Layers of Fear – pierwsze wrażenia
Kiedy dowiedziałem się, że będzie mi dane zagrać w nową grę polskiego Bloober Team, która w formie Wczesnego Dostępu zawitała ostatnio na Steamie, nie miałem pojęcia w co się pakuję. I po pierwszej godzinie spędzonej z Layers of Fear wiedziałem, że jestem na straconej pozycji. Dlaczego? Chcąc być rzetelnym, musiałem ten tytuł ukończyć, najlepiej z odkryciem możliwie największej liczby smaczków. Nie mogłem po prostu oblać sprzętu do grania wodą święconą, usypać okręgu z soli i zapomnieć o strachu, tak jak w przypadku P.T./Silent Hills. Dziwi Was, że stawiam tę polską produkcję tuż obok genialnej demówki Kojimy i del Toro? Nie powinno, bo Layers of Fear potrafi straszyć równie mocno.
W grze wcielamy się artystę malarza, który boryka się z poważnymi problemami natury psychicznej. Historię zarówno naszego bohatera, jak i jego rodziny, poznajemy poprzez eksplorację zakamarków starego domu, w którym niegdyś wiedli oni normalne życie.
Podczas przemierzania kolejnych pięter budynku zbieramy karteczki z zapiskami, znajdujemy przedmioty związane z konkretnymi osobami czy odwiedzamy pokoje, których wnętrze wiele mówi o codzienności mieszkańców, dzięki czemu nasz protagonista przypomina sobie dawne wydarzenia. Wszystko to sprawia, że fabuła w Layers of Fear staje się coraz bardziej spójna, a przed oczami gracza rysuje się obraz (dosłownie) samego bohatera oraz wydarzeń poprzedzających grę.
Pamiętajmy jednak, że to wciąż Wczesny Dostęp, więc z pewnością elementy fabularne będą jeszcze bardziej rozwijane z biegiem czasu. Już teraz mogę stwierdzić, że psychologowie-amatorzy (albo i profesjonaliści) lubujący się w analizowaniu szczegółów, na które nie wszyscy zwrócą uwagę, znajdą tu coś dla siebie.
Przejdźmy jednak do tego, co Layers of Fear robi najlepiej. Okazji do zmiany bielizny będziecie mieli przy tej grze bardzo wiele. Podobał mi się sposób w jaki nasi rodacy „dawkowali strach” w swojej produkcji. Na początku trafiamy na drobne momenty, które staramy się wyjaśnić w jakiś logiczny sposob. Doskonałym przykładem jest piłka wypadająca zza uchylonych drzwi pokoju dziecięcego. Z czasem wydarzenia, których jesteśmy świadkami stają się coraz trudniejsze do wyjaśnienia. I cieszy mnie fakt, że Bloober Team nie zdecydowało się poupychać w swojej grze jak najwięcej jump scare’ów. Pojawiają się one od czasu do czasu, jednak nie są żenująco nachalne.
Twórcom udało się stworzyć nieprzerwane uczucie napięcia głownie za sprawą drobnych, wyważonych elementów takich jak szepty, uchylające się drzwi, odgłosy kroków czy postukiwania. Towarzyszą nam one nieprzerwanie pomiędzy momentami największego lęku. À propos takich momentów – niektóre są wyreżyserowane niesamowicie i na długo zapadną mi w pamięć.
Widać, że twórcy włożyli masę pracy w stworzenie każdego pomieszczenia w grze i aż ciężko uwierzyć, że to wszystko powstało w Unity. Niestety nie mogłem cieszyć się tym tytułem na maksymalnych detalach, ale mimo wszystko uważam, że wygląda on niesamowicie. Wszystkie szczegóły, ilość drobnych elementów wyświetlanych na ekranie, jakość ich wykonania, ale przede wszystkim klimat jaki osiągnięto naprawdę robi wrażenie.
Warstwa audio, jak w każdym dobrym horrorze, pomaga w wytworzeniu i utrzymaniu uczucia niepewności i strachu. Skrzypiące deski, pękające pod nogami rozbite szkło, czy może bardziej nietypowe odgłosy jak szlochy i śmiech dziecka w oddali – to małe dodatki mające ogromne znaczenie dla odbioru całości. O dźwiękach fortepianu towarzyszących niektórym scenom nie będę się rozpisywał, żeby nie zepsuć Wam zabawy spoilerem. Starczy powiedzieć, że jest jedna scena z udziałem tego instrumentu, która wgniata w fotel.
Jeżeli już miałbym się do czegoś na koniec przyczepić to muszę przyznać, że z czasem gra straszy nieco mniej i miałem wrażenie, że zbliżam się do granicy, po przekroczeniu której już niewiele mnie zaskoczy. Miejmy nadzieję, że kiedy gra wyjdzie z Wczesnego Dostępu obawy te odejdą w niepamięć, a sama gra będzie nieco mniej liniowa i oczywiście dłuższa (obecnie do przejścia wystarczą jakieś dwie godziny, ale to w końcu tylko wczesna wersja). Warto również wspomnieć, że niektóre słabsze elementy takie jak nieczytelne ręczne zapiski, twórcy już obiecali naprawić. To tyle, więcej grzechów nie pamiętam.
Zazwyczaj nie polecam nikomu grania w nieskończone gry, ale Layers of Fear jest tego warte, bo już teraz oferuje porządną rozgrywkę i jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to w przyszłym roku dostaniemy niesamowicie dobrą produkcję, która zachwyci niejednego fana horrorów.