Asset 3

Recenzja Assassin’s Creed Unity – nadrabiamy asasyńskie zaległości

Piotr Wasiak / 7.12.2016
komentarze: 0

Trochę czasu wolnego pod koniec listopada zaowocowało nie tylko wzrostem „kupki wstydu” w wyniku rozmaitych czarnopiątkowych czy cybermonday’owych promocji, ale też tym, że kilka tytułów udało się nadrobić. Jedną z gier, które wreszcie skończyłem, jest Assassin’s Creed Unity. Czemu tak późno, choć uważam się za fana Assassynów? O tym wewnątrz tekstu. Zapraszam dalej…

Assassin’s Creed Bugity

Nie da się pisać obecnie czegokolwiek o paryskiej odsłonie przygód skrytobójców, bez odniesienia się do domniemanych błędów w grze, tym bardziej, że strach przed nimi sprawił, że do gry usiadłem dopiero rok po premierze, w 2015 roku. Okazało się, że nie taki bug straszny jak go opisują. Owszem, trafiłem na NPCa wystającego do połowy z chodnika, czy postać, która usilnie próbowała wejść w ścianę, niemniej nie były to błędy niepozwalające grać. Mój bohater nigdzie się nie zablokował, spadku klatek nie było (nadal jest 30, ale stabilne), gra się nie wywaliła i nie było innych problemów. Jedynym problemem uprzykrzającym grę są kłopoty ze sterowaniem, wynikające po części z tego, że model poruszania się Asasyna po skomplikowanym Paryżu, stara się być taki sam, jak model zaprezentowany w pierwszej grze tej serii sprzed lat, a jednocześnie wprowadzać zmiany. Jeśli nie wiecie o co mi chodzi, to dobrze – bo sterowanie w tej grze, też tego nie wie. Niemniej – jest to błąd projektantów, a nie bug. Wyobraźcie sobie sytuację, że ścigacie przeciwnika, a Arno wchodzi na metrową doniczkę i nie może z niej zejść… Ot, problemy ze sterowaniem, ale momentami wkurzające.

Assassin's Creed: Unity

Nie wiem, czy to po premierze było z grą tak źle pod względem bugów, czy reakcje recenzentów były przesadzone, czy może to patche aż tak pomogły. W każdym razie, trzeba powiedzieć wprost: gra jest grywalna i bawi.

Ach, ten Paryż!

Paryż w XVIII wieku to genialne miejsce dla gry z serii Assassin’s Creed. Powiem szczerze – jest to miejsce znacznie lepsze, niż Karaiby czy Ameryka. Oczywiście, żeby wszystko było jasne, Black Flag, czyli czwarta część przygód skrytobójców, to bardzo dobra gra, ale niskie, drewniane domki w Ameryce nie są tym, po czym Asasyni lubią się wspinać. Nic nie zastąpi wysokich wież kościelnych Florencji, a ja nadal z rozrzewnieniem wspominam moje pierwsze wejście na Koloseum w Assassin’s Creed Brotherhood.

Paryż do wspinania nadaje się rewelacyjnie i wygląda obłędnie. Serio. W AC:Unity grałem w dwóch podejściach. Zacząłem w grudniu 2015, a potem gra powędrowała na półkę. Na rok. Wróciłem do niej w listopadzie 2016 i nadal mnie urzekała. Te wnętrza pełne przepychu, złoceń, błyszczących podłóg oraz te budynki dosłownie zwalają z nóg. Jak dodamy do tego gigantyczne tłumy na ulicach Paryża (i każdy z mieszkańców coś robi!), to będziemy sobie wycierać ślinkę cieknącą nam z paszczy. Wygląda to obłędnie, a jest to gra, która ma już dwa lata. Coś genialnego!

Assassin's Creed: Unity

Realia historyczne

Czym byłaby gra z serii Assassin’s Creed, gdyby nie realia historyczne. W Unity przenosimy się do czasów Rewolucji Francuskiej. Barwne to czasy, ale też straszne. Okres w którym zburzono Bastylię i zgilotynowano króla i kiedy lud pokazał, że jest w stanie obalić namaszczonego przez Boga władcę. No działo się! Jest to czas, w którym pojawiają się barwne postacie (Robespierre, Danton, Napoleon i inni) i jednocześnie czas, w którym zmienia się Europa.

