Asset 3

Destiny – recenzja [PS4]

Andrzej Kała / 23.09.2014
komentarze: 0

Destiny to najważniejsza produkcja studia Bungie od wielu lat. Pora więc zadać pytanie – czy developerom udało się sprostać oczekiwaniom graczy? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednak jednoznaczna…

Historia

Destiny

Układ Słoneczny wiele lat temu nawiedził tajemniczy obiekt, o którym wiemy tylko tyle, że nazywany jest Traveler. Nieznane jest jego pochodzenie, ani powód dla którego przybył do nas, jednakże dzięki oferowanej przez niego wiedzy, ludzie byli w stanie kolonizować kolejne planety. Możliwe to było również dzięki temu, że wydłużył on czas życia przedstawicieli naszej rasy.

Sielanka ta jednak nie trwała zbyt długo, gdyż wraz tajemniczym Travelerem, do naszego Układu Słonecznego przybyło wszechmogące zło. Resztkami sił nasz dobroczyńca był w stanie obronić ostatni bastion ludzkości i od tamtej pory zastygł nie dając oznak życia. Aby odeprzeć złą moc, stworzono grupę wojowników zwanych Strażnikami. Są oni ostatnią nadzieją na odparcie sił ciemności i przywrócenie dawnego stanu rzeczy.

Destiny

Tutaj niestety pojawia się jeden z większych minusów Destiny – przygotowane przez Bungie uniwersum jest ogromne i bardzo bogate, ale osadzona w nim historia prosta, przewidywalna i bez większego polotu. Poznawanie uniwersum również okazuje się rzeczą dla bardziej wytrwałych, bowiem większość informacji zawartych jest wewnątrz kart Grimoire’u – specjalnych skrawków informacji, które zbieramy w trakcie rozgrywki. Rzecz w tym, że nie mamy możliwości przeglądania ich z poziomu gry i niezbędne jest albo skorzystanie z aplikacji towarzyszącej, albo z oficjalnej strony gry.

Strażnicy

Destiny

Jak zapewne już się domyśliliście – w grze wcielamy się w postać Strażnika, który może być przedstawicielem jednej z trzech ras – ludzi, mechanicznych Exo oraz tajemniczych Awoken. Szkoda, że poza wyglądem rasy te nie różnią się między sobą w żaden sposób, więc decyzja jest o wyborze rasy jest czysto kosmetyczna i nie wpływa na rozgrywkę.

Zupełnie inaczej wygląda sprawa wyboru klasy naszej postaci. W tym przypadku również mamy trzy możliwości – Tytana, Warlocka i Huntera. Różnice nie ograniczają się wyłącznie do takich cech jak szansa na krytyczne trafienie, odporności czy punkty życia, lecz obejmują również rozbudowane drzewka umiejętności.

Destiny - Titan

Jeśli preferujecie bezpośrednią konfrontacje i lubicie mieć “coś do powiedzenia” w przypadku walki w zwarciu, to bez dwóch zdań powinniście skusić się na Tytana. Zwiększona wytrzymałość, umiejętności ukierunkowane na walkę na krótkim dystansie zapewnią długi żywot, dzięki czemu będzie można skupić na sobie ogień przeciwników jednocześnie odwracając uwagę przeciwnika od naszych sojuszników.

Destiny - Warlock

Dla osób preferujących postaci walczące głównie przy pomocy umiejętności i utrzymujące przeciwników na dystans przygotowano klasę Warlock. Potężne umiejętności specjalne pozwalają nie tylko na zadawanie dużych obrażeń, ale także na skuteczne unikanie bezpośredniej konfrontacji.

Destiny - Hunter

Na koniec zostawiłem sobie klasę Huntera, która to jest synonimem klasy łotrzyka znanej z klimatów fantasy. Postać szybka i zabójcza, jednocześnie niezbyt odporna na obrażenia. Wymaga dużej uwagi i skupienia, ale “w dobrych rękach” potrafi być diabelnie skuteczna.

Eksplorujemy układ słoneczny

Destiny

Do naszej dyspozycji ekipa Bungie oddała w dniu premiery trzy planety – Ziemię, Venus i Marsa oraz Księżyc. W każdej z tych lokacji czekają na nas różnego typu misje – od stricte fabularnych, przez zadania patrolowe po wyprawy typu “Strike”.

