Ostatnio modne jest narzekanie na poziom trudności w grach, które z założenia mają być trudne
W zeszłym tygodniu natrafiłem na pewien „ciekawy” artykuł w serwisie Polygon, poruszający tematykę wysokiego poziomu trudności na przykładzie wydanego niedawno Cupheada, którego autor uważa, że każda gra powinna być… w skrócie – dla każdego. Dawno nie spotkałem się z równie bezproduktywnym marudzeniem.
Całkowicie zignorowałem ten wpis, uważając go po prostu za błędną teorię popieraną niezrozumiałymi dla mnie. Czytelnicy jednak kotłowali się w komentarzach i muszę przyznać, że od dawna nie widziałem tak ciekawej, długiej i co jeszcze rzadziej spotykane – w dużej części merytorycznej dyskusji.
Zauważyłem jednak, że temat podchwyciła Polygamia, na której Bartosz napisał w podsumowaniu tematu:
No tak. Przecież esencją takiego Dark Souls jest właśnie to, że trzeba się go uczyć i „git gud”. A może niech każdy sam zdecyduje, czym jest dla niego dobra zabawa w danym tytule? Mass Effect 3 umożliwiał wybranie „fabularnego” poziomu trudności, gdzie gra była po prostu interaktywnym filmem. GTA V pozwala ominąć niektóre misje, jeśli zbyt długo nam nie wychodzą. Czy dzieje się przez to jakaś tragedia? Czy przez to te gry na czymś straciły?
Totalnie się nie zgadzam z powyższym i co więcej, uważam że totalną bzdurą jest umieszczanie obok siebie takich serii jak Dark Souls i Mass Effect. W mojej głowie funkcjonują w tej kwestii trzy „kategorie” gier, wśród których każdy znajdzie sobie miejsce zgodne z jego własnymi preferencjami co do kwestii wyzwania.
Podział ten oczywiście ogranicza się do wymaganego poziomu zręczności czy umiejętności obsługi pada, klawiatury czy myszki. Poziom trudności np. gier przygodowych moim zdaniem nie ma tutaj zastosowania.
Są gry łatwe, dla każdego
Pierwsza kategoria to gry stworzone z myślą o dotarciu do jak największego grona graczy w każdym wieku. Są to jednak gry głównie tworzone z myślą o najmłodszych graczach, bądź zabawie rodzinnej. Wśród tych tytułów znajdziemy gry z serii LEGO, Super Mario Bros czy choćby Knack.
Nacisk kładziony jest na dobrą, bezstresową zabawę, a przeciwnicy mają stanowić jakieś wyzwanie, jednocześnie nie będąc śmiertelnie poważną przeszkodą.
Wiele z nich oczywiście posiada także możliwość wyboru poziomu trudności, ale u podstaw znajduje się założenie, że gra ma przede wszystkim dostarczać frajdy dla najmłodszych.
Są gry nieco trudniejsze, oferujące wybór poziomu trudności
Do tej kategorii możemy spokojnie wrzucić większość produkcji jakie ukazują się na rynku. To właśnie tutaj umiejscowiłbym takie produkcje jak seria Mass Effect czy wspomniane Grand Theft Auto V.
To gry, które mają stanowić dla graczy wyzwanie, mają mocno zaangażować nas przez całą rozgrywkę, ale jednocześnie jeśli ktoś chce skupić się głównie na warstwie fabularnej, to zawsze może obniżyć poziom trudności. Często też tak się właśnie dzieje – wiele osób kończy np. serię Uncharted czy Gears of War na najniższych poziomach trudności, chcąc po prostu poznać fabułę, albo pobawić się mając jednocześnie przewagę nad przeciwnikami.
Tak, w tę kategorię załapuje się jakieś 90% rynku i nic w tym dziwnego – to najpopularniejszy model.
Są też gry trudne, bo takie mają w założeniu właśnie być
Ostatnia kategoria to produkcje, które z założenia mają być trudne, bo twórcy chcą skierować swój tytuł do graczy lubiących wyzwania. Wbrew pozorom to nie From Software zapoczątkowało taką „modę” – ta pojawiła się dawno temu i wynikała z prostego modelu biznesowego… wiecie, jeszcze w czasach automatów do gier na żetony. Im częściej gracz ginie, tym szybciej grę kończy i tym więcej żetonów wrzuci aby kontynuować zabawę.
Do dziś takie gry jak m.in. Contra czy MegaMan potrafią stanowić bardzo spore wyzwanie, choć kiedy się ukazywały nikt nie rozpatrywał tego w tych aspektach. Nie było wyboru poziomu trudności – gra po prostu była trudna i tyle.
Wraz z serią Demon’s Souls/Dark Souls powróciła jednak ta staroszkolna metoda, choć tym razem przyświecający jej cel jest zupełnie inny. Jak możemy zobaczyć na przykładzie popularności produkcji From Software, są gracze spragnieni wyzwań, którzy chcą ginąć, zdobywać doświadczenie, rozwijać się i stawać się coraz lepszymi.
