Asset 3

W pułapce nostalgii, czyli sentyment do staroci nie ma sensu

Piotr Wasiak / 14.12.2014
komentarze: 0

Nasi rodzice mawiają, że teraz to nie taka sama szynka jak kiedyś. Nasi dziadkowe opowiadają, że przed wojną to dopiero fajnie jechało się z Warszawy do Krakowa – i szybciej niż teraz! My komentujemy: kiedyś to dopiero były gry. Nie takie, w których liczyła się tylko grafika, ale takie wciągające na wiele godzin. I za każdym razem, kiedy słyszę coś takiego, albo widzę akcję zbierania pieniędzy na kolejne Wasteland, czy Secret Service (przytyk celowy) to pukam się w czoło…

Bo klasyki wcale nie są już takie fajne. Uruchomienie teraz którejś z kultowych gier spowoduje, że poczujemy co najmniej ból głowy. Nie chodzi nawet o to, że po prostu możemy mieć kłopoty ze zmuszeniem starej gry do współpracy z nowiuteńkim, dopakowanym na maksa komputerem (spróbujcie odpalić Star Wars: The Phantom Menace na i7 i Windows 8). Chodzi o to, iż w takie gry grać mogą już tylko wielcy zapaleńcy.

nokia_3310_hammer_thor

Klasyki zeszły z piedestału rozrywki dla mas, zaś ci, którzy wychowali się na owych grach, powinni zostawić je już tylko w swej pamięci. Bo to fajnie zdawać sobie sprawę z ewolucji i postępu technologicznego, ale z drugiej strony nikt nie wymaga od was, abyście odłożyli iPhone’a i zaczęli ponownie używać Nokii 3310 (co w pewnych sytuacjach ma sens, ale to temat na inny artykuł).

Nowe szaty (emerytowanego) króla

Dzięki dystrybucji cyfrowej co chwilę odkrywam gry, w które kiedyś „strasznie chciałem zagrać” albo nieustannie zagrywałem się w latach 90. ubiegłego stulecia i na początku XXI wieku. Co chwila okazuje się też, że ja zwyczajnie nie umiem już w te klasyki grać. Bo gra na przykład denerwuje mnie swoim poziomem skomplikowania. Niejednokrotnie produkcja wydaje się zupełnie inna, niż ją zapamiętałem.

zelda_comparsion_memories

Chcecie przykładów? Proszę bardzo, pierwszy z brzegu, którego reklama odświeżonej wersji atakuje mnie co chwila – Baldur’s Gate. Poza tym, że fajnie mieć ją w wersji działającej na dzisiejszych sprzętach (ukłon w stronę Maków i iPadów) to odradzam jej uruchamianie. Abstrahując już od kwestii, że w wersji ze Steama czy AppStore’a nie znajdziemy sławnego polskiego dubbingu (Piotr Fronczewski oraz jego „aby wyruszyć w drogę, należy zebrać drużynę”), to gra będzie trudna, wymagająca, liniowa i do tego – trzeba będzie zapisywać ją ręcznie, co zawsze niezmiernie mi przeszkadzało.

Checkpointy i osłony

Automatyczne, częste checkpointy i autozapis to, obok automatycznego leczenia postaci schowanej za osłoną, największy plus nowych gier, bez których ja nie wyobrażam już sobie zabawy. Wiem, teraz wszyscy fani klasyków złapali się za głowy i chórem zakrzyknęli, że bluźnię niemiłosiernie. Ale powodem, dla którego nie przeszedłem do samego końca Baldur’s Gate jest to, że walki skutecznie mnie odstraszały. Tym bardziej, iż zaprzyjaźniałem się z postaciami i nie chciałem, aby jedna z nich ginęła. A po nieudanej walce we wspomnianym klasyku trzeba się było przeklikać przez menu i wybrać opcję wczytania ostatniego zapisu.

fallout_save_problem

Zazwyczaj jednak, wciągnięty w grę, zapominałem zapisać ostatnio, więc po wczytaniu save’a cofało mnie dość znacznie. Wkurzające, nie? Teraz mogę w dowolnym momencie wstać i wyłączyć konsolę – w większości przypadków nie zauważę nawet, że cofnąłem się gdzieś w rozgrywce.

