Recenzja Call of Duty: Black Ops 4 – chcę się czepiać, ale za dobrze się bawię…
W tym roku Activision postanowiło nie iść na żadne kompromisy. Z Call of Duty: Black Ops 4 wyleciała kampania dla jednego gracza, a całość prac została podporządkowana pojedynkom sieciowym. Rezultatem podjętych decyzji jest gra, która wzbudza we mnie bardzo mieszane uczucia.
Prawie-kampania
Jeśli w kolejne odsłony serii zaopatrywaliście się wyłącznie dla kampanii, to nie ma co owijać w bawełnę. W Black Ops 4 nie znajdziecie nic dla siebie. Owszem, jest coś w rodzaju obozu treningowego, gdzie uczymy się „obsługi” każdej ze specjalnych klas operatorów, gdzie poszczególne zadania są poprzedzane krótkimi wstawkami filmowymi, ale nijak nie można nazwać tej protezy kampanią.
Sam tryb zresztą i tak nie jest szczególnie porywający, gdyż po krótkim szkoleniu z umiejętności danego żołnierza, musimy wymęczyć jeszcze, zdecydowanie za długi, pojedynek sieciowy z udziałem botów. O ile rozumiem, że chodziło o postawienie poprzeczki nisko, aby gracz mógł oswoić się ze sterowaniem i utrwalić sobie umiejętności danej klasy, o tyle sam mecz trwa zdecydowanie za długo.
Zombie wiecznie żywe
Walka z nieumarłymi, to już nieodłączny element ostatnich odsłon serii Call of Duty. Tym razem jednak widać, że czas zaoszczędzony ucięciem kampanii fabularnej, zainwestowano również w ten tryb. Przede wszystkim otrzymujemy aż trzy całkiem rozbudowane scenariusze, które przeniosą nas na pokład Titanica, starożytnego Koloseum kończąc na kultowym więzieniu Alcatraz.
To zdecydowanie dla tryb fanów wszelkich rozgrywek kooperacyjnych. Wiele etapów, rozmaite bronie, ulepszenia, modyfikatory, a nawet umiejętności specjalne – to wszystko gwarantuje odpowiednio rozbudowaną rozgrywkę. Choć eksterminacja zombie może wydawać się powtarzalna, to dzięki jasno określonym celom misji, walka z nimi jest przeważnie niejako „zadaniem pobocznym”.
Jeśli akurat nie macie na liście znajomych kogoś, kto razem z Wami miałby ochotę poszaleć w tym trybie – do Waszej dyspozycji oddano całkiem niegłupie boty. Niegłupie, pod warunkiem, że i Wasze oczekiwania w stosunku do nich nie będą zbyt wygórowane.
Wolniej, bardziej taktycznie, po prostu lepiej
Czas przejść do tzw. dania głównego, czyli pojedynków sieciowych. Już beta testy trybu multiplayer mnie przekonały, a finalna wersja tylko utwierdza w przekonaniu, że jest to najbardziej doszlifowany tryb pojedynków sieciowych.
Zoptymalizowany TTK (czyli czas potrzebny na zabicie przeciwnika), wynikający m.in. z podniesienia bazowej ilości punktów życia do 150 sprawił, że otrzymanie pierwszej kuli nie przekreśla naszych szans na przeżycie. Druga zmiana, czyli konieczność ręcznego leczenia się może wydawać się z pozoru drobna, ale… co jeśli jednocześnie skończyło Wam się i życie i naboje w magazynku?
Tym jednak, co najbardziej mi odpowiada w kwestii samej mechaniki poruszania się, to całkowita rezygnacja z egzoszkieletów i tym podobnych frykasów. Teraz już nie musimy się obawiać, że przeciwnik obiegnie nas po ścianie i nawet nie zdążymy się zorientować co jest grane. Pozostawiono jednak wydłużony wślizg, a szybkość sprintu obniżono minimalnie, dzięki czemu gra praktycznie w ogóle nie straciła na dynamice.
Nowe klasy postaci, nowy arsenał
Utrzymano w grze specjalne klasy postaci, które różnią się od siebie nie tylko wyglądem, ale przede wszystkim zestawem dostępnych umiejętności. W czwartej odsłonie Black Ops do listy rekrutów dołączyła czwórka nowych trepów. Niezależnie od preferowanego stylu gry, szybko znajdziecie wśród nich swoich faworytów – część z nich ma role wybitnie ofensywne, a część pełni rolę wsparcia dla drużyny.
W kwestii wyboru wyposażenia postawiono na sprawdzony i lubiany system „Pick Ten”. Dostajemy po prostu 10 żetonów do rozdysponowania na bronie, dodatki do broni, gadżety i specjalne perki. Tylko od nas zależy w jaki sposób „skonfigurujemy” swojego żołnierza.
Należy także wspomnieć o tym, że dostępny na początku arsenał wcale nie zostawia nas bez szans. Nawet bez dodatków, na pierwszym poziomie, jesteśmy w stanie nawiązać walkę w trakcie meczu. Owszem, jest odczuwalna różnica między kimś, kto już przytulił bronie „z górnej półki”, a totalnym świeżakiem, ale wraz z kolejnym dodatkiem odblokowywanym do wybranej broni podstawowej, dystans ten się diametralnie zmniejsza.
To nie jest raj dla snajperów
Jeszcze od czasów Modern Warfare jestem zdania, że osoby operujące snajperkami w Call of Duty to cyborgi. Wąskie korytarze, znikome ilości otwartych przestrzeni oferujących większe pole widzenia i niesamowicie dynamiczna rozgrywka sprawiały, że nawet nie próbowałem sięgać po karabiny snajperskie.
