Serca z Kamienia – recenzja [XBOX ONE]
Tak, wiem. Trochę późno zabieramy się za recenzowanie dodatku „Serca z Kamienia”. Miał on premierę w listopadzie zeszłego roku, ale dopiero teraz mój Geralt z podstawki doszedł do poziomu, który pozwolił mu się bawić w pierwsze płatne, fabularne DLC do Dzikiego Gonu. Zatem przyjrzyjmy się temu wspaniałemu DLC.
Dla wszystkich nienawidzących wszelkiej maści płatnych dodatków muszę od razu zapewnić – Serca z Kamienia są warte każdej złotówki. Tak, ja też nie jestem fanem DLC i dwa razy się zastanawiam zanim wydam na nie swoje pieniądze. Serca z Kamienia złapałem jednak bez wachania. I powiem jedno – Wam też radzę natychmiast dorwać to DLC w swoje łapki.
I to wystarczyłoby za wszelką rekomendację, ale trzeba o tym dodatku powiedzieć coś więcej.
O co chodzi?
W DLC Serca z Kamienia dostajemy kilka misji pobocznych, trochę znaków zapytania do odkrycia i, przede wszystkim, fantastyczną misję główną dodatku, który zapewni nam około 7 godzin zabawy. W owej przygodzie zmierzymy się z wątkami zaczerpniętymi żywcem z Polskiej literatury, że wspomnę tylko o „Weselu”, „Potopie” i „Panu Twardowskim”.
Jak to zwykle bywa prosta, Wiedźmińska robota przeradza się w coś znacznie bardziej skomplikowanego. Otóż Olgierd von Everec, wyglądający jak Siczowy Kozak, chce się wydostać spod władzy niejakiego Pana Lusterko. Kim jest ów Pan Lusterko? Tego nie zdradzę, ale powiem tylko, ze spotkaliśmy go już w Białym Sadzie, na początku przygody w świecie Dzikiego Gonu. Finalnie – trafimy na wesele do wsi Bronowitz, co jest najlepszym chyba fragmentem dodatku. Ubaw co nie miara no i… „Trza być w butach na weselu”, więc i Geralt właściwie się na imprezę wystroi. Będzie wątek romansowy ze znaną z pierwszej części Wiedźmina Shani, będzie i element horroru niczym z Silent Hilla. Będą wreszcie znacznie bardziej wymagający przeciwnicy do których podejść trzeba będzie sposobem – jak w Dark Souls. Jak dodamy do tego trochę magii nie z tego świata i księcia zaklętego w wielką ropuchę, to wyłoni nam się obraz zupełnie sprawnie poprowadzonego wątku, od którego nie będziemy mogli się oderwać.
Niektórzy mówią, że główny wątek „Serc z Kamienia” jest nawet lepszy, niż główna opowieść w Dzikim Gonie. Nie przesadzałbym z tak daleko idącą opinią, niemniej, przez to że jest zwyczajnie krótszy i bardziej napakowany akcją, sprawia wrażenie bardziej „mięsistego”. Po prostu kiedy zacznie się go robić, to już żadne misje poboczne czy znaki zapytania nie odciągną was od głównej linii fabularnej. Być może dlatego wielu recenzentów uznaje przygodę Serc z Kamienia za lepsza od głównego wątku. Bez wątpienia, przez liczne nawiązania do Polskiej kultury, jest ona bliższa naszym sercom. Nie oszukujmy się, ten dodatek jest tak długi, że wiele gier sprzedawanych jako samodzielne produkcje ma krótsze kampanie!
Czy jest się do czego przyczepić?
Nie byłbym recenzentem, gdybym nie doszukał się w Sercach z Kamienia jakiś wad. Jest jedna. Szkoda, że akcja dodatku dzieje się w znanej już krainie – w Velen. Ileż ciekawiej byłoby, gdyby Serca z Kamienia, podobnie jak późniejszy dodatek „Krew i Wino” dział się na zupełnie nowym obszarze. Nowa kolorystyka, nowe możliwości i przede wszystkim – nowy kawał mapy do zwiedzenia. Ale przyznacie, że powyższe, to szukanie dziury w całym. Owszem, w dodatku brakuje trochę wyborów wpływających na całość gry. Kiedy wdamy się w płomienny romans z Shani, ani Yennefer ani Triss nie zauważą w ogóle tego zdarzenia. Ale taka to już specyfika dodatków. Są absolutnie opcjonalne i nie mogą drastycznie wpływać na akcję gry, tym bardziej, że Serca z Kamienia przez większość graczy są przechodzone na długo po zakończeniu wątku głównego Dzikiego Gonu. Co będę opowiadał… Serca z Kamienia to dodatek idealny.
Na tle innych
Trochę już pisałem o tym na początku recenzji Serc z Kamienia, ale trzeba to powiedzieć jeszcze raz dobitnie. Na tle innych, fabularnych DLC do rozmaitych gier, ten dodatek prezentuje się rewelacyjnie. Kiedy przypomnę sobie, jak ostatni raz skusiłem się na „fabularny dodatek” do jakiegoś Assassin’s Creeda to zgrzytam zębami. Owszem, dodatek dodawał ze 30 minut nowej misji, ale co z tego, jak większość tych 30 minut to bieganie po dachach. Serca z Kamienia dają nam 7-10 godzin nowej, doskonale wyreżyserowanej, wciągającej zabawy. Jest tam coś, co sprawi, że uśmiech nie będzie schodził nam z ust i coś upiornego jak z jakiejś gry-horroru. Tym, którzy twierdzą, że „wielkość znaczenia nie ma” wystarczy powiedzieć, że Serca z Kamienia sprawią, że nie będziecie mogli się oderwać póki nie skończycie. ten i kolejny dodatek do Wiedźmina 3 stanie się dla Was „wzorem metra”, do którego będziecie przyrównywać każde kolejne DLC.
Ten dodatek to intensywne przeżycie! Marsz do sklepu (cyfrowego), bo w to po prostu trzeba zagrać!
DLC „Serca z Kamienia” do Wiedźmina 3 zostało zakupione z własnych środków.