Asset 3

Mortal Kombat – recenzja

Andrzej Kała / 19.05.2011
komentarze: 0

Ostatni raz styczność ze „smoczą serią” miałem parę ładnych lat temu przy okazji salonu gier i „Ultimate Mortal Kombat 3”. Najnowsza odsłona to hołd oddany fanom oraz legendzie „Mortal Kombat” przez NetherRealm Studio. Jest to gra stworzona dla nich, będąca jednocześnie całkowitym powrotem do korzeni. Czy udanym?

Historia

Jak zawsze w przypadku „Mortal Kombat”, cała fabuła kręci się wokół turnieju będącego ostatnią przeszkodą stojącą na drodze Shao Khana przed podbiciem Ziemi. W najnowszej odsłonie serii jednak fabuła przebija się mocno do przodu i tzw. „Story Mode” gra pierwsze skrzypce. Zrealizowany jest w stylu „Mortal Kombat vs. DC Universe”, a więc walki połączone są krótkimi przerywnikami z których dowiadujemy się nieco więcej na temat historii zarówno samego turnieju, jak i uczestniczących w nim wojowników. Z czasem wcielamy się w kolejne postacie a fabuła świetnie argumentuje każdy pojedynek.

Najważniejsze jednak jest to, że w przeciwieństwie do dziwnych wcześniejszych historii i nieścisłości, tym razem całość „trzyma się kupy” i sprawia bardzo bardzo pozytywne wrażenie. Myślę, że zarówno opowiedziana historia jak i sam sposób prowadzenia jest zrealizowany mistrzowsko i nawet jeśli akurat trafimy na wojownika, który niekoniecznie nam przypadł do gustu, dla samej historii warto się przemęczyć te kilka walk.

Tryb fabularny starcza spokojnie na 6-8 godzin w zależności od poziomu trudności i przyznam, że ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy na niego narzekać. Świetna robota!

Oprawa

W kwestii graficznej „Mortal Kombat” jest bardzo nierówny. Z jednej strony mamy obłędnie wręcz zrealizowane areny, w których ilość szczegółów przewyższa ilość włosów na klacie wszystkich facetów z „Mortal Kombat”. Z drugiej strony jednak mamy wspomniane modele postaci… o ile Sub-Zero, Scorpion czy nawet Shang Tsung prezentują się fantastycznie, o tyle Liu Kang wygląda delikatnie mówiąc.. słabo. Podobnie zresztą jak Kintaro, który cały czas kojarzył mi się z Lwem z filmu „Czarodziej z Krainy Oz”. Innym słabym elementem są niestety szkice postaci, które widzimy choćby na ekranie wyboru wojowników. Poza tymi drobnymi mankamentami, na które spokojnie można przymknąć oko, gra jest przepiękna i nawet przez moment nie ma najmniejszych problemów z ilością klatek na sekundę.

Dźwiękowo jest równie dobrze, jeśli nie lepiej. Muzyka w tle jak zawsze jest wzorowa, a osoba odpowiedzialna znów pojawia się podczas walk ze swoim kultowym „Toasty!”. Głos krzyczący „Fight” czy „Finish Him” jest odpowiednio mroczny i basowy, a aktorzy podkładający głos pod postacie w trybie fabularnym spisali się na medal.

Rozgrywka

Wygląda świetnie, opowiada ciekawą historię w mistrzowski sposób… a jak się w to w zasadzie gra? Na to pytanie mogę odpowiedzieć z perspektywy osoby, dla której jest to pierwsza odsłona „Mortal Kombat” ery „podigitalizacyjnej”. Patrząc z takiej perspektywy zmian nie ma wiele, choć kilka jest dość kluczowych.

Przede wszystkim walka jest równie dynamiczna jak kiedyś i choć nie da się już pruć kombinacji kilkudziesięciu ciosów (w teorii), które są zaprogramowane przez autorów, swoboda i możliwości łączenia różnych ciosów specjalnych i krótkich kombinacji daje spore pole do popisu zawodowcom (co zresztą można było zobaczyć na turniejowym wideo, które niedawno wrzucałem). Dodatkowo mamy możliowść ucieczki przed kombinacjami za pomocą tzw. breakera, co potrafi uratować życie w niejednej sytuacji a po naładowaniu odpowiedniego paska dostajemy możliwość zadania przeciwnikowi dodatkowego bólu przy pomocy X-Ray move. Nie zabrakło również obowiązkowych Fatalities i Stage Fatalities na wybranych arenach. Można kręcić nosem na powrót Babality, ale są zrealizowane na tyle dobrze że nawet jest okazja się pośmiać.

W towarzystwie nowych powraca również wiele klasycznych aren jak choćby The Pit, Living forest czy Deadpool. Jak już wspomniałem wcześniej – każda jest wykonana z ogromną dbałością o szczegóły i delikatnie mówiąc – zachwyca.

Oprócz trybu fabularnego mamy również dostępny tradycyjny – Ladder (oraz zespołowy Tag Ladder), w którym wybieramy wojownika i heja pniemy się do góry aż do samego Shao Khana, powraca również „Test your might” znany z pierwszej części, w którym przyjdzie nam rozbijać takie rzeczy jak deski czy głowy.

Z nowości natomiast mamy wariacje na temat „Test Your Might” czyli „Test Your Sight” i „Test your Strike„. W pierwszym przypadku musimy wybrać odpowiedni „kubek”, w którym znajduje się „kulka”, natomiast drugi polega na wykonaniu uderzenia dokładnie w momencie kiedy pasek energi znajduje się w idealnym punkcie.

Dla najbardziej zaciętych fanów serii przygotowano tryb zwany „Challenge Tower” na który składa się łacznie 300(!) najrozmaitszych wyzwań. Od zwykłego pojedynku, przez rzucanie granatami do wiaderka, walkę na specjalnych zasadach (np. przeciwnik otrzymujący jedynie obrażenia od ciosów specjalnych) po różnego rodzaju mini gry. Nigdy obok siebie nie występują dwa zbliżone zadania, więc na nudę nie można narzekać, choć 300 to całkiem spora liczba.

Osoby spragnione rywalizacji po wprowadzeniu kodu z przepustki online mogą zmierzyć się z innymi graczami. Oprócz zwykłych walk jest również dostępny tryb „King of the Hill„, który sam nasuwa mi na myśl wspomnienia z młodych lat i salonów gier, kiedy to przy jednym automacie zbierała się grupa „lokalnych kozaków” i kolejno walczyli o „mistrzowski” tytuł. Po zakończeniu walki wygrany otrzymuje noty od wszystkich uczestników, które sumują się i są zapisywane na koncie wojownika.

Uff, sporo tego

Prawdę powiedziawszy temat „Mortal Kombat” i tak potraktowałem mocno pobieżnie, ale ilość rzeczy które ten tytuł oferuje jest po prostu powalająca. Mam nadzieję, że nikt już nie ma wątpliwości „czy warto”. Jeśli jeszcze nie kupiliście „Mortal Kombat”, to najwyższa pora nadrobić! Najnowsza odsłona „Mortal Kombat” jest jeszcze lepszym restartem serii ze smoczym logiem niż „Street Fighter 4” był dla serii „Street Fighter”. Dokładając do tego wsparcie z dodatkowym DLC, które ukaże się jeszcze w tym miesiącu oraz prace NetherRealm Studio nad balansem postaci otrzymujemy najlepszą obecnie na rynku bijatykę. Jeśli lubisz tzw. „mordobicia”, obok „Mortal Kombat” nie możesz przejść obojętnie.