Fallout 3 recenzja po latach
Napisanie recenzji tej gry nie jest łatwe. Po pierwsze, kiedy piszę te słowa, upłynęło już osiem lat od jej premiery i jedna generacja konsol przeminęła. Nie sposób zatem oceniać pewnych rozwiązań technicznych i grafiki jaka w dziele studia Bethesda się znajduje. Ale, w końcu, co to za recenzja bez powiedzenia kilku słów o technikaliach? Z drugiej strony pisanie o tej grze teraz jest łatwiejsze. Przy okazji premiery Fallouta 3, stworzonego bowiem przez zupełnie nowego developera, fani krzyczeli jak bardzo „trójka” nie jest już Falloutem i jak bardzo Bethesda odeszła od założeń dzięki którym seria była tak popularna… Mimo tych wszystkich problemów postanowiłem jednak ocenić tę grę z perspektywy czasu…
Trochę historii Fallouta
W 1997 pojawiła się na rynku gra RPG która przedstawiała świat po ataku nuklearnym. Był to rozbudowany RPG z widokiem izometrycznym. Mowa o Falloucie, który wpisywał się w ówczesną modę na gry fabularne. Końcówka lat 90. poprzedniego wieku to „złoty czas” klasycznych gier RPG. Obok Fallouta 1 i 2 są wymieniane jednym tchem takie gry jak Baldur’s Gate, Ice Wind Dale czy Planescape Torment. Zresztą – nie muszę Wam o tym mówić. W każdym razie, w wyniku pewnych perturbacji (być może z powodu zbyt wielu rozpoczętych projektów, o czym juz pisałem w poprzednim artykule) firma tworząca Fallouta przestała istnieć. Markę kupiła Bethesda i słuch o grze zaginął na kilka lat. Aż w końcu pojawiła się nowa gra w ulubionym uniwersum. Fallout 3. Tym razem nie było już widoku izometrycznego, ale zachowano system aktywnej pauzy podczas walki i system statystyk S.P.E.C.I.A.L prezentując nam zupełnie nową grę. I tutaj fani się podzielili. Jedni byli zachwyceni nowym wcieleniem ulubionego świata, inni stwierdzili, że to „juz nie to”. Ale powiedzmy sobie szczerze…
Fallout 3 to jednak Fallout
Klimat postapokalipsy aż wylewa się z ekranu. Kolory są szare, ruiny budynków i wraki samochodów walają się na ulicach… Tutaj, oczywiście chętnie by się pokłócił, bo po 200 latach od wojny atomowej wraki samochodów do reszty by się rozpadły, a sterczące kikuty drzew już dawno by spróchniały a na ich miejsce wyrosła by nowa roślinność. Ale to nie jest istotne. Kolory Fallouta to szarość, pustynia i piasek. I ten klimat trójka oddaje bardzo dobrze. Na plus zasługuje także ogromny, otwarty świat. Co jak co, ale Bethesda takie gry umie robić. Z tą otwartością jest jednak pewien problem. Otóż o ile przez pustkowia można poruszać się w swobodnie, tak po mieście – ruinach Waszyngtonu, już chodzić jest trudniej. Znalezienie drogi pomiędzy ruinami to czasem spore wyzwanie. Rozległość jednak i możliwości budzą jednak wrażenie.
Pewne rozwiązania są w wielu grach Bethesdy podobne. Każdy kto grał w Fallouta po Skyrimie poczuje, że postapokaliptyczna gra Bethesdy to taki Skyrim, ale trochę inny. Każdy kto grał w te gry chronologicznie – powie że Skyrim to taki Fallout tylko ulepszony i większy. Leczenie poprzez jedzenie, otwieranie zamków za pomocą wytrychu, zachowanie postaci niezależnych… Podobieństwa widać na każdym kroku. Widać to także w układzie fabuły. Dość powoli się rozkręca, a budowa świata sprawia, że na początku jest dość trudno – bo każdy przeciwnik, nawet szczur, jest w stanie nam zagrozić. Szybko się to jednak zmienia i nasza postać staje się prawdziwym mocarzem w świecie. Ale o podobieństwach tytułów Bethesdy można by całą książkę napisać, a my mamy skoncentrować się na Falloucie.
Grafika i technikalia
Jak pisałem na początku – trudno po siedmiu latach oceniać grafikę gry, ale powiem, że jest ona ładna. O ile wszędobylska szarość mnie nieco zmęczyła, tak grafikę gry, nawet z perspektywy lat oceniam całkiem wysoko. Oczywiście – Wiedźmin 3 to to nie jest, ale przy wyjściu z Megatony o świcie ładnie rozproszone światło i widok na stołeczne pustkowia w Falloucie 3 ucieszył moje oczy.
Podobnie jest z muzyką. O ile nie mamy na PIP Boyu ustawionej żadnej rozgłośni radiowej to z głośników sączy się dostosowana do wydarzeń na ekranie muzyka, czasem ustępując odgłosom pustkowi. Rozgłośnie radiowe to z kolei zupełnie inna para kaloszy. Three Dog na bieżąco komentuje wydarzenia związane z nami, a muzyka którą puszcza ów DJ to fajne utwory klimatem nawiązujące do Stanów Zjednoczonych lat. 60. Inne rozgłośnie radiowe są fajnym przyczynkiem do zadań pobocznych. Jest to chyba jedna z najlepszych rzeczy budujących klimat Fallouta 3.
Można śmiało powiedzieć, że oprawa graficzna Fallouta 3 nie odstrasza. Dodam, że grałem na Xboxie 360, bez żadnych modów poprawiających tekstury czy modele i nadal ta gra nie odstraszała swoim wyglądem.
Podsumowując
Gra mnie zmęczyła, ale nie w negatywnym znaczeniu. Fabuła, z kilkoma twistami i mocnym zakończeniem – jest świetna. Męczące jest jednak zajmowanie się zadaniami pobocznymi, a zwłaszcza na początku trzeba je robić, bo po prostu będziemy mieli za niski poziom aby zagłębić się w główny wątek. Doprowadziło to do tego, że byłem już zmęczony graniem, kiedy na poważnie „usiadłem” do głównego wątku. Może to moja wina, bo fundowałem sobie kilka długich serii posiadów z grą, zamiast grać dłużej, a krótszymi partiami… Łażenie po tunelach metra, znajdowanie drogi wśród ruin zniszczonego Waszyngtonu, natykanie się co chwilę na przeciwników – było dla mnie frustrującym, sztucznym wydłużaniem gry. A ja chciałem już pędzić za fabułą – bo ta jest świetna.
Niemniej, Fallout 3 jest pozycją obowiązkową dla wszystkich fanów gier wideo. „Trójka” jest nawet ważniejsza niż New Vegas i zdecydowanie – warto zagrać.