Asset 3

X-men Origins: Wolverine – recenzja

Andrzej Kała / 14.01.2011
komentarze: 0

„X-men Origins: Wolverine” leżało na kupce zwanej „pile of shame” od dłuższego czasu. Podobnie jak w przypadku „Vikinga” leżała sobie z boku, zupełnie nie rzucając się w oczy. Leżąc jednak w domu i lecząc się doszedłem do wniosku, że nie jestem w stanie strawić niczego co wymaga myślenia (choć trochę nadgryzłem Dragon Age). Wybór padł więc na „X-men Origins: Wolverine”. Nie jest to nowa gra, ale czy mimo to nie jest jednak warta uwagi?

Historia

Gra (jak nietrudno zgadnąć) skupia się wokół postaci Logana (Wolverine’a), podobnie jak film o tym samym tytule który miał premierę prawie w tym samym czasie. Opowiedziana historia jest dosyć wyrywkowa, ale narracja jest wykonana poprawnie i spójnie, a do tego wplatanie elementów wspomnień Logana wyszło całkiem przyzwoicie. Nie ma tutaj szokujących zwrotów akcji, czy niespodziewanych zagadek, ale w niczym absolutnie to nie przeszkadza. W większości przypadków przerywniki są wcześniej renderowanymi animacjami, których jakość jest genialna. Jednak od czasu do czasu krótkie przerwyniki są wstawkami opartymi o silnik gry i te niestety nie są już aż tak piękne (aczkolwiek nie wyglądają źle).

Jednym detalem, który może odrobinę drażnić osoby, które obejrzały najpierw film to lekkie rozbieżności – nie jest to jednak nic, co psułoby w jakikolwiek sposób przyjemność z gry.

Oprawa

Graficznie „X-men Origins: Wolverine” prezentuje całkiem solidny poziom i choć niczym specjalnie nie powala (może poza etapem rozgrywającym się w kasynie), poza paroma małymi błędami tu i tam nie mogę jej nic zarzucić. Modele postaci wyglądają bardzo ciekawie i wykonane są z dużą dbałością o detale. Otoczenie jednak ma od czasu do czasu słabe momenty i odstaje jakościowo od reszty oprawy, ale aby to zauważyć trzeba się mocno skupić na podziwianiu widoków.

Dźwiękowo gra jest w porządku. Nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym, ale wszystko gra i buczy dokładnie tak jak powinno. Dialogi bywają momentami czerstwe, ale głosy są dobrane świetnie więc można to wybaczyć (aktorzy również się przyłożyli).

Mnie najbardziej przypadła do gustu postać Wolverina, której wyglądu i głosu użyczył Hugh Jackman. Moim zdaniem to najlepszy „Wolverine” jaki kiedykolwiek istniał na tej planecie – idealny głos i aparycja która chyba została stworzona na modłę komiksowej postaci.

Rozgrywka

Czas przejść do „mięsa”, czyli rozgrywki. Przede wszystkim jest to pierwsza gra, w której Wolverine jest taki jak być powinien: nie ma już mocno niemęskiego stroju w dziwnych kolorach, nie ma oklepywania ludzi pięściami i chowania pazurków w momencie napotkania czegoś innego niż maszyna (bądź przeszkoda) na swojej drodze. Wreszcie możemy poszaleć i dać upust furii która drzemie w Loganie od zawsze, a więc – będziemy nabijać na pale, podnośniki i wiele innych elementów otoczenia, będziemy kroić i ćwiartować za pomocą pazurów. Wreszcie mamy możliwość zrobienia tego, co od zawsze powinien robić Wolverine.

Tak, gra jest brutalna i to bardzo, więc nie jest przeznaczona dla młodszych odbiorców. Mamy tutaj hektolitry krwi, odrywanie kończyn, dekapitacje i wiele podobnych, równie uroczych sytuacji. Również Wolverine w miarę odnoszenia obrażeń zmienia swój wygląd odsłaniając kolejne narządy wewnętrzne, co jednak jest procesem odwracalnym jeśli tylko na chwilę schowamy się za rogiem i poczekamy aż zadziała naturalna regeneracja.

Ciekawym dodatkiem jest możliwość rozwijania naszej postaci. Za każdego zabitego przeciwnika otrzymujemy punkty doświadczenia, co przekłada się na zdobywanie kolejnych poziomów i punktów które możemy przeznaczyć na ulepszenie swoich umiejętności. Dodatkowo na poziomach ukryte są mutageny, które mają różne zastosowania – szybciej regenerują energię, zwiększają pasek życia, ilość doświadczenia które otrzymujemy za zabitego przeciwnika itp. Walcząc z różnymi rodzajami przeciwników nasza postać rozwija coś co nazywa się „refleksami” w stosunku do konkretnej grupy przeciwników, co owocuje większą skutecznością w walce z nimi.

Wachlarz przeciwników jest również całkiem urozmaicony – mamy tutaj facetów z maczetami (w kilku rodzajach), zabójców z kilkoma rękami, żołnierzy (również w kilku rodzajach), roboty i kilka innych. Początkowo gra pozwala siepać na oślep, ale z czasem próbuje nas przekonać do zmiany taktyki. W rezultacie jednak wcale nie musimy tego robić, wystarczy od czasu do czasu zablokować ciosy a całą grę można przejść stosując jedną kombinację ciosów. To niestety jest największa wada, ale o tym później.

Na końcu każdej większej sekcji czeka nas walka z tzw. bossem. Wszystkie zrealizowane są całkiem pomysłowo, ale mi w pamięci na długo zostanie walka z prototypem Sentinela. Rozwałka robota wielkości wieżowca jest niesamowita i mimo że jest prosta, dostarcza niesamowitych wrażeń (to trzeba po prostu zobaczyć).

Wady?

Niestety gra posiada ich kilka i choć w większości nie psują one wrażenia, to jest jedna rzecz która wydaje się nie do przyjęcia – poziom trudności. Gra jest zbyt prosta – można cały czas stosować tą samą kombinację ciosów, a większych przeciwników pokonujemy taką samą taktyką – uskok, doskok, siepanie ile wejdzie, odskok. Niestety czasami problemem również jest kamera – co prawda możemy ją dowolnie ustawić, jednak często w trakcie walki nie ma na to czasu, a nagle umiejscawia się tak, że wielkie drzewo/budynek/przeciwnik kompletnie zasłania nam widok i zaczynamy działać po omacku.

Brać?

Miałem spore obawy czy dać pełną sumę za tę grę i słusznie. „X-men Origins: Wolverine” to bardzo dobra gra, która dostarcza mnóstwo przyjemności. Jest to jedna z niewielu gier na podstawie filmu, która faktycznie prezentuje wysoki poziom. Niestety jej śmieszny poziom trudności zabiera najważniejszą część rozgrywki – wyzwanie. Jeśli jednak macie ochotę na oderwanie się od gier wymagających myślenia i kombinowania – polecam „X-men Origins: Wolverine” – sprawdzi się w tym charakterze idealnie.

Dla pozostałych – za kwotę którą obecnie trzeba zapłacić za „X-men Origins: Wolverine” warto dać jej szansę, myślę że nie będziecie zawiedzeni.