W Black Ops 4 poprzeczka została zawieszona jeszcze oczko wyżej, bo o ile najmocniejszy karabin snajperski, Paladin HB50 ma 100% skuteczność nawet bez dodatków, o tyle wycelowanie nim w kogoś na tych ciasnych mapach wymaga już nieludzkich umiejętności. Co innego w trybie Blackout, ale o tym za chwilę.
Nie wiem czy to kwestia zmian w fundamentach rozgrywki, czy mimo wszystko choć wydają się być ciaśniejsze, to mają lepiej zagospodarowaną przestrzeń, ale mapy są moim zdaniem świetnie rozplanowane. Owszem, ich opanowanie wymaga wielu godzin solidnych treningów, ale oferowane możliwości taktyczne i mnogość przejść przekładają się na bardzo zróżnicowane mecze, nawet w przypadku powtórzenia mapy.
Coś dla samotnych wilków, jak i graczy stadnych
Dostępne tryby rozgrywki oferują coś ciekawego dla każdego typu gracza. Zwykły Team Deathmatch? Jest. Wolicie jednak Hardpoint? Jest. Może jednak klasyczne Kill Confirmed? Tak, to też jest. A oprócz nich jeszcze wiele innych, w tym mój ulubiony – Control Point.
Łącznie jest oddane do naszej dyspozycji aż osiem rodzajów rozgrywki, przy czym dodatkowo, jeśli już nie będą Wam dostarczały odpowiedniego poziomu wyzwania tradycyjne pojedynki, zawsze możecie sięgnąć po pięć z nich trybie Hardcore.
Blackout
Nie ma jednak co ukrywać, że najjaśniejszym i najmocniej promowanym punktem programu jest tryb Battle Royale nazwany Blackout. Z trybem miałem okazję już mocno obcować przy okazji beta testów i muszę powiedzieć, że w finalnej wersji jest tylko lepiej. Zaaplikowano mnóstwo poprawek ułatwiających życie, poprawiono balans broni i wpuszczono na serwery nieco większe ilości graczy. Dodatkowo grając solo, możemy bez problemu natrafić na grę, w której uczestniczy nawet 100 osób.
Każdy mecz dostarcza mocnej dawki adrenaliny – lądowanie, szybki bieg po broń i zaczyna się bezkompromisowa walka. Jedni wybierają skok w sam środek dużych lokacji, inni starają się lądować w mniej popularnych miejscach. Szybko jednak się okazuje, że o powodzeniu misji decydują głównie pierwsze sekundy po wylądowaniu – albo mamy czym się bronić, albo możemy tylko salwować się ucieczką.
Nie sposób uniknąć porównań do PUBG, ale też nie ma co mydlić sobie oczu. Call of Duty: Black Ops 4 pod względem technicznym jest o kilka klas wyżej niż produkcja studia Bluehole. Owszem, widać doskonale gdzie nastąpiły kompromisy, ale mimo wszystko ani przez chwilę mi to nie przeszkadzało, tym bardziej że w zamian otrzymujemy płyną, dynamiczną i bezproblemową rozgrywkę.
Blackout pokazuje jak powinien wyglądać dopracowany tryb Battle Royale w klimatach militarnych. Mam nadzieję, że podobnie jak inne tryby zabawy, również i ten będzie ciągle rozwijany i wspierany nową zawartością.
Muszę się czepiać?
Tryb zombie potrafi wciągnąć i dostarczyć wiele godzin dobrej zabawy ze znajomymi w kooperacji. Pojedynki sieciowe to moim zdaniem najlepiej wyważony tryb PvP w historii serii. Pozbycie się egzoszkieletów, zwiększony Time to Kill, i minimalne spowolnienie rozgrywki to decyzje, za które pokochałem Black Ops 4.
Jeśli dołożymy do tego fantastyczny tryb Blackout, który oferuje cały czas potężne zastrzyki adrenaliny i sprawia, że chce się do niego wracać, to otrzymujemy naprawdę świetny produkt.
Dlaczego więc uważam, że muszę się czepiać? Dostajemy grę w pełnej cenie rynkowej, która nie oferuje kampanii. Jest w zasadzie „zlepkiem” trybów sieciowych, trzech scenariuszy trybu zombie i jednej mapy w trybie Blackout. Automatycznie nasuwa się wniosek, że to zdecydowanie za mało jak na cenę 249zł (wersja PS4).
Ale nie oszukujmy się – dostępne tryby gwarantują dziesiątki, jeśli nie setki godzin wyśmienitej zabawy. Bardzo łatwo jest załapać bakcyla „jeszcze jednego meczyku”. Czy to w trybie PvP, czy to Zombie, czy Blackout. Nie da się ukryć, że Black Ops 4 wciąga, daje mnóstwo satysfakcji w każdym trybie rozgrywki. Należy także pamiętać, że nowa zawartość do gry będzie dostępna całkowicie za darmo.
Fani na bank wbijają już kolejny prestiż od momentu premiery, a pozostali gracze? Cóż, jeśli do tej pory chcieliście spróbować Call of Duty, ale przerażały Was szybkie zgony i bieganie po ścianach – możecie brać Black Ops 4 w ciemno. To najlepsza odsłona serii od czasów Call of Duty: Black Ops 2 i ja zamierzam do niej wracać jeszcze przez długi czas.
Recenzja powstała w oparciu o egzemplarz na PS4, który otrzymałem od firmy Kool Things.