Teren dostępny na każdej z planet (czy też na Księżycu) jest całkiem spory, a przede wszystkim – bardzo ciekawie zaprojektowany. Nie mogłem się oprzeć porównaniu tych lokacji do Dark Souls, w którym również świat gry był fenomenalnie zaprojektowany, a lokacje ze sobą w zaskakujący sposób połączone.

Różnorodność

Rewelacyjnie również prezentują się powierzchnie każdej z planet – w przypadku Ziemi mamy do czynienia z terenem dawnej Rosji, gdzie najlepiej widoczne są ruiny prężnej niegdyś cywilizacji ludzkiej. Wybierając się na Venus od pierwszego momentu oczarowuje nas piękna roślinność powoli, ale skutecznie wgryzająca się w ruiny ludzkich siedlisk. Tak na marginesie to moim zdaniem najładniejsza lokacja w całej grze.

Jeśli chodzi o Marsa, to zaskoczenia nie ma – jest pustynnie, gorąco i przede wszystkim “czerwono”. Nie jest jednak ani przez chwilę monotonnie – budowle wzniesione przez rasę Cabal są imponujące i idelanie pasują do charakteru planety.

Na deser zostawiłem sobie Księżyc, którego wyglądu każdy może się domyślać ale wręcz niekończące się korytarze i jaskinie skrywające piękną architekturę po prostu zachwycają.

Przeciwnicy

Destiny - Vex

Świetność Venus zgasła wraz z przybyciem na jej powierzchnię przedstawicieli tajemniczej mechanicznej rasy Vex. Na ich temat więcej nie zdradzę i podpowiem tylko – wsłuchujcie się w Ghosta opowiadającego o nich.

Destiny - Cabal

Mars został w pełni opanowany przez wspomnianą rasę Cabal. Nastawieni na rozwój potęgi militarnej i wzorowani na starożytnych Rzymianach stanowią nielada wyzwanie nawet dla najbardziej doświadczonych strażników.

Destiny - Fallen

Księżyc natomiast, podobnie jak Ziemia, to lokacja w której rozpanoszyli się upadli (The Fallen).

Każda z ras jest stworzona według pewnego schematu, przez co można mieć wrażenie, że przeciwnicy różnią się wyłącznie wyglądem, ale nic bardziej mylnego. The Fallen obawiają się nas i starają się raczej zajść nas od flanki, są przebiegli i unikają frontalnej konfrontacji. Zupełnie inaczej wygląda walka z robotami rasy Vex – to chłodne maszyny, które nie znają strachu, a co za tym idzie – szarżują na nas cały czas prowadząc ogień, choć jednostki atakujące z odległości sprytnie wykorzystują ukształtowanie terenu. Rasa Cabal natomiast stawia na szyki bojowe, w których przodem idą wojownicy z tarczami, a zza ich pleców pozostałe jednostki prowadzą skuteczny ostrzał.

Zabawa zaczyna się w grupie

Choć w Destiny można grać w pojedynkę, to mimo wszystko najlepsza zabawa rozpoczyna się w momencie, kiedy uda nam się wybrać na misję z grupą znajomych.

Muszę przyznać, że misje fabularne szybko potrafią się znudzić jeśli gramy w pojedynkę – struktura każdej z nich jest bardzo zbliżona, a niestety jak już wspomniałem, sama fabuła nie jest ani zaskakująca ani specjalnie wciągająca.

Strike

Destiny

Oprócz misji fabularnych są jednak inne typy zadań, które dają o wiele więcej radości z rozgrywki, a wraz z grupą znajomych (łącznie z nami max. 3 strażników) można powiedzieć, że zapewniają zabawę na wiele godzin. Są to misje typu “Strike”, w których naszym zadaniem jest dotarcie, a następnie ukatrupienie bossa, lub kilku bossów.

