Call of Duty WWII – wrażenia z zamkniętych beta testów
W miniony weekend odbyła się pierwsza tura zamkniętych beta testów Call of Duty: WWII na PlayStation 4. Jak wygląda „powrót do korzeni” i czy nowa odsłona będzie godnym rywalem dla Battlefield 1. Spędziłem z betą sporo czasu i nie wiem do końca co o niej myśleć.
Ostatni raz z serią Call of Duty miałem do czynienia przy okazji Black Ops 2, jeszcze na konsoli Xbox 360. Futurystyczne klimaty niespecjalnie mnie pociągały, a zwiększający się chaos na polu walki w rozgrywkach sieciowych skutecznie zniechęcał. Call od Duty: WWII to jednak zapowiedziany „powrót do korzeni”, a więc zero jetpacków, laserów i tego typu bajerów.
Zobaczmy więc co twórcy pozostawili, a co nowego będzie kusiło zarówno wieloletnich fanów, jak i osoby, rozważające powrót do serii.
Mój żołnierz
Przede wszystkim zrezygnowano z klas postaci na rzecz dywizji. Teraz przy tworzeniu nowej postaci wybieramy jedną z pięciu historycznych dywizji, które różnią się od siebie oferowanym zestawem pięciu umiejętności. Wśród nich mamy Piechotę, Korpus Ekspedycyjny, dywizję Powietrznodesantową, Pancerną oraz Górską.
Wśród oferowanych przez poszczególne dywizje umiejętności znajdują się np. zwiększona odporność na ogień, dodatkowy gadżet dołączany do broni, szybszy sprint, niewidzialność dla systemów wroga czy amunicja zapalająca.
Choć jesteśmy w stanie zmieniać dywizje w trakcie zabawy, to punkty dywizji z każdego meczu są naliczane tylko dla tej konkretnej, przez nas wybranej.
Oprócz dywizji mamy również specjalne naszywki, oferujące dodatkowe umiejętności pasywne. To oznacza więc, że możemy np. wziąć ze sobą dwie bronie główne bądź podnosić amunicję z zabitych przeciwników. W ramach bety dostępnych było kilkanaście naszywek, ale na początku dostępnych jest zaledwie kilka.
Żetony odblokowania
Wraz ze zdobywaniem kolejnych poziomów doświadczenia otrzymujemy także specjalne żetony odblokowania, za które możemy sobie m.in. odblokować nowe bronie i naszywki specjalne. Zatem z czasem otrzymujemy coraz więcej możliwości dopasowania żołnierza do naszego stylu gry. Choć z pozoru te elementy mogą wydawać się marginalne, to jednak odpowiedni ich dobór potrafi sporo namieszać.
Serie zabójstw
Są również i dobrze wszystkim znane serie zabójstw, w przypadku których najlepiej widać powrót do klasyki. Nie musimy się już obawiać wybuchu atomowego, czy śmigłowca, które skutecznie zachęcały do wywieszenia kawałka białej szmatki na patyku. Teraz są one bardziej ugruntowane w rzeczywistości, niezbyt częste, a co najważniejsze – większość z nich nie posiada aż takiego pola rażenia.
Co ciekawe, zostały one całkowicie wyłączone w trybie War, o którym nieco więcej znajdziecie w dalszej części wpisu.
Mój arsenał
Dostępny w becie arsenał nie był szczególnie opasły, ale każdy typ broni miał swoich kilku reprezentantów. Można było więc szaleć szybkimi karabinkami szturmowymi jak Grease Gun czy STG 44, jednym z dwóch LKMów, a nawet siać spustoszenie wyrzutniami rakiet.
Każda z dostępnych broni to również dodatkowe punkty doświadczenia do zbierania, bowiem każda z nich posiada osobny pasek punktów doświadczenia i związane z nim dodatki do odblokowania. Nowy poziom broni to nowy dodatek, który modyfikuje jej cechy i zwiększa siłę rażenia.
Póki co nie pojawiły się żadne modyfikacje wyglądu broni, ale jest spora szansa, że wynika to po prostu z ograniczeń testowanej przeze mnie wersji beta.
Nie zabrakło oczywiście także rozmaitych rodzajów granatów – od wybuchowych po granaty dymne, a nawet pułapki zastawiane przez snajperów.
