HOB – recenzja
Hob to kolejna produkcja, która zalegała mi na „kupce wstydu” cały czas odkładana „na później”. Po ukończeniu jej mogę powiedzieć tylko jedno – żałuję, że dopiero teraz do niej siadłem, bowiem tak wyjątkowa gra niezależna nie zdarza się często. Szkoda, że Runic Games nie będzie miało okazji zaoferować nam kolejnej tak dobrej produkcji.
Hob
W grze wcielamy się w małą, tajemniczą postać, którą odnajduje wielki robot. Kiedy wydobywa nas z czegoś na kształt grobowca, bądź więzienia, podążamy za nim poznając nieco otaczający nas świat, choć pojawia się więcej pytań niż konkretnych odpowiedzi.
Pod kątem opowiedzianej historii, Hob to gra pełna tajemnic, niedopowiedzeń i pola do interpretacji. To od nas zależy jak dobrze, lub jak słabo poznamy historię tego śwata i jego mieszkańców. Przez większość czasu wiemy tylko, że planetę trawi jakaś dziwna zaraza, a my musimy sobie z nią jakoś poradzić.
W wyniku pewnego nieporozumienia, już na początku tracimy ramię, ale na szczęście mechaniczna proteza nie tylko pozwala nam uzyskać pełną sprawność motoryczną, lecz również wchodzić w interakcję z otoczeniem. Wszelkie przyciski, przełączniki i dźwignie stworzone zostały z myślą o mechanicznym ramieniu.
Piękny, mechaniczny świat
Wykreowana przez Runic Games planeta, to prawdziwe arcydzieło. Z jednej strony mamy bujną faunę i florę, ale z drugiej – tuż pod tą warstwą zieleni kryją się nieskończone wręcz korytarze i podziemia pełne mechanizmów, trybików i dźwigni. Każdy metr kwadratowy tego świata to ruchomy element maszyny, a wraz z postępami w grze będziemy naocznymi światkami ogromnych transformacji tej planety.
Początkowo transformacje te obejmują tak proste elementy otoczenia jak schody, czy odblokowanie dodatkowego skrótu. Z czasem jednak nasze działania przyczynią się do transformacji ogromnych terenów, które aż do samego końca gry nie przestały na mnie robić wrażenia.
Czasem wystarczy przesunięcie jednej dźwigni, czy aktywowanie kilku elementów mechanizmu, aby nasze otoczenie zmieniło się nie do poznania.
Na uznanie zasługuje także fantastyczny projekt lokacji, które choć są jednym wielkim labiryntem, to aktywowane z czasem skróty, szybkie przejścia i system wind, pozwalają na szybkie przemieszczanie się z jednego końca świata na drugi.
Zagrożenia małe i duże…
W Hob nie zabrakło także przeciwników, z którymi będziemy musieli się zmierzyć. Z początku są oni bardzo łatwi do pokonania, ale z czasem poziom trudności rośnie, a każdy pojedynek stanowi coraz większe wyzwanie.
Rosnący poziom trudności to nie tylko przeciwnicy odporni na większą ilość ciosów, ale również wymagający nieco innego podejścia do walki. Część z nich ma tarcze, a u część z nich są one dodatkowo wzmocnione i konieczne będzie stosowanie nowo nabytych umiejętności naszej mechanicznej ręki.
Choć sam system walki jest prosty i sprowadza się do jednego przycisku ataku, bloku i uskoku, to bez sprawnego lawirowania po polu walki możemy szybko zakończyć żywot.
… oraz sposoby jak sobie z nimi radzić
Z pomocą przyjdzie nam tutaj ulepszany z czasem miecz, którym możemy wykonać kilka podstawowych ataków, oraz mechaniczne ramię umożliwiające korzystanie z tarczy i dodatkowego ataku.
Zbierając specjalną walutę, zarówno w postaci „monet” jak i poukrywanych motyli, mamy możliwość odblokowywania ulepszeń mechanicznej ręki. Stanowią one uproszczony substytut drzewka umiejętności, ale w zupełnie wystarczają aby poradzić sobie ze wszystkimi przeciwieństwami losu.
Nie od razu dostępne są także wszystkie ulepszenia – wiele z nich ukrytych jest w specjalnych kolumnach na mapie i konieczne będzie najpierw ich odnalezienie, aby ostatecznie móc je kupić.
Hob posiada także alternatywne stroje, które wpływają na ilość posiadanej energii, życia bądź szybkość poruszania się naszego bohatera.
Zbieractwo i backtracking
W trakcie przygody wielokrotnie przyjdzie nam wracać do już odwiedzonych lokacji, gdyż nowe umiejętności będą umożliwiały dostanie się we wcześniej niedostępne miejsca. Można powiedzieć, że taka „klasyka gatunku”. W przypadku Hob nie ma mowy jednak o wymuszaniu tych powrotów, a wręcz przeciwnie – powrót do poprzednich lokacji jest naturalny, sprawia wrażenie niewymuszonego i co więcej – mamy ochotę zwiedzać ten ogromny i piękny świat.
Choć mapa świata jest bardzo rozległa, twórcy przewidzieli kilka udogodnień, dzięki którym eksploracja tego świata nie drażni, a wręcz przeciwnie – staje się czystą przyjemnością. Gęsto rozmieszczone punkty kontrolne sprawdzają się w przypadku zgonów – kilka sekund i jesteśmy w tym samy punkcie. Natomiast duża ilość przemyślanych skrótów pozwala przemieszczać się między odwiedzonymi już regionami bez nadmiarowych kilometrów.
Czyste piękno
Przez całą grę nie mogłem też przestać zachwycać się oprawą audiowizualną. Twórcy postawili na klasykę, czyli Cell Shading, dzięki czemu Hob jeszcze długo się nie „zestarzeje”. Opasła paleta barw, różnorodne lokacje, przepiękna gra światła – gra zachwyca na każdym kroku.
Nie inaczej jest w przypadku zarówno efektów dźwiękowych jak i towarzyszącej nam muzyki, która doskonale buduje atmosferę. Dopracowanie tych elementów sprawia, że wręcz chłoniemy ten świat i zatracamy się w nim całkowicie.
Jedna z tych obowiązkowych gier niezależnych
Nie ma co ukrywać – Hob, to pozycja, której warto poświęcić te 10 godzin. Jeśli jednak chcemy poznać alternatywne zakończenie, a także odkryć wszystkie tajemnice stworzonego świata – kilkanaście godzin to absolutne minimum.
Studio Runic Games przygotowało tytuł dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, doskonale przemyślany i co więcej, skrywający nieco sekretów. Kiedy zagłębimy się w ten świat, odkryjemy, że nie wszystko w nim jest takie oczywiste – wtedy Hob stanie się jeszcze pełniejszym dziełem.
Choć egzemplarz do recenzji otrzymałem od dystrybutora i tak zakupiłem grę w wersji na PlayStation 4. Szkoda tylko, że Runic Games zostało zamknięte…
Egzemplarz gry do recenzji otrzymałem dzięki uprzejmości GOG.com.