Kholat, Diatłow i inne tajemnicze zdarzenia górskie
Góry zawsze były nieprzewidywalne. I jednocześnie niezmiernie wprost kusiły śmiałków. Ponoć George Mallory zapytany, dlaczego chodzi po górach, odpowiedział po prostu – „bo są”. Wiele też w górach zdarzyło się niewyjaśnionych zaginięć oraz wypadków. Niektórzy przypisują je Yeti, inni, bardziej praktyczni, rozrzedzonemu powietrzu… Ale góry to zazwyczaj opowieści o niezwykłym bohaterstwie. Śmierć i ratunek – to właśnie jest najbardziej interesujące w opowieściach z górami w tle. Podobnie dzieje się w przypadku historii opowiedzianej w produkcji Kholat. Tutaj jednak happy endu nie było.
Co się zdarzyło na przełęczy Diatłowa?
Wiecie, gdzie jest pasmo Uralu? To pasmo górskie oddzielające Europę od Azji, w głębi dzisiejszej Rosji, a jeśli przeniesiemy się do czasów opisywanych w grze Kholat, to trzeba napisać: w głębi Związku Radzieckiego. Ural obecnie jest dość niedostępnym pasmem górskim. Można by powiedzieć – dzikim. W 1959 roku, kiedy miał miejsce rzeczony wypadek, nie było telefonów satelitarnych, GPS, a i zwykła łączność radiowa zawodziła znacznie. Ural był wtedy miejscem nadzwyczaj nieprzyjaznym.
25 stycznia 1959 roku grupa dziewięciu studentów Uralskiego Instytutu Politechnicznego w dzisiejszym Jekaterynburgu wyruszyła na narciarską wyprawę w północną część Uralu. Celem wyprawy było wejście na szczyt Otorten. Grupa składała się z ludzi, którzy pomimo młodego wieku mieli już doświadczenie w wyprawach górskich i zimowych. Towarzyszył im zresztą przewodnik. Cała grupa została potem nazwana od nazwiska Igora Diatłowa, który był inicjatorem wyjścia.
Kiedy wyprawa nie wróciła, wysłano na poszukiwania ekipę ratunkową. Ta znalazła przecięty od środka namiot i nie do końca ubrane ciała uczestników w różnych miejscach okolicy. Niektóre ciała – z dziwnymi obrażeniami. Próbowano odtworzyć kolejność zdarzeń. W nocy 2 lutego grupa nagle, w pośpiechu opuściła namiot. Najpewniej coś musiało czaić się przed wejściem do namiotu, bo zamiast wyjść z niego – przecięli powłokę i uciekli w pośpiechu w niekompletnych strojach. Tak jak spali. Studenci i przewodnik dotarli do rosnącej około 1,5 km od namiotu wielkiej sosny, na krawędzi lasu, nieco poniżej namiotu. Pozostali tam przez około dwie godziny. Próbowali się ogrzać, rozpalając niewielkie ognisko. Dzielili między siebie elementy garderoby.
Gdy Kriwoniszczenko i Doroszenko zmarli z wyziębienia, Diatłow, Kołmogorowa i Słobodin podjęli próbę dotarcia do namiotu. Zamarzli w drodze. Pozostali zdecydowali się iść głębiej w las, gdzie, po ciemku, wpadli do jaru. Tam zginęli – jedni od razu, pozostali niedługo później z wyziębienia. Dlaczego wybiegli z namiotu? Dlaczego siedzieli tyle czasu pod drzewem, nie mogąc do tego namiotu wrócić? Pojawiają się rozmaite teorie na temat tamtejszych zdarzeń – od kosmitów, przez fale ultradźwiękowe mieszające w głowach, aż do, oczywiście, Yeti czy innego śnieżnego potwora.
Może najnowsza gra IMGN.PRO przedstawi nową wersję wydarzeń? Bo odpowiedzi nie da na pewno.