Owszem, misje te są do bólu liniowe, ale w trakcie gry nie ma to najmniejszego znaczenia – “idziemy ubić wielkiego złego skurczybyka” działa pobudzająco, a dość wysoki poziom trudności zapewnia odpowiednią dawkę adrenaliny. Nawet jak już nasz strażnik ma maksymalny poziom doświadczenia, a sprzęt jest z górnej półki – gra odpowiednio dostosuje ilość przeciwników i ich “jakość” abyśmy na bank się nie nudzili. Powiem nawet więcej – ciężko momentami jest się zorientować kto i skąd właściwie do nas strzela bądź biegnie.

Raid

Destiny

Warto jednak pamiętać, że taki Strike to zaledwie rozgrzewka (i to niezbyt wyśrubowana) przed Raidami. Tutaj już nie tylko potrzebne jest 6 osób (łącznie z nami), ale przede wszystkim świetne przygotowanie, przemyślana taktyka i dobra komunikacja. Aby móc poszaleć w tym trybie konieczne jest dobicie do min. 26 poziomu doświadczenia, co “chwilę” Wam zajmie. Bungie wie jak dogodzić zatwardziałym fanom MMO i robi to w pięknym stylu – pierwszy Raid stanowił i nadal stanowi spore wyzwanie.

Patrol

Destiny

Kiedy jednak zmęczymy się kolejnymi misjami i mamy ochotę po prostu pobiegać po powierzchni planety, poszukać zaczepki, czy też postarać się zdobyć ciekawe przedmioty, pozostają nam misje patrolowe.

W tym przypadku zrzucani jesteśmy na wybraną przez nas planetę, po której możemy swobodnie biegać, a wokół nas pojawiają się specjalne nadajniki z losowymi misjami. Typów tych misji jest zaledwie garstka i sprowadzają się głównie do jednego – “zabij n gości aby zdobyć x”. Są jednak proste i przyjemne, a powiązane z nimi nagrody satysfakcjonujące.

Patrolowanie planet to także okazja do wzięcia udziału w tzw. “Public Events”. Są to losowe misje, które pojawiają się na mapie – czasem musimy bronić jakiegoś punktu, czasem wyeliminować przeciwników, ale zdarzają się również inne cele. Nigdy nie wiadomo kiedy rozpocznie się takie wydarzenie, a wziąć udział mogą w nim wszyscy znajdujący się w okolicy. Powiem w skrócie – świetna zabawa! Efekt wybiegających z każdej strony strażników gotowych bronić konkretnego celu robi wrażenie i momentalnie wywołuje uśmiech na twarzy.

The Crucible

Destiny

Kiedy już znudzi nam się oklepywanie tych samych przeciwników zawsze możemy spróbować swoich sił w starciach z innymi strażnikami. W tym celu przygotowano zupełnie osobną “planetę” – The Crucible.

Bardzo dobrym rozwiązaniem było zrobienie z tej opcji osobnej planety, dzięki czemu nie wychodzimy do kolejnego “zwykłego” menu, tylko naszym statkiem udajemy się na osobną planetę. Mała rzecz, a idealnie podtrzymuje klimat całości.

Wracając jednak do pojedynków PvP. W Destiny znajdziemy kilka rożnych trybów, z których dwa standardowe są obecne cały czas, a w trakcie weekendów były wprowadzane nowe typy. Pierwszy z tych trybów to klasyczny Team Deatchmatch, natomiast drugi polega na przejmowaniu kontroli nad punktami rozmieszczonymi na mapie. W obu przypadkach klasyka gatunku, ale sprawdza się wyśmienicie.

Destiny

Pierwszy weekend w Destiny zaoferował nam dodatkowy tryb Salvage, w którym drużyny składające się z trzech strażników walczyły o wydobycie informacji ze szczątków relikwii. W praktyce oznaczało to, że musimy przejąć punkt, a następnie utrzymać go przez określony czas. Punkty te pojawiały się na mapie losowo, więc trzeba było się czasami mocno nagimnastykować aby zdążyć przed przeciwnikiem.

Drugi weekend natomiast zaoferował rozgrywkę wzbogaconą o pojazdy. Choć na wyższych poziomach doświadczenia ich obecność miała znaczenie marginalne, to mimo wszystko był to ciekawy dodatek.

Wszystkie statystyki w przypadku pojedynków PvP są normalizowane i w zasadzie jedyna przewaga wynikająca z poziomu doświadczenia to dostęp do lepszych broni i umiejętności.

