Wszystko z nami w porządku – trudna opowieść o ostatniej prostej „Lichtspeer”
Tworzenie własnej gry niezależnej od dawna jawi się jako Święty Graal „granży”. Ideał porzucenia pracy w korpo na rzecz wyrażenia siebie poprzez własną, małą grę niezależną, kusi. Film „Wszystko z nami w porządku” autorstwa Borysa Nieśpielaka, to ważna produkcja, która pokazuje, że nie zawsze jest różowo i nie każdy projekt to „success story”.
Oglądając Indie Game: The Movie też widzieliśmy wiele problemów, z którymi twórcy musieli się zmagać. Takich samych, zupełnie innych, ale jednak też nie były to same przyjemności. Różnica polegała jednak na tym, że wszystkie historie przedstawione w tym filmie to „success stories”. Wszyscy odnieśli ogromny sukces, bo przecież i Super Meat Boy i Braid, a nawet FEZ sprzedały się rewelacyjnie. Łatwo więc jest zapomnieć, że nie zawsze tak to wygląda.
Film Borysa Nieśpielaka, „Wszystko z nami w porządku” pozwala nam zobaczyć te trudniejsze aspekty tworzenia gier. Co więcej, niestety nie mamy tutaj do czynienia z tzw. „success story”. To przedstawienie historii pełnej wyrzeczeń, stresu i złości. A gdzie te przyjemne, twórcze, aspekty tworzenia gier niezależnych? Jak mówi sam Rafał „to zaledwie ok. 10% czasu”.
W tej opowieści nie ma miejsca na flesze, splendor i pudrowanie rzeczywistości. Jest za to sama prawda – stworzenie gry niezależnej to bardzo trudne zadanie, a wydanie jej w pojedynkę to dziesiątki, jak nie setki godzin, spędzonych na papierkologii.
Tworzenie gry marzeń przez 8 godzin dziennie, a potem czas dla znajomych i spanie w wygodnym mieszanku? Niestety, jeśli tak Ci się uda – masz mnóstwo szczęścia. Wspólny mianownik tych dwóch filmów to ciężka praca po kilkanaście godzin, praktycznie nie rozróżnianie już dni tygodnia i niezliczone wybuchy emocji.
Często też narzekamy na przesuwania daty premiery przez twórców, a tymczasem w kilka minut film ten obnaża jak poważny jest to problem, często generowany przez jakąś błahostkę. Szczególnie w przypadku wersji konsolowych…
„Wszystko z nami w porządku” to fantastyczny film, który obejrzałem już kilka razy i wrócę do niego jeszcze nie raz. To trudna lekcja życia i bolesne wiadro chłodnej prawdy wylewane na rozpalone głowy młodych twórców.
Warto jednak pamiętać, że ani Borys ani chłopaki z Lichthund nie chcą nikogo zniechęcić do pogoni za marzeniami. Wręcz przeciwnie. Należy jednak podchodzić do tego zdroworozsądkowo i mierzyć siły na zamiary. Tworzenie gier w tak małym zespole zajmuje dużo czasu i warto mieć wcześniej przygotowaną „poduchę bezpieczeństwa”, która zaoszczędzi sporo nerwów.
Mam nadzieję, że na tym filmie Borys Nieśpielak nie poprzestanie. Mam nadzieję również, że inni filmowcy pójdą jego śladami i powstanie jeszcze więcej materiałów na temat kulisów powstawania gier. Zarówno tych dużych jak i tych małych.
Gorąco zachęcam Was do obejrzenia „Wszystko z nami w porządku”. To po prostu pozycja obowiązkowa.