Moje pole walki
Kwestie oprawy audiowizualnej sobie całkowicie daruje, bo to może się jeszcze mocno zmienić, a tym bardziej nie ma to szczególnego znaczenia dla samej rozgrywki sieciowej. Dodam jedynie, że interfejs jest czytelny i pozwala na dobrą orientację w sytuacji.
W sieci znajdziecie również mnóstwo wrażeń z beta testów napisanych przez weteranów serii, którzy ogrywali każdą z odsłon. Ja jak wspomniałem, całkowicie odpuściłem Call of Duty w momencie jej wyskoku w przyszłość, więc raczej postaram się odpowiedzieć na pytanie…
Stare dobre tryby sieciowych potyczek
Zamknięta beta oferowała trzy klasyczne tryby serii – Hardpoint, Team Deathmatch oraz Domination. We wszystkich trzech przypadkach zasady nie uległy zmianom i nadal rozgrywka toczy się w ten sam sposób.
Celowo „wkładam je do jednego worka” gdyż to właśnie tutaj widać kwintesencję „rozgrywki w stylu Call of Duty”. Śmierć przychodzi bardzo często, głównie z zaskoczenia, ale powrót do rozgrywki również trwa zaledwie dwie sekundy.
W pierwszym z wymienionych trybów, Team Deathmatch trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo przeciwnik może znajdować się dosłownie wszędzie i absolutnie, nie ma nawet jednego miejsca na mapie, gdzie można czuć się choćby odrobinę bezpiecznym. Nawet minimalne rozluźnienie powoduje, że witamy się z dolną częścią tabeli wyników, a powrót do góry może być niezmiernie trudny.
W przypadku Team Deathmatch i Domination sprawa jest odrobinę łatwiejsza, bo jednak są to tryby nastawione na coś więcej niż eliminacja przeciwników, posiadające punkty orientacyne wokół których będą skupiać się gracze. W tych dwóch przypadkach rozgrywka staje się nieco bardziej uporządkowana.
Można więc śmiało powiedzieć, że jest to faktycznie stare dobre Call of Duty, kiedy ludzie jeszcze stąpali twardo po ziemi, a nie pełzali po ścianach jak pająki, z tym że z prędkością koników polnych. Po początkowych trudnościach udało mi się odnaleźć w tej nieco chaotycznej rozgrywce.
Niestety tryby te pokazują również, że pojawi się najlepsza broń, najlepszy zestaw naszywek i umiejętności, a znakomita ich większość będzie kompletnie bezużyteczna. Próba zdziałania czegokolwiek w tych rozgrywkach przy pomocy cięższego LKMu w większości przypadków jest skazana na porażkę, a karabinki szturmowe wydają się mieć zbyt dużą siłę rażenia.
Może być tak, że to kwestia dopracowania balansu (w końcu to beta), ale może być też tak, że taki już urok serii – zawsze jest zestaw najlepszych broni, a cała reszta leży i zbiera kurz.
WTEM! Nowy tryb War zmienia postać rzeczy!
Jeśli kompulsywne obserwowanie swojego K/D ratio jest czymś, co totalnie odpycha Was od serii Call of Duty, to mam dobre wieści. W Call of Duty: WWII debiutuje tryb War, w którym K/D ratio jest równie ważne dla sukcesu drużyny jak słowa nowej piosenki Zenona Martyniuka.
Tym razem twórcy stawiają na grę zespołową i dobro drużyny ponad dobro jednostki. Gracze zostają podzieleni na dwie sześcioosobowe drużyny, z których jedna ma zadanie obrony celów, natomiast druga wspomniane cele musi szturmować.
W beta testach zaprezentowano niestety tylko jedną taką misję – Operation Breakout. Posiadała ona cztery następujące po sobie cele dla drużyny atakującej – przejęcie punktu dowodzenia, odbudowanie mostu, podłożenie ładunku i zniszczenie magazynu z amunicją, aż w końcu eskortowanie czołgu w celu zniszczenia baterii przeciwlotniczej. Rozgrywka jest mieszanką innych, dobrze znanych trybów z Call of Duty, a także inspiracji z zupełnie innych produkcji, gdzie stawia się na współpracę zespołową.
