Asset 3

Dead Space – recenzja

Andrzej Kała / 15.12.2009
komentarze: 0

Listopadowo-grudniowy wysyp fantastycznych tytułów zmusił mnie do odłożenia tej pozycji na później. Byłem pewien, że to rewelacyjna gra, jednak na początek chciałem zaliczyć krótsze gry akcji, które można stopniowo zaliczać poziom po poziomie. Pojawiła się jednak promocja w sklepie Ultima.pl, więc postanowiłem skorzystać z okazji i zaopatrzyć się w Dead Space (no i Mirror’s Edge przy okazji).

Miałem bardzo wysokie oczekiwania w stosunku do tego tytułu, głównie ze względu na noty i recenzje z jakimi się spotkałem. Zapowiadał się fantastyczny horror sci-fi (a w zasadzie survival horror), gdzie sami będziemy biegać po gigantycznym statku kosmicznym pełnym stworów – ciężko jest mi określić cokolwiek, co wprowadzałoby mnie w równie mocny stan niepokoju.

No więc mamy oczekiwanie czegoś wielkiego, tytuł który ma nadzieje spełnić te oczekiwania jednocześnie obiecujący przygodę, której dawno nie było nam dane uświadczyć, a jak jest w rzeczywistości? Ojj… jest genialnie.

Planetcracker USG Ishimura

Historia zaczyna się normalnie – statek, którego zadaniem była eksploatacja planet z zasobów mineralnych (tzw. planetcracker) Ishimura nagle przestaje się komunikować. Podejrzenie pada na uszkodzony moduł komunikacji, więc wysłany zostaje statek z naszym bohaterem – inżynierem, który ma zająć się naprawą uszkodzeń. Fabuła rozwija się powoli, odkrywając kolejne tajemnice statku stopniowo, a serio – jest ich mnóstwo.

Dead Space

Najgorsze chyba w tym wszystkim jest to, że nie mogę nic więcej zdradzić w tym temacie, poza faktem, że będzie dużo dziwnych stworów – nie chcę spoilerować. Mimo wszystko historia jest wciągająca, akcja cały czas trzyma w napięciu a w międzyczasie jesteśmy świadkami wielu nieoczekiwanych zwrotów i zaskoczeń. Zdecydowanie jedna z lepszych historii jakie można spotkać w tego typu grach akcji.

Jako ciekawostkę muszę dodać, że przed zagraniem warto obejrzeć pełnometrażowy film animowany Dead Space: Downfall. Co prawda zdradza on nieco tajemnic jakie skrywa Ishimura, ale jest doskonałym wprowadzeniem w temat i urywa się dokładnie w momencie, w którym rozpoczyna się rozgrywka.

Rozgrywka

Dead Space najbliżej chyba jest do gier w stylu Resident Evil – survival horror w najlepszym wydaniu. Gra nie jest przesadnie dynamiczna, zachowuje raczej spokojne tempo, koncentrując się bardziej na precyzyjnych strzałach niż na szybkiej strzelaninie – oczywiście nie bez powodu. Zabicie przeciwników w Dead Space okazuje się nielada wyzwaniem. Najszybciej można zabić stwora pozbawiając go kolejnych kończyn, tak więc znane z innych tytułów, bardzo popularne head shoty, na niewiele się tutaj zdają – w końcu przeciwnik nadal ma nogi, a więc może na nas biec, a ręce (jeśli tak można nazwać to coś) nadal mogą nam wyrządzić krzywdę. Dzięki tej mechanice, gra nabiera pewnej głębi – z czasem zamiast ładować jak najwięcej pocisków w danego przeciwnika, zaczynamy szukać jakiejś efektywnej taktyki, co jest bardzo ciekawym rozwiązaniem, dodatkowo potęgowanym przez chroniczny brak amunicji (chyba, że gramy na najłatwiejszym poziomie trudności).

Dead Space

Skoro już jestem przy przeciwnikach, to muszę przyznać, że gama jest… conajmniej skromna. Nie liczyłem dokładnie, ale obstawiam, że spotykamy max 10 typów stworów (niektóre różnią się nawet jedynie kolorami i wytrzymałością) co może nieco rozczarowywać. Na szczęście jednak kolejne „gatunki” są nam ukazywane z czasem, więc ta powtarzalność jest zauważalna dopiero w okolicach 8 poziomu. Trochę szkoda, że twórcy nie pokusili się o wprowadzenie kilku dodatkowych rodzajów, ale z drugiej strony wszyscy przeciwnicy występujący w grze są bardzo dobrze przemyślani i dopracowani – zarówno wizualnie jak i koncepcyjnie, przez co idealnie pasują do klimatu rozgrywki.

