Krugero’s Top 5: Najlepsze strzelaniny (non-FPS)
Strzelaniny to chyba najbardziej stereotypowy gatunek gier wideo. Z perspektywy zwykłego zjadacza chleba, który nie raczył się nigdy przyjemnością zabawy przy konsoli, „granie w grę” kojarzy się głównie z bezmózgim wystrzeliwaniem kolejnych strug wirtualnego ołowiu i uśmiercaniem kolejnych zastępów cyfrowych istot wszelakiej maści. „W tych grach to tylko strzelajo, zabijo i rodzo agresję” – czy nie obiło się Wam to o uszy? W mym odczuciu, prawda leży pośrodku. Strzelanki może nie należą do najambitniejszych gier, nie mniej, dostarczają masę dobrej zabawy.
A czy rodzą agresję? W przypadku moim i graczy, których znam mogę odpowiedzieć stanowczo NIE. Mówię tu oczywiście o osobach dorosłych – gracze dziecięcy to inna sprawa. Rodzicie powinni bacznie przyglądać się temu w co grają ich pociechy i śledzić oznaczenia PEGI, a nie kupować im pierwszą lepszą strzelankę w nadziei, że ta będzie przypominać gameplayem Vivę Piniatę. Mówcie co chcecie, ale na myśl o młodziku dokonującym egzekucuji Lancerem w Gears of War aż wzdryga mnie z przerażenia – tyle słowem dygresji. Oto ranking moich pięciu „non-fps szuterków” ever. Czytajcie, komentujcie i lajkujcie. Miłej lektury!
#5 Apocalypse (PSX)
Apocalypse z Bruce Willisem w roli głównej było jedną z najlepszych strzelanek na pierwsze PlayStation. Produkcja Activision to chyba pierwszy tytuł, na którego potrzebę zatrudniono i odwzorowano cyfrowo aktora znanego ze srebrnego ekranu. Zadaniem wirtualnego „Yippie-Ki-Yaya” było pokonanie czterech Jeźdźców Apokalipsy, ukrywających się gdzieś w Ameryce przyszłości. Apocalypse łączyło elementy rozgrywki dwu i trójwymiarowej; perspektywa w grze zmieniała się podobnie jak w PSXowych odsłonach Crasha Bandicoota.
Produkcja Activision zyskała moją sympatię już od pierwszych chwili od rozpoczęcia przygody, kiedy to wirtualny Bruce ucieka z więzienia o zaostrzonym rygorze. Apocalypse dało się lubić nawet pomimo dość specyficznego sterowania. Chodzi o system celowania i prowadzenia ognia w grze. Za strzelanie w wybranym kierunku odpowiadał odpowiedni przycisk na padzie, np. aby oddać strzał przed siebie należało wcisnąć trójkąt, w prawo – kółko itd. Do sterowania w Apocalypse można było jednak szybko przywyknąć. Kiedy już się to zrobiło, gra urzekała mega miodnym strzelaniem oraz ciekawym arsenałem nowoczesnych broni.
Oprócz standardowego karabinu maszynowego w ręce gracza wpadały wszelkiej maści lasery i blastery. Moją ulubioną pukawką był natomiast miotacz ognia z racji na oddany niezwykle realistycznie jak na tamte czasy ogień. Mocnym atutem produkcji Activision były również walki walki z bossami, w szczególności ze wspomnianymi, futurystycznymi Jeźdźcami. Gra miała też całkiem wysoki poziom trudności, momentami wręcz wyśrubowany. Oprócz strzelania, Apocalypse oferowało również ładne cut-scenki, niezły voice-acting (głównie za sprawą rewelacyjnego Bruce’a Willisa) oraz przyzwoity soundtrack.