Pierwszy cel – przejęcie punktu dowodzenia, to nic innego jak pewna wariacja trybu Hardpoint. Atakujący muszą przedrzeć się przez obronę wroga, a następnie utrzymać pozycję przez określony czas. Gdy już uda nam się to osiągnąć, przechodzimy do następnego etapu, czyli odbudowy zawalonego mostu. Tutaj sprawy komplikuje mocno fakt, że aby tego dokonać, musimy wystawić się na ogień wroga leżąc na środku otwartego terenu. Choć w poprzednim etapie już współpraca graczy i koordynacja ataku była ważna, to w tym miejscu jest ona jeszcze wyraźniej zarysowana. Snajperzy muszą zająć się dwoma gniazdami CKM po drugiej stronie mostu, część żołnierzy stara się zapewnić zaporę ogniową, a pozostali pod osłoną granatów dymnych odbudowują most. Jeśli zawodzi choć jeden z tych elementów, wygranie potyczki staje się praktycznie niemożliwe.
W przypadku trzeciego etapu – magazynu amunicji, kluczowa staje się koordynacja działań obronnych. To właśnie ta strona ma nieco bardziej utrudnione zadanie, bowiem ilość ścieżek prowadzących do celu wymaga kontroli praktycznie każdego kąta widzenia. Z pomocą przychodzi tutaj możliwość barykadowania niektórych przejść, ale należy pamiętać, że nasi przeciwnicy są w stanie podłożyć ładunki wybuchowe niwelujące nasze starania.
Gdy i ten etap zakończy się porażką obrony, pozostaje już tylko ostatnia szansa. Atakujący muszą przepchnąć czołg do określonego punktu, co momentalnie przywołuje dobrze znany tryb z gry Overwatch. Nie ma co jednak tego uznawać za wadę – to świetny pomysł, w dodatku bardzo dobrze przeniesiony do Call of Duty. Czołg, wyposażony w dodatkowy karabin, którym mogą operować gracze, to bardzo „mocny argument”, ale i obrona nie pozostaje z pustymi rękami.
Rozbudowana sieć okopów, oraz wspomniane wcześniej gniazda CKM, które należy „zbudować”, pozwalają na skuteczne odparcie ataku. Konieczna jest jednak świetna koordynacja drużyny, bo o osłonie terenu, nawet pomimo okopów, trudno tutaj mówić.
Tryb War, oprócz uwypuklenia konieczności współpracy drużynowej, posiada jeszcze jedną cechę. Otóż, w tym trybie doskonale widać jak ważne jest zróżnicowanie wybranych klas. Szturmowcy są świetni na początku, ale nie nadają się do prowadzenia zapory ogniowej podczas budowania mostu. Snajperzy, fantastycznie zdejmujący operatorów CKMów, średnio sprawdzą się podczas szturmu na budynek w pierwszej fazie rozgrywki.
Tutaj każda postać, każda broń i każda umiejętność ma swoje zastosowanie, a sama rozgrywka zachęca do eksperymentowania i pozwala znaleźć miejsce dla siebie.
Czy Call of Duty: WW2 to dobry powód aby do tej serii powrócić?
Kiedy sprawdzałem betę Destiny 2, po jej zakończeniu miałem ochotę na więcej. Kiedy skończyła się beta Call of Duty: WWII nie wiem tak do końca, co o niej myśleć.
Jestem oczarowany trybem War, choć wymaga on jeszcze nieco dopieszczenia, a o jego sukcesie zadecyduje wsparcie ze strony twórców po premierze. To dobra odpowiedź na znany z Battlefield 1 tryb Operacji, oferująca zbliżoną charakterystykę zabawy, ale w nieco bardziej skondensowanej formie i z żywszym tempem.
Choć pojedynki w pozostałych trybach nadal potrafią być chaotyczne, to przykucie graczy do ziemi nieco spowolniło tempo samej rozgrywki i pozwala na lepszą orientację w sytuacji. To pierwsza część od czasu Black Ops 2, po którą mam ochotę sięgnąć i myślę, że to może być udany powrót tej serii.
Kolejne beta test w najbliższy weekend, więc bez wątpienia zrobię do Call of Duty: WWII jeszcze jedno podejście.