Twórcy świadomie nie umieszczają wyboru poziomu trudności, bo pieczołowicie przesuwają suwaczki szlifując poziom trudności tak, aby stanowił wyzwanie, ale jednocześnie gracz nigdy nie czuł się oszukany. To zresztą najczęściej powtarzana opinia na temat poziomu trudności Dark Souls – jest trudna, ale sprawiedliwa. Uczysz się przeciwników, zachowań, schematów, poznajesz ekwipunek i giniesz coraz rzadziej.
Analogicznie wygląda sprawa w Cuphead – po prostu uczysz się schematów ataków bossów i poruszania się przeciwników, coraz lepiej posługujesz się padem i w rezultacie, pokonujesz kolejne przeszkody. Jak wszystko zaczyna „grać”, skoki zaczynają się udawać za każdym razem, ataki „siadają”, czujemy że jest postęp i stajemy się lepsi.
Ale ja chcę poznać te światy!
Pozostaje jeszcze kwestia graczy, którzy bardzo chcą poznać świat Bloodborne, Dark Souls czy innej trudnej gry, ale nie mają cierpliwości do tych tytułów. Nie dziwię się im ani trochę, bo te produkcje posiadają przepiękne światy, ciekawe i warte eksploracji.
Dla przykładu, świat Bloodborne możecie odkrywać wraz z Tomaszem Gopem i jego serią „Krwiorodny”. Nie tylko możecie zobaczyć sobie każdy ważny element gry, ale przede wszystkim poznać dokładnie świat gry, przedstawioną w niej historię i postaci.
Oczywiście nie każda gra posiada tak genialną serię materiałów, ale znakomita większość posiada bardzo wnikliwe opracowania tekstowe – wystarczy nieco poszukać.
Ale ja chcę grać a nie oglądać!
Więc w czym problem? Poważnie? Chwyć za pada, klawiaturę z myszką czy cokolwiek co jest wymagane do obsługi danego tytułu. Ćwicz, próbuj, kawałek po kawałku dasz rade opanować każdy tytuł i koniec końców czerpać z niego mnóstwo radości.
Owszem, opanowanie Dark Souls, Crash Bandicoot czy Cupheada zajmie trochę czasu, ale potem pojawi się uczucie niesamowitej satysfakcji, które wynagrodzi każdą minutę ciężkiej walki.
Ale te gry są po prostu za trudne!
I tak oto wracamy do punktu wyjścia. Uwaga, #spoiler – niektóre gry będą za trudne i nic na to nie poradzisz! W wielu przypadkach twórcy nie zamierzają też kombinować z pieczołowicie ustawionym balansem aby zadowolić graczy.
Chyba nie jesteś zaskoczony prawda? Od samego początku mówiono, że Cuphead będzie grą trudną. Od samego początku wiadomo to też w przypadku serii od From Software. To nie jest żadna „wada ukryta”, albo „taki żarcik twórców”.
Kupując dowolny z tych tytułów, doskonale wiesz na co się godzisz. Jeśli nie odpowiada Ci to, nie zgadzasz się z filozofią jego twórców, po prostu nie kupuj tego tytułu i skorzystaj z materiałów tworzonych przez skupioną wokół niego społeczność.
Jestem jednak przekonany, że chłonąc takie materiały prędzej czy później złapiesz bakcyla i będziesz chciał się zmierzyć z tymi tytułami.
Ja też jestem przeciętnym graczem
Tak, w swojej kolekcji posiadam takie tytuły jak wydany niedawno Ruiner, wspomniany Bloodborne czy wszystkie trzy odsłony serii Dark Souls. Zamierzam także zmierzyć się z The Surge, choć to może nieco mniejszy kaliber.
Nie sposób zliczyć ile razy zginąłem, a co więcej – żadnej odsłony Dark Souls nie ukończyłem. Co więcej, za Dark Souls 2 i Dark Souls 3 nawet się nie zabrałem. Te tytuły sobie leżą, dojrzewają, czy może raczej – ja dojrzewam do nich. Wiem, że nadejdzie ten dzień, kiedy się zmotywuję do ukończenia ich.
Dlatego nie rozumiem tego lamentu… chyba zapominamy, że nie musimy skończyć każdej gry. Nie musimy kupić każdej gry (dlatego ja odpuściłem póki co m.in. Cupheada i Crash Bandicoot). Ale przede wszystkim zapominamy o jednym… Możemy przejść każdą grę, wystarczy poświęcić jej odpowiednią ilość czasu i nie poddawać się.
Zamiast więc płakać w internetach, polecam zgarnąć swoje największe nemesis na przecenie i małymi kroczkami kopać ten wirtualny tyłek.
Powodzenia!