Co jednak ciekawe – nie jest wcale powiedziane, że wysoki poziom doświadczenia to gwarancja zwycięstwa. Nawet gracze z niższym poziomem są w stanie bez problemów nawiązać walkę, choć wymaga to pewnego “obycia” z grą.

Destiny

Pomijając używanie specjalnych umiejętności, czy możliwość “przycelowania”, w samej rozgrywka i strzelaniu czuć ducha Halo i to w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego określenia, a dynamika pojedynków jest wręcz idealna.

The Crucible to świetne rozwiązanie i dobrze, że Bungie zdecydowało się na takie rozdzielenie rozgrywki PvE i PvP. Dzięki temu mogę sobie “wysokczyć na dwa meczyki”, rozerwać się, a potem wrócić do “normalnych zajęć”.

Oprawa audiowizualna

Destiny

Od kiedy tylko odpaliłem Destiny byłem pod niesamowitym wrażeniem oprawy audiowizualnej. Mogę z czystym sumieniem napisać, że produkcja Bungie udowadnia iż obecnie nie potrzebujemy już przerywników CGI w grach. Konsole nowej generacji pozwalają na tworzenie przepięknych cutscenek na silniku gry.

Niezapomnianych wrażeń dostarcza nie tylko wizyta na Ziemi, ale przede wszystkim na Księżycu czy mojej ulubionej planecie – Venus. Zadbano o mnóstwo detali jak np. ślady butów naszego strażnika spacerującego po Księżycu, czy falowanie najdrobniejszej kałuży gdy przez nią przebiegamy. Ostre jak żyleta tekstury są imponujące, choć zdarzają się czasem jakieś odrobinkę słabsze elementy.

Przepiękne widoki sprawiają, że nie raz zatrzymywałem się i ze szczęką szurającą po podłodze podziwiałem krajobraz. Ba! Nawet z pozoru tak “nudna” planeta jak Mars zawiera sporo smaczków i pięknych detali.

Równie dobrze prezentuje się oprawa audio, a w szczególności pompatyczna muzyka towarzysząca nam w trakcie oklepywania bossów. Cała ścieżka dźwiękowa to zasługa Martina O’Donella, którego powinniście kojarzyć z soundtracków do serii Halo. Nie zawiódł on i tym razem.

Jakieś minusy?

Destiny

Nie oszukujmy się – Destiny grą idealną nie jest. Przede wszystkim szkoda, że Bungie tak powierzchniowo potraktowało kampanię. Fabuła poniekąd urywa się i stanowi w zasadzie wyłącznie prolog do czegoś większego. Rozumiem, że najpewniej czeka nas potężny rozwój tego uniwersum, ale pozostaje mocny niedosyt.

Drugi minus to właśnie przedstawienie tego pięknego uniwersum. Dlaczego w grze nie ma żadnego dziennika, w którym moglibyśmy przeglądać Grimoire Cards jest dla mnie nie do pojęcia. Aby poznać bliżej historie spotykanych postaci czy ras musimy pofatygować się na oficjalną stronę gry. Nie jest to może wielka przeszkoda nie do przeskoczenia, ale trzeba się oderwać od Destiny.

Można przyczepić się także do skromnej zawartości, bowiem po oklepaniu wszystkich misji (co zajmie nam w porywach 8 godzin ociągając się), wracamy cały czas do tych samych lokacji. Same zadania też nie powalają kreatywnością i są do siebie bardzo podobne, a miejscami wręcz identyczne (choć różnią się lokacjami, w których je wykonujemy).

Pozostaje także niewykorzystany potencjał w postaci braku różnic między poszczególnymi rasami, co specjalnie w grze nie przeszkadza ale pozostawia lekki niedosyt. Można by się pokusić np. o jakieś bonusy dla danej klasy np. wytrzymali Exo otrzymywaliby dodatkowe punkty pancerza w przypadku klasy Tytana itp.

