Asset 3

Recenzja książki „Nie tylko Wiedźmin. Historia polskich gier komputerowych”

Andrzej Kała / 10.06.2015
komentarze: 0

Pod koniec marca wspomniałem Wam, że Marcin Kosman napisał leksykon historii polskiego gamedevu. Wtedy jeszcze książka była „na ostatniej prostej”, a ja zacierałem rączki. Teraz, kiedy już przeczytałem ją od deski do deski i całość nieco osiadła, postanowiłem podzielić się wrażeniami.

Prawdę powiedziawszy całą „recenzję” tej książki można by po prostu skrócić do jednego zdania – to pozycja obowiązkowa dla każdego pasjonata gier. Koniec. Kropka. Pominięcie tej książki jest grzechem porównywalnym ze skończeniem Dark Souls z wykorzystaniem czitów. Niby można, ale żaden to powód do dumy czy chwalenia się w towarzystwie.

A teraz tak całkiem serio.

„Nie tylko Wiedźmin…” to ponad 400 stron niesamowitej wręcz ilości informacji, smaczków i ciekawostek na temat historii naszej rodzimej branży gier. Ta książka przekłada się na niesamowity, nostalgiczny trip do lat młodości, a nawet pozwala poznać nam historię z czasów, kiedy jeszcze nie zwracaliśmy aż takiej uwagi na to „skąd wzięła się konkretna gra”.

Już słyszę głosy, że przecież większość takich rzeczy można znaleźć w internecie. W końcu sporo osób spisało różne opowiastki, wystarczy poszukać i nie trzeba wcale kupować żadnej książki. BŁĄD!

Po pierwsze primo

Życzę Wam powodzenia w wyszukiwaniu takiej ilości informacji. Czytając tę książkę miałem wrażenie, że ma ona 1000 stron, a i tak część rzeczy jest albo pominięta, albo jest wyłącznie krótko wspomniana. To są cztery lata bardzo intensywnej i ciężkiej pracy i nie sposób tego nie zauważyć.

Po drugie primo

W książce zawarte są informacje pochodzące z indywidualnych rozmów autora z różnymi twórcami i wydawcami. Największymi smaczkami są tutaj wspominki o twórcach jeszcze z ery Atari/Commodore czy Amigi, z których większość już dawno przestała w ogóle obracać się w tej branży.

Po trzecie primo… ULTIMO!

Książka napisana jest w sposób lekki, bez stylistycznych udziwnień i niepotrzebnego ubarwiania zdań piękną staropolszczyzną. Dzięki temu chłonie się ją kartka po kartce jak kolejne szklanki dobrego, zimnego piwa w upalny dzień.

Jeszcze czytacie te wypociny?

Jeśli jeszcze jakimś cudem czytacie ten tekst, to dajcie sobie już spokój. Tą książkę powinien w swojej biblioteczce mieć każdy szanujący się gracz, który choć trochę interesuje się historią gier i ich tworzeniem. Tak więc nie ma co gapić się w ekran tylko hyc, sięgajcie po swój egzemplarz!

Aha, byłbym zapomniał – wiem, że teraz modnie jest wszystko mieć cyfrowo, ale okładka autorstwa Śledzia jest rewelacyjna i pięknie wygląda na półce, dlatego też gorąco zachęcam do zakupu wersji papierowej.