Suma sumarum, Apocalypse jawiło się w mych oczach jako PSXowy odpowiednik Contry. Ponadto, gra ta miała podobny feeling do pecetowego MDKa (pamięta ktoś jeszcze?;). Jeśli jesteście fanami strzelanek, szczególnie tych wspomnianych przed chwilą, naprawdę warto, abyście dali szansę Apocalypse i rozejrzeli się za tym tytułem na jakimś pchlim targu.
#4 Contra Force (NES/Pegasus)
Kto dorastał w latach 90′ w Polsce, ten wie, jakim fenomenem była oryginalna Contra. Scrollowany shooter autorstwa Konami święcił tryumfy na Pegasusa. Za mych szczenięcych lat tytuł ten stanowił dla mnie kwintesencję epitetu bad ass, nawet pomimo faktu, iż nie znałem wtenczas ani tego określenia, ani języka angielskiego;) Oj tak, Contra była bad ass od A do Z, począwszy od kozackiego title screena z dwoma „pakierami” na pierwszym planie (w tym jednego z cygarem w ustach), a skończywszy na scenie z helikopterem odlatującym na tle eksplodującej wyspy po pokonaniu ostatniego bossa.
Pomimo całej mojej sympatii dla pierwszej Contry, moim ulubionym tytułem z tej serii była Contra Force. W Polsce znany był również hack tej gry, zatytułowany Super Contra 6. Różnił się on jedynie sprite’ami oraz imionami głównych bohaterów. Właśnie, w Contrze Force do gustu najbardziej przypadła mi możliwość wcielenia w czterech różnych żołnierzy, którzy dysponowali odmiennym arsenałem (jeden z nich miał do swojej dyspozycji nawet bazookę!).
Contra Force była chyba moją pierwszą grą, w której spotkałem się z upgrade’owaniem pukawek. W tym celu w obrębie każdego poziomu gracz musiał rozglądać się za specjalnymi paczkami, które odblokowywały nowe tryby strzelania. Ponadto, gra pozwalała na zmianę bohatera co level, także grając w CF nie można było narzekać na nudę! Tyczyło się to również wyglądu samych lokacji; pod względem designu Contra Force oferowała dużo ciekawsze miejscówki niż oryginał. Oprócz tego, w grze występowały dwa rodzaje poziomów: typowe, dwuwymiarowe „w prawo”, jak i te widziane z lotu ptaka. Rzecz jasna, na końcu każdego z nich na naszego bohatera czekał wyższy od niego o kilka głów „szef”.
Dla wszystkich ciekawych tego jak w akcji prezentowała się Contra Force zamieszczam poniższy klip. Oj, z chęcią szarpnąłbym ponownie w ten tytuł, gdybym miał tylko więcej czasu… no i NESa/Pegasusa wraz z kopią tej cudownej gry;)
#3 Resident Evil 4 (Gamecube, PS2, Wii, PC, PS3, Xbox 360)
Resident Evil 4 był rewolucją w obrębie serii. Tytuł ten zerwał z „kanciastą” rozgrywką znaną z pierwszych trzech części i spin-offów pokroju Code Veronica: X, czy Outbreak. RE4 wprowadził rozgrywkę w pełnym „trzy-de”, kończąc tym samym erę biegania po pre-renderowanych tłach. Ta gruntowna zmiana pociągnęła za sobą szereg kolejnych. W grze całkowitemu przemodelowaniu uległ model sterowania. To właśnie w czwartym Residencie po raz pierwszy pojawiło się charakterystyczne celowanie z kamerą z nad ramienia, które stało się standardem w większości obecnych shooterów TPP. W gąszczu zmian związanych z przemodelowaniem rozgrywki gra zatraciła jednak ten specyficzny pierwiastek horroru, który definiował serię RE. Jego miejsce zastąpiła wszędobylska w Resident Evil 4 AKCJA.
