Asset 3

„Assassin’s Creed: Brotherhood” – recenzja

Andrzej Kała / 25.10.2011
komentarze: 0

Z okazji zbliżającej się premiery „Assassin’s Creed: Revelations” postanowiłem nadrobić zaleglości i przysiadłem ostro do drugiej części przygód Ezio – „Assassin’s Creed: Brotherhood„. Czy jest to tytuł, któremu warto poświęcić nieco czasu, czy może jednak lepiej sobie darować?

Nieco o historii

„Assassin’s Creed: Brotherhood” rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończył się „Assassin’s Creed II„. Ezio nie jest już nieokrzesanym młodym bawidamkiem, który przypadkiem staje się Asasynem, a w pełni świadomym swojego miejsca zabójcą. Wraz z grupą sprzymierzeńców, zamierza wyzwalić Rzym spod wpływu Borgiów. Ciężko jest pisać o fabule „Assassin’s Creed: Brotherhood” bez spoilerów, więc nie będę się bardziej rozpisywał – napewno jednak nie brakuje tutaj teorii spiskowych, ciekawych postaci i intryg. Jeśli podobała Wam się fabuła poprzedniej części, również i tym razem nie bedziecie zawiedzeni.

Oprawa

Od strony oprawy najnowsze przygody Ezio nie są rewolucyjne – to nadal ten sam silnik, który napędzał „Assassin’s Creed II„, ale w żadnym wypadku nie jest to nic złego. Modele postaci są przyjemne dla oka, otoczenie bogate w rozmaite detale, a jeśli wejdziemy na jeden z punktów widokowych w Rzymie, to rozpościerający się widok potrafi wprawić w osłupienie. Od strony dźwiękowej wiele się nie zmieniło, więc również jest świetnie. Szczególnie dobrze wypadają w tym wszystkim aktorzy podkładający głosy pod poszczególne postaci, z Ezio na czele.

Rozgrywka

Tak naprawdę nie licząc kwestii fabularnej, największe zmiany można odczuć podczas rozgrywki. Bolączką pierwszej części serii była powtarzalność, „Assassin’s Creed II” starał się walczyć z tym problemem, ale nadal nie do końca to wyszło. Tym razem jednak ekipa Ubisoft uwolniła się całkowicie od schematyczności. Owszem, końcowy rezultat jest taki, że nasz cel musi zginąć, w końcu jesteśmy zabójcą, ale zadania prowadzące do tego rezultatu są mocno urozmaicone i po raz pierwszy nie miałem wrażenia powtarzalności ani nie odczuwałem znudzenia.

Wprowadzenie nowych rodzajów broni również urozmaiciło rozgrywkę. Broń dalekiego zasięgu jak ukryty pistolet czy kusza to świetne dodatki, które pozwalają łatwo eliminować cele z odległości, choć trochę razi fakt że strzał z pistoletu wykonany nawet z odległości kilku metrów od strażnika nie zwraca jego uwagi. Podstawy systemu walki pozostały niezmienione, więc nadal kontra jest skutecznym lekarstwem na każdego przeciwnika, ale doszedł jeden ciekawy element – otóż po wykonaniu skutecznej kontry, w momencie gdy Ezio jeszcze dobija przeciwnika możemy zaznaczyć kolejnego i po wciśnięciu przycisku ataku, nasz protagonista przejdzie bezpośrednio do wykończenia nowego celu, bez konieczności walki. Kombinację taką można pociągnąć praktycznie w nieskończoność jeśli nikt nas nie trafi w międzyczasie. Z jednej strony spore ułatwienie jeśli dobrze wyczujemy moment, ale właśnie konieczność pozostania nietkniętym skutecznie wyważa tę umiejętność.

Bardzo ciekawym elementem są misje, które zleca nam Leonardo Da Vinci. Polegają one na zniszczeniu planów i machin stworzonych na ich podstawie, które Leonardo musiał zbudować pod naciskiem Borgiów. Każda z tych misji ma niestety ten sam schemat, aczkolwiek lokalizacje i same machiny dostarczają wystarczająco dużo urozmaicenia. To świetnie wykonane misje poboczne i polecam się z nimi zapoznać bliżej.

Oprócz wspomnianych zadań od Leonardo mamy również zadania zlecane przez gildie, a także walki na pieniądze. Jeśli więc lubicie gry z otwartym światem i mnóstwem zadań pobocznych to zdecydowanie w „Assassin’s Creed: Brotherhood” nie będziecie się nudzić. Zawsze jeszcze na deser zostają do zebrania flagi oraz pióra.

