Asset 3

Diablo 3 – recenzja

Bartek Cieślak / 28.05.2012
komentarze: 0

Od razu na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie będzie to zwykła recenzja, w której przeczytacie, że grafika zasługuje na ocenę 8/10, dźwięk na 6 itd. Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze: ciężko zrecenzować grę, na którą kolejną część czekaliśmy 12 lat, a która niewiele zmieniła się od wydania poprzedniczki – przynajmniej ja nie podejmuję się tego zadania. Po drugie: jako wielki fan serii i samego Blizzarda nie jestem osobą, która obiektywnie podeszłaby do wystawiania końcowych ocen, dlatego poniższy tekst potraktujcie jako luźne myśli gracza, który od Diablo 3 od dnia jego premiery oderwać się nie może.

Pierwsza myśl: jest to stare, dobre Diablo! Trzecią część można by nazwać Diablo 2 HD, ponieważ wszystkie zmiany są przede wszystkim kosmetyczne. Cały czas mamy widok izometryczny, z którym zrobiono tyle, ile się dało, żeby móc powiedzieć, że grafika przystosowana została do naszych czasów. Nowością w serii jest oczywiście grafika 3D, która świetnie wkomponowała się w rzut izometryczny. Postacie są świetnie animowane, trójwymiarowe tła czasami każą się zatrzymać żeby podziwiać widoki, a design i wykonanie czarów, przede wszystkim dyskotekowego czarodzieja, umila nam wyżynanie wszystkiego wokół.

Klasy postaci

Nowością jest możliwość grania każdą klasą postaci zarówno płcią męską jak i żeńską. Do wyboru mamy powracającego barbarzyńcę i czarodzieja, oraz szamana, mnicha i łowcę demonów.

Barbarzyńca – znany z poprzednich części, teraz wygląda jak ten sam z dwójki, tylko postarzały o te 12 lat. Dźwiga wielkie miecze, topory i inne narzędzia zagłady, które można wsadzić mu w obie wielkie jak bochny chleba łapy, lub też wyposażyć w tarczę – tylko po co się bronić, skoro można zabijać? Wielu fajerwerków graficznych z grania barbarzyńcą spodziewać się nie można, chociaż są głosy, że i tak jego skille są zbyt kolorowe jak na tego typu postać. Mi osobiście to nie przeszkadza i absolutnie nie psuje klimatu postaci, w której każdym uderzeniu czuć ogromną moc, co potwierdzają szczątki przeciwników latające po całym ekranie. Ciekawym i przydatnym sillem jest Gniew Berserkera, w którym nasz i tak wielki wojownik wpada w szał, osiągając takie rozmiary, że zawstydza nawet Hardkorowego Koksa.

Czarodziej – tutaj mamy do czynienia z festiwalem światełek, kul dyskotekowych i innych fajerwerków, które nam robią dobrze na oczy, a naszym przeciwnikom źle na pasek zdrowia. Sam jeszcze nie ograłem tej postaci na tyle, żeby móc się o niej rozpisywać, ale z tego co widziałem grając ze znajomymi i z tego co słyszałem od graczy, którzy zwiedzają nim poziom interno, to jest to bardzo dobry wybór na swojego pierwszego zabijakę. A jaki jest mag, każdy wie.

Szaman – voodoo nekromanta/druid. Najlepszy moim zdaniem design postaci, w skład którego wchodzą zarówno maski plemienne, różnego rodzaju kolorowe szmaty i skille, które pomysłowością zabijają nie tylko przeciwników, ale i nas. No bo jak tu przejść obojętnie wobec fetysza zamieniającego wrogów w kurczaki, wybuchających żab, połykających rywali ropuch, słoików z pająkami, rzygającej trującym szlamem głowy z nieba, ściany z zombie lub wielkiemu monstrum, który służy nam za osobistą maszynę do tankowania, a którego nazwałem pieszczotliwie Pluszek… No jak? Szamanem gra się fantastycznie, a zdobywane kolejne poziomy, a wraz z nimi kolejne umiejętności za każdym razem są jak prezent na święta, którego nie możemy się doczekać żeby odpakować i zobaczyć, co tym razem fajnego dostaliśmy.

Mnich – paladyn z klasztoru shaolin. Tank i healer w jednym, a mantry to nowe aury. Całkiem widowiskowa postać oparta na walce wręcz, która odpowiednio wyekwipowana pokazuje, dlaczego poziom trudności normal jest w zasadzie tutorialem – w 90% używając głównego skilla zabiłem nim Diablo w 12h. Idealna do gry razem ze znajomymi, samotnie na wyższych poziomach aż tak dobrze już sobie nie radzi.

