HOPA to nie tylko grzebanie w śmietniku, odcinek 1 (Konkurs!)
Ukończyłem już trylogię Enigmatis od studia Artifex Mundi, więc przyszła pora na krótkie podsumowanie wrażeń nim zabiorę się za kolejne produkcje.
Seria Engimatis to jedna z najważniejszych produkcji w historii studia Artifex Mundi. Z perspektywy gracza jest to jednak świetny obraz tego jak ewoluuje z czasem styl studia, jak twórcy nabierają doświadczenia, a gra coraz lepiej łączy ze sobą gatunek przygodowy i HOPA.
Pierwsza część – Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek pochodzi z 2011 roku, ale dzięki bardzo oryginalnej oprawie graficznej, która zresztą jest dla mnie znakiem rozpoznawczym Artifex Mundi, po niewielkich szlifach i poprawieniu interfejsu, świetnie prezentuje się nawet dziś na konsoli Xbox One.
Mimo iż pierwotnie gra miała swoją premierę wiele lat temu, tytuł ten już jednoznacznie pokazuje jaki kierunek obiera studio. Nie ma mowy o nudnym przechodzeniu między ekranami, czy wyklikiwaniu kolejnych poziomów z menu. Produkcja ta jest pełnoprawną grą przygodową, w której elementy HOPA płynnie wtapiają się w rozgrywkę. Najważniejsze jednak było przygotowanie wciągającej fabuły, która być może nie dorówna najlepszym thrillerom, ale uplasuje się gdzieś po środku i nie będzie powodem do jakiegokolwiek wstydu.
Poprowadzenie wątku Pastora przez trzy części wyszło zresztą autorom fantastycznie – wszystkie trzy części Enigmatis są ze sobą fabularnie spójne, a co więcej powrót do Maple Creek w Enigmatis 3: The Shadow of Karkhala to piękny smaczek.
Już w Enigmatis 2: The Mists of Ravenwood do głosu coraz mocniej dochodzą wątki religijne i paranormalne, ale w żadnym wypadku nie tylko nie są one przegięte, a wręcz przeciwnie – udało się zachować umiar, przez co nie są one karykaturalne ani śmieszne.
Odejście od typowego kryminału poprzez wmieszanie odrobiny fantastyki otrzymało również solidną podporę w postaci oprawy audiowizualnej, która wzorowo buduje mroczny i tajemniczy klimat. Owszem, znajdzie się parę niedociągnięć jak animowane przerywniki czy głosy aktorów, ale trudno mówić tutaj o elementach zabijających przyjemność z gry. W zasadzie po kilkunastu minutach obcowania z pierwszą częścią przestałem na nie zwracać uwagę.
Największą jednak bolączką gier od Artifex Mundi jest ich długość, która byłaby jak najbardziej w porządku gdybyśmy mieli do czynienia ze zlepkiem łamigłówek. Studio jednak serwuje nam solidny wątek fabularny, w którym znajduje się nawet trochę miejsca na mniej lub bardziej zaskakujące zwroty akcji. To sprawia, że przygody kończą się zdecydowanie za szybko i choć czujemy satysfakcję z ukończenia każdej jednej odsłony trylogii Enigmatis, pozostaje pewien niedosyt.
A co z tym grzebaniem w śmietniku?
Każda z gier zawiera kilka, a może i nawet kilkanaście zagadek w stylu Hidden Object Puzzle, polegających na wyszukiwaniu w stercie śmieci określonych przedmiotów z listy. Z jednej strony wydaje się to być trywialne i do bólu nudne, ale tutaj Artifex Mundi pokazuje swój pazur.
Przede wszystkim nie jest to nudne, bo nasz wzrok pożera przepięknie przygotowane ekrany „śmietników”, których każdy jeden pixel robi niesamowite wrażenie. Już od pierwszej części Enigmatis oprawa stoi na najwyższym poziomie, ale mam wrażenie, że w ostatniej odsłonie serii są to już małe dzieła sztuki.
Nie brakuje także w tej zabawie wyzwania, bo przedmioty bardzo często są bardzo sprytnie poukrywane i wręcz zlewają się z otoczeniem. Do tego dochodzi mała sztuczka, która wymaga wykonania pewnej czynności nim będziemy mogli podnieść dany przedmiot – np. otworzenia szuflady, czy przesunięcia koca zasłaniającego część kanapy na której znajduje się poszukiwana przez nas rzecz.
Na tym jednak zagadki w produkcjach studia Artifex Mundi się nie kończą – jest i zabawa w odnajdywanie pasujących par, dla tych, których powyższe grzebanie w śmietniku irytuje. Rezultat jest ten sam, ale zabawa zupełnie inna.
Często także poszukiwania przybierają nieco inny kształt – np. szukamy na ekranie miejsc, w których możemy zaczepić linę wspinaczkową czy też kolejnych elementów stłuczonego naczynia, które następnie będziemy musieli skleić. Najbardziej jednak chyba zapadło mi w pamięć naprawianie pluszowego misia w Enigmatis 2: The Mists of Ravenwood, które zajmuje kilka dobrych minut i wymaga wielu powiązanych ze sobą czynności.
Jeśli kiedykolwiek myśleliście nad spróbowaniem gier z gatunku HOPA, ale wydawały się one Wam zbyt infantylne i trywialne, musicie zapoznać się z serią Enigmatis. Jeśli nadal się wahacie – być może warto rzucić okiem na nasze recenzje:
- Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek – recenzja
- Enigmatis 2: The Mists of Ravenwood – recenzja
- Enigmatis 3: The Shadow of Karkhala – recenzja
Konkurs!
Jeśli do tej pory nie mieliście styczności z tą serią, to możecie się nazywać szczęściarzami z dwóch powodów. Po pierwsze – cała trylogia jest już dostępna, więc nie musicie czekać ani minuty aby odpalić kolejną część! Natomiast drugi powód to…
Dzięki uprzejmości Artifex Mundi mam dla Was 3 zestawy serii Enigmatis! Tak, trzy paczuszki kodów Steam, w których znajdziecie:
- Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek
- Enigmatis 2: The Mists of Ravenwood
- Enigmatis 3: The Shadow of Karkhala
Co zatem należy zrobić aby otrzymać taką paczkę? Wystarczy odpowiedzieć na pytanie konkursowe:
Co oznacza nazwa studia Artifex Mundi i z jakiego języka pochodzi?
Jeśli znacie odpowiedź – super! Przesyłajcie swoje odpowiedzi na adres andrzej@playingdaily.pl, wpisując w temacie „Konkurs enigmatis”. Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 09.09.2016r.
Zwycięzców ogłosimy 10.09.2016r. przed południem, co by mogli się przez weekend jeszcze nacieszyć nagrodami!
Powodzenia, a ja tymczasem znikam poznawać bliżej kolejną serię od Artifex Mundi – Nightmares from the Deep!