Into the Breach – recenzja
Subset Games to studio odpowiedzialne za grę FTL, tytuł przy którym spędziłem dziesiątki godzin i do którego nadal z chęcią wracam. Zastanawiałem się czy twórcy będą w stanie dostarczyć równie fantastyczną produkcję pod płaszczem Into the Breach. Gdybym miał odpowiedzieć na to pytanie w skrócie – TAK! Ta sztuka udała im się w 100%. Wypada jednak poprzeć tę tezę jakimiś argumentami.
Mechy vs. Gigantyczne Owady
Warstwa fabularna w Into the Breach nie jest niczym, do czego warto przywiązywać uwagę. Ot, pozostałości ludzkiej cywilizacji są zagrożone przez ogromne, owadopodobne kreatury, które rozmnażają się pod powierzchnią Ziemi. Jedyną szansą na ocalenie ludzkości jest podróż w czasie do przeszłości i próba zmiany biegu wydarzeń.
W tym celu stworzony zostaje specjalny oddział, którym przyjdzie nam dowodzić. Składają się na niego trzy, ogromne, wyspecjalizowane w walce z intruzami, mechy.
Jäger i jego pilot
W mojej głowie od pierwszych chwil pojawiło się połączenie Into the Breach i Pacific Rim, choć obie produkcje nie mają ze sobą nic wspólnego, poza walkami dużych robotów z obcymi najeźdźcami. Skojarzenie to jest dla mnie jednak bardzo pozytywne i biorąc pod uwagę fakt, że nasze mechy posiadają pilotów – nasunęło mi się mimowolnie.
Nasz oddział składa się z trzech mechów, z których każdy może, ale nie musi posiadać pilota. W momencie uszkodzenia jednostki, ale mimo to pozytywnego zakończenia misji, do czasu zdobycia kolejnego pilota, za sterami danego mecha zasiada sztuczna inteligencja.
Samych mechów jest kilkanaście rodzajów, podzielonych na kilka drużyn składających się z trzech robotów. Każdy robot posiada bardzo specyficzny zestaw umiejętności i odgrywa wyjątkową rolę na polu walki. Część z nich skupia się na walce w zwarciu, część imituje jednostki artyleryjskie, ale są i roboty stworzone z myślą o wsparciu.
Ograniczona moc reaktora w przypadku robotów wymaga również odpowiedniego doboru podstawowego uzbrojenia oraz specjalnych umiejętności, bądź dodatkowego arsenału. Dodatkowa wyrzutnia rakiet nie przyda się, jeśli nasz robot nie posiada mocy reaktora pozwalającej ją zasilić.
Dostępne są także umiejętności pasywne, które choć zajmują jeden ze slotów na broń, nie wymagają zasilania. Dzięki nim np. na budynkach pojawia się osłona w momencie otrzymania obrażeń, dzięki czemu kolejne uderzenie nie będzie miało negatywnych skutków.
Jak wspomniałem, mechy nie muszą posiadać pilotów, ale ich obecność jest wskazana. Wraz z kolejnymi walkami nasi piloci zdobywają doświadczenie, a to z kolei przekłada się na ich skuteczność na polu walki. Pilotowany przez daną postać mech może uzyskać dodatkowy zakres ruchów, punkty życia, a nawet specjalną umiejętność.
Kiedy więc połączymy ze sobą te kilka prostych elementów – umiejętności, dodatkowe bronie, charakterystyczne możliwości i ataki mechów oraz pilotów, otrzymujemy ogromną ilość możliwości konfiguracji naszego oddziału. A to dopiero początek…
Vek
Obca rasa, nazywana The Vek, również posiada kilkanaście typów różnych jednostek, z których każda charakteryzuje się pewnymi sposobami ataku, szybkością poruszania się i odpornością na środki przymusu bezpośredniego. O ile początkowe misje mogą wydawać się banalnie proste, o tyle każda późniejsza to coraz wyżej zawieszona poprzeczka.
Dodatkowo każda z dostępnych czterech wysp oferuje nam na deser pojedynek z bossem. Misja ta polega przede wszystkim na obronie siedziby głównej dowodzących na danej wyspie, ale kolejnym celem jest eliminacja jednostki dowodzącej Veków.
Szachy, tylko o wiele bardziej rozbudowane
Każde pole walki to pewnego rodzaju szachownica. Zadanie jest zawsze jasno określone – przetrwać określoną ilość tur, ale każda z misji posiada również cele dodatkowe, których realizacja przekłada się na specjalną walutę. Takim zadaniem może być obrona artylerii, obrona generatorów, eskorta pociągu czy dopilnowanie, aby wystrzelenie rakiet zakończyło się powodzeniem.
Szachownica jednak nie jest wyłącznie prostą planszą. Samo losowe generowanie rozłożenia pól już sprawia, że każda potyczka jest wyjątkowa, ale w trakcie misji możemy także mierzyć się z różnymi losowymi zdarzeniami jak ruchy tektoniczne powodujące zapadanie się mapy czy wyładowania atmosferyczne uszkadzające jednostki.
Walka podzielona jest na tury, ale w ramach naszej tury możemy poruszać się jednostkami w dowolnej kolejności. Zaplanowanie ruchów, odpowiednie pozycjonowanie jednostek i łączenie ataków bądź umiejętności, to klucz do zwycięstwa na polu bitwy. Nie mamy presji czasowej, więc warto poświęcić czas na odpowiednią analizę sytuacji na polu walki. Błędy decyzyjne potrafią się mścić nie tylko w ekspresowym tempie, ale i z niesamowitą siłą.
Na koniec każdej bitwy otrzymujemy krótkie podsumowanie tego, co udało nam się osiągnąć. Czasem pojawiają się także specjalne kapsuły czasowe, w których możemy znaleźć dodatkowe uzbrojenie, rdzenie zasilające bądź nawet i pilotów.
Live, Die, Repeat!
Potyczki trwają zaledwie kilka minut, ale syndrom „jeszcze jednej rundy” jest wywoływany przez Into the Breach z ogromną siłą. Mimo iż poniosłem niejedną klęskę, praktycznie bez namysłu odpalałem kolejną rozgrywkę i wracałem na pole bitwy.
W bardzo ciekawy sposób wpleciono tutaj element podróży w czasie, bowiem ponosząc klęskę nie widzimy nigdy ekranu końca gry. Zamiast niego otrzymujemy możliwość przeniesienia w czasie jednego z naszych pilotów i rozpoczęcia walki od nowa. To sprawia, że w zasadzie cały czas jesteśmy w grze – trudno jest wyczuć moment „zakończenia rozgrywki”. Bardzo sprytny i skuteczny zabieg.
W Into the Breach zagrałem dopiero kilka godzin, ale będę do tej produkcji wracał jeszcze przez wiele miesięcy. Podobnie jak FTL ta gra niesamowicie wciąga i choć na pierwszy rzut oka wydaje się prosta – oferuje rozbudowaną rozgrywkę, wymagającą od nas skupienia, kombinowania i podejmowania dobrych decyzji.
Nie mogę nie wspomnieć o fantastycznej ścieżce dźwiękowej, której autorem ponownie jest Ben Prunty. Jeśli podobała Wam się ścieżka dźwiękowa z FTL, to gwarantuję Wam, że ścieżka dźwiękowa z Into the Breach też przypadnie Wam do gustu.
Studio Sunset Games po raz kolejny udowodniło, że w tworzeniu strategii roguelike nie ma sobie równych.
Egzemplarz gry do recenzji w wersji PC otrzymałem od developera.