Choć jestem ogromnym fanem dawnych survival horrorów Capcomu, to nie potrafię mieć za złe japońskiemu deweloperowi tego, że w RE4 odszedł od straszenia na starą modłę, kładąc nacisk na świeżą i wartką akcję. Ba! W czwórce wcale nie brakowało momentów przyprawiających o szybsze bicie serca. Gra w całkowicie nowy sposób wywoływała u gracza poczucie osaczenia, które spotęgowane było rwącą akcją. Do dziś jestem w stanie wrócić wspomnieniami do mojego pierwszego poważnego starcia z Los Ganados w wiosce z kościołem wkrótce po rozpoczęciu przygody. Pamiętam hordy napierających na mnie zarażonych, wdzierających się prze okna do pomieszczeń, w których próbowałem znaleźć schronienie. Pamiętam również ciche bulgotanie piły spalinowej, oznaczającej jeszcze większe kłopoty. W takich chwilach w RE4 ciężko było o spokojne celowanie!
Swego czasu Resident Evil 4 wyniósł wirtualne strzelanie na nowy, wyższy poziom. Raz – za sprawą wspomnianego modelu celowania. Dwa – za sprawą nowej fizyki i zachowania wrogów. Trzy – za sprawą świetnego arsenału broni i możliwości ich upgrade’owania u tajemniczego kupca („walutę” pozyskiwało się sprzedając różnej maści świecidełka znajdowane na naszej drodze). Oprócz tego, gra oferowała rewelacyjne potyczki z bossami oraz świetny tryb dodatkowy o nazwie Mercenaries, który polegał na załatwieniu przed upływem czasu jak największej ilości przeciwników, w celu zdobycia jak największej ilości punktów.
Na last geny ukazała się odświeżona wersja Residen Evil 4. Jeżeli nie mieliście styczności z arcydziełem Capcomu to koniecznie nadróbcie zaległości. Wciąż jest to jedna z najlepszych gier w swoimi gatunku!
#2 Gears of War (Xbox 360)
Przez długi czas byłem anti-Gears. Gra autorstwa Epic imponowała mi od zawsze, ale głównie w kwestii grafiki i designu. Gameplayowo, od zawsze bardziej fascynowało mnie Halo. Nie mniej, po nagraniu się w Reacha postanowiłem dać szansę „Gyrosom”. Po ukończeniu oryginalnego GoW żałowałem, że tak długo odwlekałem moją wizytę na Serze.
Gearsy uwiodły mnie badassowym klimatem oraz ogromną dawką niezwykle mocarnego strzelania. Grad kul wypluwany przez Lacera po aktywnym przeładowaniu TO JEST TO! No i Locustci – jedni z najlepszych adwersarzy stworzonych na potrzeby gier wideo. Wymiany ognia z kolejnymi zastępami Szarańczy po dziś dzień dostarczają mi masę frajdy.
Fenomen Gearsów związany jest również z niezwykle solidnym trybem multiplayer w grach z tej serii. Oprócz świetnych starć PvP, flagowe IP Epic od zawsze mogło poszczycić się REWELACYJNYMI trybami kooperacyjnymi. Oczywiście w kwestii tej prym wiedzie kultowa Horda znana z drugiej i trzeciej części GoW. To właśnie w Gearsach po raz pierwszych w historii gier wideo pojawił się ten FENOMENALNY tryb. Obecnie co raz więcej deweloperów powiela Hordę, stworzoną przez zespół Cliffy’ego B, w shooterach swojego autorstwa. W tym miejscu pragnąłbym serdecznie pozdrowić wszystkich Gearsomaniaków, z którymi dane było mi odpierać kolejne tabuny Locustów w Hordzie 2.0 w GoW3 na czele z Harrym, Lokim i Davidem (kiedyś trzeba będzie zebrać ekipę i ponownie wskoczyć na multi, Panowie)!