Trudno oczekiwać, aby tło przedstawione w grze było w pełni zgodne z realiami historycznymi, ale w Unity jest przedstawione bardzo pobieżnie i bardzo jednostronnie. Nie wnikajmy teraz dokładnie w wykład historyczny, niemniej mam wrażenie, że ten cały „background” został dostawiony na szybko do gry. Ktoś się zorientował, że skoro mamy rewolucję francuską, to trzeba by pokazać zgilotynowanie króla. No to pokazali. Te dziejowe zamieszki są w Unity zupełnie niezajmujące, w przeciwieństwie do, na przykład wydarzeń z AC:2, gdzie naprawdę sama postać Rodrigo Borgii była fascynująca…

Assassin's Creed: Unity

Arno Dorian

Główny bohater to Arno Dorian. Zawadiacki chłopak, który wspina się po szczeblach kariery asasynów. Ubisoft próbował nawiązać do legendarnego mistrza jakim był Ezio, w związku z tym Arno też traci rodziców w młodym wieku i potem wpada w liczne konflikty. Oskarżony o morderstwo trafia do Bastylii gdzie spotyka innego więźnia – asasyna. Ich drogi krzyżują się, a Arno wstępuje do bractwa… Mówiąc wprost, nie jest to postać szczególnie zapadająca w pamięć, choć historia, czytana „na sucho” jest całkiem niezła. Być może, gdybym nie zrobił sobie rocznej przerwy w grze, to wciągnęła by mnie bardziej. Podkreślam jednak, że historia jest opowiedziana głównie przerywnikami filmowymi (które są naprawdę dobre jakościowo!), a nie samym gameplayem. Zwyczajnie – trzeba uważać na filmikach, aby połapać się w tym kto z kim i dlaczego.

Nie da się ukryć, że coś jednak w tej postaci nie zagrało. Pomimo, że Arno ma całkiem ciekawą historię, to jakoś nie zapada w pamięć. Zupełnie nie potrafię zdjagnozować dlaczego… Coś jest jednak nie tak. Niemniej, po prostu mam rozbudzone oczekiwania po świetnych charakterach Edwarda czy Ezio.

Assassin's Creed: Unity

Mapa która prowadzi do nikąd

Skoro już jesteśmy przy wskazywaniu wad tej gry, no to trzeba powiedzieć o mapie i zadaniach spoza wątku głównego. Mapa jest absolutnie nieczytelna, bo zawalona dodatkowymi elementami. Są zatem skrzynki (których teraz jest kilka rodzajów, w tym takie, których nie da się otworzyć z marszu, bo trzeba mieć umiejętność użycia wytrycha i za każdym razem wziąć udział w mini grze otwierania zamka), są jakieś kokardy, są misje poboczne, zadania sieciowe (w które nikt nie gra i gra nie znajduje towarzyszy) i cała masa innych dupereli. Spora część zadań pobocznych jest na jedno kopyto i zwyczajnie jest niegrywalna. „Idź zabij”, „idź ukradnij”, „idź śledź” – takie to są misje. Nie wiadomo, dlaczego mamy delikwenta zabić i co tak naprawdę mamy ukraść. Te zadania są na szczęście opcjonalne. Sporym nie dociagnięciem jest, że przez nieczytelność mapy nie zawsze było widać znacznik głównego zadania!

Assassin's Creed: Unity

Ale to nie jest zła gra!

Pomimo tego, że Ubisoft najwyraźniej na Unity uczył się robienia gier na nową generację i ja wymieniłem wyżej całą masę wad tej produkcji to, zaskakująco, spędziłem w niej około 30 godzin. Jasne, trochę łapałem „acziki” (ale bez jakiegoś szaleństwa ze znajdowaniem wszystkich kokardek, czy otwieraniem wszystkich skrzyń), niemniej fun z rozgrywki był. Owszem, pierwsze wrażenie i głównie odbicie się od zawalonej mapy sprawiło, że odstawiłem grę na rok na półkę, ale teraz wróciłem i bez problemu bawiłem się dalej i bawiłem się dobrze. Ta gra ma w sobie to coś, co poprzednie odsłony. Myślisz sobie: „Ach, jeszcze jedno zadanko”. Względem poprzednich Asasynów podniesiono trudność walki. Teraz już nie da się wejść gdzieś na rympał, tylko trzeba kombinować. Walka z czterema przeciwnikami na raz już robi się problematyczna i to też działa na plus, bo trzeba trochę pokombinować przed wejściem na strzeżony obszar, na którym mamy do wykonania zadanie.

Assassin's Creed: Unity

No i teraz, jak ocenić grę? Bo pomimo całej masy wad (których wymienianie zajęło ponad połowę recenzji), to nadal jest to niezły Asasyn i nadal gra daje sporo funu. Najlepszym dowodem na to jest to, że na grę wraz z dodatkiem zeszło mi te 30 godzin. Owszem, widać jej wady i trzeba sobie z tych niedociągnięć zdecydowanie zdawać sprawę (a można by je wymieniać naprawdę dużo dłużej niż ja to zrobiłem), ale nie jest to gra nie dająca fajnej zabawy. Unity nie jest lepsze od Black Flaga i nie jest lepsze od kontynuacji – AC Syndicate, ale nadal warto w nią pograć, przynajmniej po to, aby zobaczyć śliczny Paryż i wleźć na Notre Damme, lub popatrzeć z bliska na gilotynę.

Obecnie można ją dorwać za grosze, niezależnie czy wersje cyfrowe na konsole, czy wersje pudełkowe – to tym bardziej warto się w Assassin’s Creed Unity pobawić. Zatem do zobaczenia w Paryżu… Tylko nie trafcie na gilotynę!