Na koniec zostawiłem sobie największą zmianę w rozgrywce, czyli tytułowe bractwo. W trakcie rozgrywki Ezio otrzyma możliwość uratowania mieszkańców przed strażami Borgiów i rekrutowania ich do bractwa. Ilość rekrutów bezpośrednio zależy od ilości zniszczonych wież Borgiów. Prosty mechanizm, ale funkcjonuje świetnie i co najważniejsze – sprawdza się. Wspomnianych rekrutów możemy wysyłać na samodzielne misje, dzięki czemu będą zdobywali doświadczenie i awansują na kolejne stopnie. Oprócz tego jeśli wpadniemy w większe tarapaty zawsze możemy wezwać innych asasynów aby nam pomogli, co znacznie potrafi uprościć stawiane przed nami zadania.

Tryb multiplayer

Oprócz sporych nowości, które opisałem powyżej jest jeszcze jedna spora nowość czyli tryb multiplayer. Początkowo ciężko było mi się przekonać do tej koncepcji, jednak już po kilku rozegranych rundach mogę bez wątpienia powiedzieć że to jeden z najlepiej przemyślanych i najciekawszych trybów jakie ostatnio się pojawiły.

Podczas rozgrywki czy to w trybie Wanted czy Alliance (wersja zespołowa Wanted) głównym wyzwaniem nie jest bieganie na pałę po całej mapie i ściganie swojego celu w biegu, a pozostawanie nierozpoznawalnym. To niewątpliwie wywraca sposób myślenia na lewą stronę, ale w rezultacie otrzymujemy powiew świeżości. Na początku wybieramy jeden z kilkunastu modeli postaci, które następnie zapełnią planszę – dzięki temu będziemy mieli możliwość ukrywania się w tłumie i atakowania z zaskoczenia. Należy pamiętać, że najwięcej punktów zdobywamy za zabicie celu bez ujawniania swojej obecności, więc wspomniane bieganie na pałę wcale nie oznacza że będziemy najlepsi – wręcz przeciwnie.

W trakcie rozgrywki zdobywamy również punkty doświadczenia i awansujemy na kolejne poziomy (aż do 50). Awansując odblokowujemy nowe bronie, gadżety i umiejętności. Między innymi łatwiej będzie nam zgubić pościg przy pomocy zasłony dymnej bądź stworzeniu klona który będzie miał za zadanie odciągnąć od nas uwagę. Zestaw umiejętności i wspomnianych gadżetów każdy będzie mógł sobie dowolnie dobrać, dopasowując go do swojego stylu rozgrywki.

Czy po roku nadal warto?

Jeśli obecnie swoje zaoszczedzone fundusze przeznaczacie na takie tytuły jak „Battlefield 3” czy „Modern Warfare 3„, a jednak tęsknicie nieco za Ezio po ukończeniu „Assassin’s Creed II” to warto zainteresować się „Assassin’s Creed: Brotherhood„. Obecnie nową kopię gry można dostać już poniżej 100zł, co biorąc pod uwagę jej zawartość jest bardzo atrakcyjną ceną. Jest to kolejna iteracja serii, która sukcesywnie eliminuje bolączki poprzednich odsłon jednocześnie wprowadzając sporo ciekawych nowinek. Zakładając, że skończycie jedynie główny wątek gry, to możecie spokojnie liczyć na 8 godzin rozgrywki. Jeśli jednak zdecydujecie się na wykonywanie misji pobocznych, szkolenie asasynów, zdobywanie wszystkich flag, to tych godzin będzie minimum 20. Do tej sumy jednak należy jeszcze dodać tryb multiplayer, w który można zagrywać się godzinami i nadal się nie nudzi.

Fani serii zapewne już dawno ukończyli ten tytuł, ale jeśli ktokolwiek z Was wahał się do tej pory ze względu na cenę bądź inne tytuły, to teraz ze spokojnym sumieniem może sięgnąć po „Assassin’s Creed: Brotherhood„. To nadal świetna pozycja, która nie zestarzała się ani odrobinę.

Recenzja „Assassin’s Creed: Brotherhood” dodatkowo rozpoczyna nowy dział na Playing-Daily – „Tanie granie„, o którym napiszę nieco więcej już niedługo.