Inna sprawa. Uważam, że wszystko powinno być uzasadnione fabularnie. Nie mam zastrzeżeń do tego, że główny bohater w grze Max Payne 3, aby się wyleczyć, musi łyknąć tabletki (znalezione wcześniej – niczym apteczki w Doomie). To akurat jest uzasadnione historią głównego bohatera – pijaka i lekomana. Nie mam nic przeciwko temu, że w Alien: Isolation grę można zapisywać tylko w określonych momentach. Natomiast, gdyby zastosowano podobne zabiegi na przykład w Call of Duty: Advanced Warfare, co przerywałoby pełną akcji scenę po to, aby poszukać apteczek – chyba nie muszę tłumaczyć rezultatów. Tam automatyczne leczenie i system, który praktycznie za nas decyduje o zapisaniu postępów, są po prostu niezbędne.

Pomijam już kwestię, że gry 3D starzeją się raczej „brzydko”. Na przykład tytuły z pierwszego PlayStation, które były w swoim czasie rewelacyjne, w tej chwili sprawiają ból gałkom ocznym. Patrzenie na prostokątne postacie zombie z Resident Evil to męczarnia nad męczarniami. A nie wmówicie mi, że kiedyś te gry nadrabiały serwowaną historia – w wielu przypadkach była ona równie prosta/bezsensowna, co w dzisiejszych produkcjach.

Mechanika boli

Obrońcy klasyków twierdzą, że gry kiedyś były trudniejsze i bardziej wciągające. Owszem – były trudniejsze, ale zazwyczaj ze względów mechanicznych, a nie logicznych. Nie mogę wskoczyć na daną półkę, bo wymaga to wciśnięcia klawisza na dokładnie określony czas, w dokładnie zaplanowanym przez twórców momencie. Albo nie mogę pokonać bossa, bo nie znam łamiącej palce kombinacji klawiszy. Poza tym – wiele rzeczy nadrabialiśmy wyobraźnią. Wielki, przerażający trójgłowy smok był zlepkiem pikseli, a piersi Lary Croft z pierwszego Tomb Raidera przypominały dwa stożki, a nie atrybuty prawdziwej, żywej kobiety.

lara_croft_comparsion

Czy to naprawdę było lepsze? Przecież historia w Dragon Age: Inquisition, czy w Wiedźminie 2 jest naprawdę wciągająca, a takie Deus Ex: Human Revolution lub Metro: Last Light trzymają w napięciu, niczym dobra książka.

Oczywiście nie twierdzę, że wszystko co dzieje się teraz w świecie gier wideo jest dobre. Tematu nic nie wnoszących do gry DLC czy patchy wydawanych w dniu premiery nie chcę poruszać, ale nawet wspomniana tendencja do produkowania remasterowanych edycji tych samych gier jest dość denerwująca. Poza rynkiem indie nadal powstają nowe marki na rynku gier AAA. Bulletstorm? Destiny? Doskonałe przykłady świeżych i udanych projektów.

Czego nam brakuje?

Wiecie czego nam brakuje i za czym tęsknimy? Za grami, które napędzały naszą wyobraźnię. Kiedy w liceum jadąc autobusem opowiadaliśmy sobie o tym „kto kogo rozwalił” w Quake, czy jak po szkole graliśmy w papierowego RPG osadzonego w świecie Fallouta to naprawdę żyliśmy w tych światach. Ponownie odwiedzaliśmy krypty i New California Republic, tym razem słowami i wyobraźnią.

Teraz, mając na karku kilkanaście lat więcej i kilkaset przerobionych growych fabuł, co najwyżej zwracam uwagę na wykonanie produkcji i na to, czy jest w stanie wciągnąć mnie na dłużej. Rozmowy z przyjaciółmi na temat gier ograniczone są do wymiany opinii. Nie żyję już w świecie (światach) gier. Kończę tytuł i przechodzę do następnego. Co nie znaczy, że gry są gorsze, bo mniej działają na wyobraźnię. Działają tak samo, tylko ja się zestarzałem.

playstation_4_minecraft

Dla obecnych trzynastolatków, czy szesnastolatków klasykami będą League of Legends, Counter-Strike: Global Offensive, czy Minecraft. A my, starzy, uśmiechamy się pod nosem, kiedy widzimy gimnazjalistów przeżywających mecze LOLa z wypiekami na twarzy, zapominając, że kiedyś tak samo przeżywaliśmy pierwsze sieciowe rozgrywki w Quake’a. Każde pokolenie ma swoje klasyki.

A jakie gry są dla Was klasykami? Co myślicie o tendencji ich reanimacji? Dajcie znać w komentarzach!

O autorze:

Piotr „Yako” Wasiak to fan Gwiezdnych wojen i gier wideo (nie tylko spod znaku uniwersum Georga Lucasa), jeden z twórców Biblioteki Ossus – Polskiej encyklopedii Gwiezdnych wojen. O Gwiezdnych wojnach wypowiada się także w swoim kanale na YouTube. Kiedy nie jest w Odległej Galaktyce – robi internety.