Kolejnym punktem, o którym chciałbym napisać jest dostępny arsenał, na który składa się z 7 sztuk: Plasma Cutter, Pulse Rifle, Flamethrower, Ripper, Line Gun, Contact Beam, Force Gun . Znów szału nie ma, ale ma to wręcz marginalne znaczenie. Prawdę powiedziawszy całą grę można bez problemów ukończyć posługując się jedynie podstawową bronią (Plasma Cutter). Aby było nieco wygodniej i łatwiej, każdą z broni możemy ulepszać. O tym systemie jednak napiszę nieco później. Dodatkowo nasz bohater potrafi również walczyć wręcz – sprowadza się to w zasadzie do jednego ataku mającego na celu odepchnięcie przeciwników oraz możliwości nadepnięcia przeciwnika powalonego na ziemię.

Takie są suche fakty, a jak sprawdza się to w samej grze? Rewelacyjnie. Nie każda broń jest równie efektywna na każdego z przeciwników. Każda z nich wymaga innej taktyki i bardzo często od doboru broni zależy czy przetrwamy kolejne starcie. Wspomniana wcześniej podstawowa broń, czyli Plasma Cutter jest najbardziej uniwersalna – szybkie przeładowania, sprawdza się zarówno w walce z bliska jak i z odległości. Dla przykładu Ripper jest rewelacyjny na pewną odległość – konkretnie na odległość na jakiej znajduje się wirujące ostrze – gdy przeciwnik podejdzie bliżej bron robi się bezużyteczna. Wiele razy podczas walki zdarzało mi się szybko zmieniać broń, gdyż początkowo wybrana nie sprawdziła się w danym starciu.

Dead Space

Wspomniałem wcześniej o możliwości ulepszania naszego ekwipunku. W trakcie rozgrywki znajdujemy, bądź kupujemy tzw. Power Nodes, które pozwalają na ulepszanie możliwości naszego skafandra, ekwipunku bądź broni – w zależności od naszych upodobań. Przypomina to punkty umiejętności, które możemy rozdysponować między różne drzewka umiejętności. Ulepszeń możemy dokonywać gdy znajdziemy tzw. ławki (bench), co nie jest trudnym zadaniem, gdyż na każdym poziomie znajduje się minimum 1 takie miejsce. Dodatkowo sam kombinezon posiada aż 5 wersji, a każda z nich oprócz zwiększonych właściwości ochronnych, dodatkowo zwiększa pojemność naszego inwentarza.

Wygląd

Wizualnie gra jest wykonana po prostu rewelacyjnie, korytarze oddają rewelacyjnie klimat opuszczonego statku, każda ściana, każde pomieszczenie jest dopracowane. Można przyczepić się do powtarzalności niektórych elementów otoczenia, ale przecież to wielki blaszany statek kosmiczny, więc z natury ściany będą do siebie podobne.

Dead Space

Duże słowa uznania należą się również za wizualizacje przeciwników – to co nas atakuje, jest po prostu przerażające. Już na pierwszy rzut oka widać, że są to zniekształcone ludzkie ciała. Całość tworzy bardzo ciężką atmosferę i pozwala nieżle wczuć się w klimat panujący na statku. Początkowo miałem jednak obawy w kwestii interfejsu, który jest wyświetlany jako hologramy gdy używamy inwentarza, mapy itp. Obawy te jednak okazały się niepotrzebne, gdyż rozwiązanie to sprawdza się idealnie a dodatkowo pozwala nam na głębsze zanurzenie w świecie Dead Space.

Rewelacja

Tak jednym słowem można określić ten tytuł. Udało mi się go ukończyć w ok. 5 dni (wyszło niecałe 8 godzin samej gry), co jest idealnie odmierzonym czasem tej rozgrywki. Fabuła wciąga już od samego początku, a akcja cały czas trzyma nas w napięciu. Zadania stawiane przed nami są urozmaicone i rozłożone po całym statku. Przeciwnicy nie są może najbystrzejsi, ale to wynika z ich natury, potrafią jednak dobrze wykorzystywać swoje umiejętności.

Jeśli nie boisz się obcowania z dobrym horrorem sci-fi, a dodatkowo lubisz dobre strzelaniny okraszone dobrze przemyślaną fabułą – chwytaj Dead Space bez namysłu. Jeśli martwisz się, że gra będzie zbyt straszna i nie dasz rady… prawdopodobnie masz rację. Niemniej jednak nawet wtedy sięgaj po ten tytuł. Nie jest to może gra roku, ale zdecydowanie można ją określić jako pozycje obowiązkową. Gwarantuję, że nie będziesz żałować pieniędzy przeznaczonych na zakup.