Wypadki w górach to nie tylko historia grupy Diatłowa
Opowieści o dziwnych zdarzeniach w górach, o niebezpiecznych wyprawach i o bohaterstwie działają na wyobraźnię. Ale i w naszej, polskiej historii mieliśmy jedno zdarzenie, które także nadaje się na historię gry komputerowej. Tajemnicze, choć nie tak przerażające jak zdarzenie na Przełączy Diatłowa.
3 sierpnia 1925 w schronisku Teriego (Tatry Słowackie) spędzała czas rodzina Kaszniców z Warszawy. Ojciec, matka i syn. W schronisku była jeszcze grupa wysportowanych, polskich taterników. Wspinacze rozmawiali o swoich przeżyciach i o drodze powrotu. Okazało się, że tak jak Kasznicowie planują przejść przez Lodową Przełęcz do Doliny Jaworowej i potem na Łysą Polanę. Kasznicowa poprosiła Taterników, aby poszli wszyscy razem. Wspinaczom było to nie w smak, ale się zgodzili.
Koło Lodowego Stawku, gdzie szlak zaczyna ostro piąć się w górę, większość taterników stwierdziła, że nie ma sensu, aby wszyscy marźli i że oni pójdą szybciej, przodem. Wasserberger, jeden ze wspinaczy, zaoferował się, że zostanie z Kasznicami i będzie ich eskortować. Grupa rozdzieliła się. Powoli, w kiepskich warunkach pogodowych, przy silnej wichurze, posuwali się do przodu. Na samej przełęczy warunki były kiepskie, ale poniżej było już lepiej. Wiatr nieco ucichł. Nagle Kasznica usiadł na kamieniu twierdząc, że nie ma siły iść dalej. Reszta postanowiła zatem także chwilę odpocząć. Kasznica jednak jeszcze bardziej słabnie, majaczy i traci przytomność. Kasznicowa podbiega do Wasserbergera z prośbą o pomoc, ale ten, niestety też słabnie i nie może nikomu pomóc.
Kobieta stara się ratować mężczyzn, zwłaszcza, że i jej syn zaczyna majaczyć. Aby zapewnić choć częściową osłonę od wiatru prowadzi syna pod ogromny kamień znajdujący się przy szlaku. Pomaga także przenieść się taternikowi pod osłonę. Biegnie do męża, lecz ten nie daje rady wstać. Mężczyzna przestaje oddychać. Kobieta podaje czekoladę synowi, ale i on traci przytomność. Wasserberger majacząc chce wstawać, kobieta go powstrzymuje. Wraca do syna, ale ten, niestety już nie żyje. Odwraca się do taternika. Nie ma go. Leży z rozbitą głową, martwy kilka kroków dalej. Próbował, w ostatnim rozpaczliwym momencie życia, iść dalej. Ale nie udaje mu się i upada na kamień.
(Zdjęcie powyżej przedstawia ciała Wasserbergera, Kasznicy i Syna, przygotowane do transportu z gór)
Kasznicowa przez 37 godzin (dwie noce) tułała się po górach sama. W końcu spotkała w okolicach Łysej Polany Mariusza Zaruskiego, naczelnika TOPR, który zorganizował wyprawę w celu zniesienia trzech ciał do Zakopanego. Zagadka śmierci nie została do dziś rozwiązana. Kasznicową oskarżano o to, że otruła Wasserbergera, męża i syna, ale nie udowodniono tego. Kasznica mógł mieć zawał lub inne nagłe zachorowanie, bo swoje lata już miał na karku. Ale dlaczego umarli młody chłopak i silny, wysportowany, doświadczony w górach taternik? Ta zagadka nadal pozostaje bez odpowiedzi.
Kiedy kolejna gra o górach?
Ludzie lubią tajemnice. Takie trochę straszne, ale przede wszystkim kuszące tą swoją tajemniczością. A historie górskie mogą dostarczyć fajnych tematów na gry, choć niewiele było tam, wbrew pozorom, aż tak tajemniczych i do dziś niewyjaśnionych zdarzeń jak wypadek Grupy Diatłowa, czy Kaszniców. Swoją drogą – czekacie na Kholat?