ona z Zarażonych naszą kolejną broń. Dowód? Wyobraźcie sobie następującą sytuację. Macie przedostać się z punktu A do punktu B przechodząc przez pomieszczenie pełne Biegaczy i Klikaczy. Na dodatek w oddali słyszycie zbliżających się ludzi, polujących na Ellie. Co robicie? Chowacie się w bezpiecznym miejscu, po czym cegłówką lub butelką rzucacie gdzieś w okolicę szukających Was ludzi. Pewnie domyślacie się efektu: na dźwięk tłuczonej cegły lub butelki Zarażeni zrywają się w kierunku polujących na naszą bohaterkę ludzi. Dochodzi do brutalnej walki, z której zwycięsko wychodzi tylko jedna strona. Nieważne która. Ważne, że sporo osłabiona. Jak na moje oko Naughty Dog chce pokazać graczom jak będzie mogła wyglądać walka w The Last of Us 2, o ile te kiedykolwiek powstanie. Nie mniej jednak, patent z nasyłaniem wroga na wroga wypadł rewelacyjnie. Szkoda jedynie, że do walk tego typu w Left Behind dochodzi bardzo rzadko, co doprowadza nas do kolejnego aspektu tego dodatku, jakim jest jego długość.
Carpe Diem
Dwie godziny – tyle „pi razy oko” zajmuje ukończenie Left Behind. To mało czy dużo? Odpowiedziałbym, że w sam raz. Historia w dodatku jest spójna i bardzo dobrze napisana i nie pozostawiła u mnie wrażenia niedosytu. Ponadto, DLC można ukończyć co najmniej dwa razy, w angielskiej i polskiej wersji językowej (rewelacyjny dubbing PL!), bądź w celu odnalezienia wszystkich znajdziek i ukrytych rozmów między bohaterkami. Polecam również ukończenie dodatku na poziomie Przetrwanie – sweet hardcore.
Największym problemem Left Behind jest cena, jaką Naughty Dog zażyczyło sobie od fanów za te dwie godziny zabawy u boku Ellie i Riley – 59 zł. Pomimo całego artyzmu i kunsztu, z jakim stworzono Left Behind, deweloper ostro pojechał po bandzie. W mym odczuciu 30 zł to maksymalna kwota, którą Naughty Dog mogło zażądać za dodatek fabularny do TLoU. Być może tak wysoka cena ma skłonić potencjalnych nabywców do kupna przepustki sezonowej kosztującej 79 zł, w której skład wchodzą trzy DLC (map pack „Abandoned Territories”do multiplayera, Left Behind i jeszcze jeden dodatek, który dopiero się ukaże).
Wanna hang out?
Podsumowując, czy Left Behind jest warty kupna? Jeżeli jesteś miłośnikiem TLoU i preferujesz dojrzałe gry (pomimo młodych bohaterek jest to wciąż PEGI 18+), to zdecydowanie tak, choć przemyśl czy nie lepiej byłoby Ci kupić przepustkę sezonową, pod warunkiem, że jesteś fanem trybu multiplayer, stworzonego przez Naughty Dog. Jeżeli nie narzekasz na brak gier i masz w co grać, być może na razie lepiej warto wstrzymać się z zakupem Left Behind i poczekać na obniżkę jego ceny w ramach jakiejś promocji na PSN.
Za artyzm, fabułę i kunszt wykonania wystawiam dodatkowi Left Behind maksymalną notę 5/5. Jestem ogromnym fanem dobrze opowiedzianych historii w grach wideo, a ta jest mocnym atutem fabularnego DLC do The Last of Us. Cena, choć zawyżona i mocno przeze mnie krytykowana, nie była dla mnie czynnikiem obniżającym radość obcowania z cacuszkiem stworzonym przez Naughty Dog. Na tle innych DLC ojcowie Crahsa stworzyli małe dzieło sztuki. Jeżeli liczy się dla Ciebie stosunek ceny do jakości, a w tym przypadku, ceny do długości (bo jakość jest najwyższa), to od noty końcowej odejmij sobie jedno oczko.