Czas na podsumowanie

Destiny

Destiny to tytuł, który albo pokochacie i nie będziecie mogli się od niego oderwać, albo rzucicie w kąt po pierwszym dniu. Trudno tej produkcji nie porównywać do takich gier jak Borderlands czy Diablo 3, ale z mojej perspektywy jest w produkcji Bungie coś, co nie pozwala mi się od niej oderwać. Kiedy akurat nie jestem przed konsolą i nie robię razem ze znajomymi kolejnego Strike’a, to sprawdzam na oficjalnej stronie jakie zadania mi zostały do zrobienia. Cały czas przewija mi się przez myśl ta gra, a to nie zdarza się zbyt często. Prawdę powiedziawszy ostatni raz miałem tak z The Last of Us.

Tak jak wspomniałem nie jest to gra idealna, ale jej potencjał jest ogromny. Choć w „podstawowej” wersji gry nie otrzymujemy pełnego uniwersum i wbrew zapowiedziom nie jesteśmy w stanie pójść w każde miejsce widoczne na horyzoncie, to nadal gra potrafi przykuć do konsoli na długie godziny stawiając przed nami kolejne wyzwania. To zasługa świetnie zaprojektowanych „wabików” w postaci rzadko wypadających broni z górnej półki czy dodatkowych walut niezbędnych do ulepszania naszego arsenału. Nie można również odmówić Destiny świetnych mechanizmów rozgrywki – na każdym kroku widać, że Bungie świetnie się czuje w gatunku FPS.

Destiny

Przede wszystkim jednak należy pamiętać, że Destiny to nie jest gra MMO, a jedynie zawiera jej elementy (w świetny sposób zresztą zaimplementowane). Nie uświadczymy tutaj dziesiątek czy setek graczy jednocześnie, ale przez cały czas widzimy jak kilka innych osób w pobliżu przeszukuje tą samą lokację.

Moim zdaniem Bungie wypuściło fundament przemyślanego i bardzo rozbudowanego uniwersum, które w najbliższych latach otrzyma sporo dodatkowej zawartości. Bandera Activision słusznie zapala czerwoną lampkę z hasłem “płatne DLC”, ale z drugiej strony – developerzy dbają o to, abyśmy się nie nudzili w grze dokładając cały czas nowe wyzwania (choć na starych lokacjach).

Jeśli zdecydujecie się na zakup Destiny traktujcie ją jako wstęp do obszernego uniwersum. Dajcie tej produkcji czas zamiast pozbywać się po trzech czy czterech dniach. To jeden z tych tytułów, które po zakupie starczą na długie miesiące jeśli nie lata, a biorąc pod uwagę zbliżającą się wielkimi krokami jesień i zimę – warto mieć taki tytuł „pod ręką”.

Egzemplarz gry na PlayStation 4 do recenzji został zakupiony z własnych środków.

Kilka słów od Konrada

Destiny ogrywa również Konrad, którego krótkie podsumowanie możecie przeczytać poniżej.

Destiny to tytuł, który podzielił społeczność graczy jeszcze przed swoją premierą. Jedni kompletnie nie wierzyli w zapewnienia twórców, inni pokładali w nim zbyt duże nadzieje, a niektórzy podchodzili do niego z dystansem. Jak więc jest ostatecznie? To według mnie ciężko określić ponieważ Destiny w moim odczuciu to gra, którą definitywnie będzie można ocenić dopiero po pewnym czasie. To co Bungie oddało w nasze ręce w dniu premiery to solidny i zróżnicowany FPS, mocno inspirujący się naleciałościami typowymi dla gier MMORPG, jednak takową grą nie będący. Nie wyznacza nowego poziomu dla swojego gatunku, ale pokazuje w jakim kierunku mógłby on podążyć. Grając w Destiny nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jest to produkcja, która w przyszłości może nas jeszcze czymś zaskoczyć. Wszystko zależy od tego czy twórcy będą zapewniać grze odpowiednie wsparcie.

Na chwilę obecną jest to tytuł godny uwagi gracza, który ceni sobie solidną rozgrywkę wieloosobową z naciskiem na kooperację, szerokie możliwości personalizacji postaci oraz różnorodny, ale nie za duży świat. Destiny nie jest objawieniem, a nieco mniej zwyczajną, pierwszoosobową strzelanką, która bez wątpienia ma duży potencjał na przyszłość.