Na zakończenie pragnąłbym dodać, że Gears of War to chyba najrówniejsza pod względem poziomu wykonania seria, w jaką przyszło mi zagrać. Każda część Gearsów dostarczyła mi masę świetnej zabawy, dlatego też ciężko wskazać mi jest tę najlepszą. Jeśli chodzi o singla, to chyba najmilej wspominam dodatek do GoW3 o nazwie RAAM’s Shadow, który umożliwiał zagranie w dodatkowy rozdział kampanii, będącej prequelem do wydarzeń znanych z oryginału. Jestem niezwykle ciekaw losów serii Gears of War na Xboxie: One. Drogi Microsofcie, w next-genowym GoW podejmijcie proszę temat wojen Pendulum! Potyczki CoGów z UIR to byłoby COŚ!
#1 Metal Slug Anthology (PS2)
Metal Slug jest chyba najdroższą grą, w jaką było dane mi grać. Zanim dorobiłem się swojej kopii Metal Slug Anthology na PS2, będącej kompilacją wszystkich części tej gry od pierwszej do szóstej odsłony, wykarmiłem do syta kilka automatów z MS i MS2 na pokładzie. Za co KOCHAM sztandarową produkcję SNK? A więc, po kolei…
Już od pierwszych chwil spędzonych z Metal Slugiem wiedziałem, że mam do czynienia z produkcją EPICKĄ. Dzieło SNK łączyło w sobie najlepsze cechy Contry z cudowną, ręcznie, malowaną grafiką oraz fantastycznym humorem. Czynnikami, którymi Metal Slug zaskarbił sobie moją największą sympatię były wspaniałe pojedynki z gargantuicznymi machinami wojennymi i innymi bossami, cudowna demolka otoczenia oraz rewelacyjne bronie, które nań demolkę umożliwiały. Do moich ulubionych narzędzi destrukcji należały Heavy Machine Gun, granaty oraz kultowy, potrafiący skakać i schylać się czołg. Te trio często gęsto pomagało mi przejść kilka poziomów na jednej 50-groszówce. W tym miejscu chciałbym serdecznie pozdrowić Pana będącego właścicielem sklepu, w którym stał automat z Metal Slugiem. Po kilku wizytach w jego arcade’owym przybytku, ten miły człowiek zaczął mnie kojarzyć z produkcją SNK. Czasem, w chwilach wolnych od klientów, stawał obok mnie i bacznie obserwował moje zmagania w grze, rozśmieszając mnie swoimi komentarzami nt. wydarzeń na ekranie;)
Kurczę, przydałaby się jakaś kompilacja wszystkich części Metal Sluga, wydana na last i current geny, która oferowałaby tryb kooperacji. Byśmy sobie „pochodzili w prawo” w rytm kolejnych wybuchów… Tymczasem, po postawieniu ostatniej kropki w tym niniejszym felietonie nie pozostaje mi nic innego jak wybrać się na przysłowiowy strych, odkurzyć moje PlayStation 2 i rzucić się w wir przecudownej akcji, którą naładowany jest każdy piksel w antologii Metal Slug! Jeżeli możecie, radzę Wam poczynić to samo:)!
How ’bout you? Jakie są Wasze ulubione „szuterki” non-FPS wszech czasów?
PS. Obecna odsłona Krugero’s Top 5 jest dziesiątą z cyklu. Tak więc, seria obchodzi swój pierwszy mały „jubileusz”. Życzę sobie i Wam, aby kolejne felietony z tej serii były jeszcze lepsze i ciekawsze niż dotychczas. Dziękuję wszystkim tym, którzy zechcieli rzucić okiem, a nawet przeczytali moje wypociny. Ponadto, chciałbym podziękować Wam za wszystkie miłe słowa oraz każde zdanie konstruktywnej krytyki pod adresem Krugero’s Top 5. Po stokroć dzięki! Jesteście najlepsi!
Kolejna odsłona Krugero’s Top 5 ukaże się za niecały miesiąc, czyli 2014-04-07. Stay tuned!
EDIT: Niestety, ale Krugero’s Top 5 zniknie z anteny na nieco dłuższy czas niż jeden miesiąc. Seria zostanie reaktywowana po Świętach Wielkanocnych. Stay tuned!