Salt and Sanctuary – recenzja [PS4]
Salt and Sanctuary to produkcja powstała na fali rosnącej popularności gier z serii Souls, która stara się przetłumaczyć znaną i lubianą formułę tych gier na środowisko dwuwymiarowego role-playa z elementami platformowymi. Wszystko to składa się w niezmiernie wciągającą i dopracowaną całość, podczas doświadczania której nie mogłem się nadziwić, że mimo tak drastycznej zmiany jaką jest brak trzeciego wymiaru, charakterystyczne odczucia z pierwowzoru pozostają niezmienione.
Produkcja małego Ska Studios powoli i z dystansem wprowadza gracza w swoje lore, pozwalając na stopniowe odkrywanie historii, w której bierzemy udział. Ponure, pokryte mgłą ruiny fortecy, naszpikowany niebezpieczeństwami las, podziemia rozświetlane jedynie blaskiem naszej pochodni – lokacje nie są pozbawione szczegółów, a ich wykonanie jest bardzo przemyślane. Świat w grze składa się z szeregu lokacji, połączonych ze sobą otwieranymi przez gracza skrótami.
Walka opiera się na głównie na sprawnym korzystaniu z kilku składowych elementów. Blok i dwa ciosy, mocniejszy i słabszy, odpowiednio połączone z ciągłym turlaniem się i dobrym wyczuciem czasu sprawią, że z pewnością… przegracie walkę z bossem i spróbujecie jeszcze milion razy. Aż się uda. Tak, dużo tu Soulsów. W dwuwymiarowym środowisku nie da się oczywiście odtworzyć wszystkiego w identyczny sposób, więc Salt and Sanctuary nadrabia swój brak przestrzenności możliwością wykonywania pokaźnych skoków – normalnych skoków, nie takich soulsowych.
Centralne punkty rozgrywki to, jak wskazuje sama nazwa, sól i schronienie. Sól pozyskujemy z pokonanych wrogów i zakładając, że wszystko poszło pomyślnie (mechanika „masz jedną szansę na odzyskanie straconych dusz.. to znaczy straconej soli” jest tu obecna) możemy śmiało podążać do schronienia – miejsca, w którym Salt and Sanctuary zyskuje nieco własnej osobowości. Można zapraszać do niego różnych NPCów, takich jak np. kowal czy kupiec, sól zamienimy na punkty pozwalające wykupić nowe umiejętności (drzewko rozwoju jest całkiem spore, każda z ośmiu klas ma duże możliwości wyboru – zdjęcie części drzewka możecie zobaczyć poniżej), zakończymy proste mini-misje zbierackie czy ulepszymy nasz ekwipunek. Są tu zalążki własnych pomysłów, które mogą zyskać na znaczeniu w kontynuacji, jeżeli ta kiedyś nadejdzie.
Na początku gra wydawała mi się zbyt łatwa. Dwóch pierwszych bossów pokonałem bez większych problemów, przeciwnicy nie stanowili wyzwania, ale po kilku godzinach gry zrozumiałem, że to była tylko rozgrzewka. Po sześciu godzinach rąbania wrogów, przed lokacją z nowym bossem, znalazłem na ziemi wiadomość, zgodnie z którą „Gra zaczyna się tutaj”. Salt and Sanctuary nie wybacza błędów, wymaga przemyślanych działań i zachęca do współpracy z rosnącą społecznością gry. Dokładnie tak jak być powinno. Szkoda tylko, że bossowie wydawali mi się zbyt podobni do siebie. Oczywiście wygląd i zachowanie się różnią, ale często zdarzało mi się korzystać z tego samego sposobu na ich pokonanie.
W grze możliwa jest kooperacja z innymi graczami oraz PvP, ale przygotowania do tego to nie taka prosta sprawa dla nowych graczy, sam musiałem poczytać oficjalne wiki, zanim wiedziałem z czym to się je. Nie dało się tego jakoś uprościć? Ale drugiej strony ważne, że w ogóle się da. Domyślnie gra obsługuje tylko kanapową rozgrywkę z jednym kumplem, ale z wykorzystaniem funkcji SharePlay jest możliwe granie za pośrednictwem Internetu, jednak nie miałem okazji tego przetestować.
Mógłbym długo rozpisywać się o rzeczach, które Salt and Sanctuary robi na wzór gier od From Software, w końcu jest tu jeszcze zostawianie wiadomości na ziemi, zmiana chwytu broni, nawet charakterystyczny dźwięk odkrywania nowej lokacji jest tu podobny, ale czy ma to sens? Ska Studious przygotowało świetną, wciągającą produkcję, która trzyma się znacznie bardziej kurczowo japońskiej formuły niż chociażby równie świetne Lords of The Fallen. Dla fanów tego typu gier jest to must have, a tym, którzy nie boją się wysokiego poziomu trudności i niewybaczającej rozgrywki, polecam zapoznać się z tym tytułem – jest duża szansa, że wsiąkniecie jeszcze bardziej.
Grę do recenzji otrzymaliśmy od twórców.