Łowca demonów – w tym wypadku mamy do czynienia z połączeniem amazonki i zabójczyni. Łuk, kusze (nawet dwie na raz), pułapki – w walce z dystansu mistrz nad mistrze, design postaci rodem z Assassin’s Creed, a animacje niektórych skilli powalają – przede wszystkim szycie z kuszy jak z karabinu maszynowego daje na pewno sporą satysfakcję.

Rozwój postaci

Rozwój postaci różni się od tego znanego z drugiej części gry – zrezygnowano z drzewek umiejętności, w które pakowaliśmy punkty zdobywane co poziom, i zastąpione je sześcioma klasami umiejętności, które kolejno odblokowują się wraz ze zdobywanym doświadczeniem. Na raz możemy korzystać maksymalnie z 6 umiejętności – po jednej przypisanej pod lewy i prawy przycisk myszy oraz kolejnych czterech pod klawiszami 1-4. Dodatkowo każdy sill ma 6 run, z których możemy wybrać jedną, a każda z nich mniej lub bardziej znacząco wpływa na możliwości przypisanej do nich umiejętności. I tak możemy np. wybrać runę, która po prostu zwiększa zasięg lub moc danego czaru, ale też odpowiednia runa może zamienić nasze słoiki z pająkami w przywołanie pajęczej królowej, która chętnie pomoże nam w walce. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tej zmianie systemu rozwoju postaci minę miałem raczej niewyraźną, ale okazało się, że całość jest naprawdę fajnie zrobiona i daje spore pole manewru, a możliwość zmiany w każdym momencie jednej lub nawet wszystkich dostępnych umiejętności pozwala na kombinowanie i bezbolesne przystosowanie naszej postaci zarówno pod nasz styl gry, jak i przeciwników stających nam na drodze.

Fantastyczną opcją jest umożliwienie wspólnej gry ze znajomymi w zasadzie dzięki jednemu kliknięciu – jeżeli ktoś z listy naszych znajomych jest zalogowany do gry, przy wyborze postaci pojawia się przycisk, dzięki któremu natychmiast lądujemy obok niego ramię w ramię walcząc z kolejnymi hordami diabelskich bestii. Wrogowie w tym momencie „przystosowują się” do obecności dwóch (lub maksymalnie czterech) graczy, tak więc lepiej świeżą postacią nie wchodzić do gry kolegi, który właśnie puka do drzwi Diablo – chyba, że chcemy sprawdzić, jak sobie poradzi z dwukrotnie cięższymi przeciwnikami. Wspólna gra nie niesie ze sobą kłótni o przedmioty – zarówno te, jak i pieniądze, spadają dla każdego indywidualnie. Daje to też możliwość szybkiej wymiany, kiedy zamiast toporu spadł nam kołczan, a koledze ten topór akurat się trafił.

Dom aukcyjny

W kwestii przedmiotów trzeba napisać o domu aukcyjnym, który graczom w WoWa jest dobrze znany, a w Diablo pojawia się po raz pierwszy. Prawie każdy przedmiot, czy zwykły czy legendarny, możemy wystawić na sprzedaż, każdy też możemy kupić. Z jednej strony jest to świetne narzędzie dające wiele możliwości i ograniczające nerwy po każdym bossie w stylu „dlaczego nie spadnie mi w końcu przedmiot x, tylko ciągle lecą te gówniane y”, z drugiej jednak strony nie ma nerwów, ale nie ma również tej radości po tym, jak spadło coś, na co czekaliśmy. Nasza broń jest już za słaba? Wizyta w sklepiku, ustawienie rodzaju przedmiotu, parametrów, ceny jaką jesteśmy skłonni wyłożyć i pojawia nam się długa lista tego, co akurat potrzebujemy. Ma to swoje plusy i minusy, każdy podejdzie chyba do tego indywidualnie, ale moim zdaniem trochę psuje to radość płynącą z gry – chociaż radość z zarzynania wszystkiego w prosty i przyjemny sposób jeszcze pachnącym nowością sprzętem zdobytym za ciężko zarobione pieniądze całkiem nieźle to rekompensuje.

Rozgrywka

Sama rozgrywka to jak już wspominałem na początku stare dobre Diablo – idziemy przed siebie eliminując wszystko co się rusza i pechowo dla nich pojawia się na naszej drodze, zbieramy pieniądze i magiczne przedmioty, zyskujemy kolejne poziomy doświadczenia, nowe umiejętności itd. Tak prosty koncept, a mimo upływu lat wciąga niepomiernie. Gra nie jest idealna: poziom normal jest tak banalny, że nawet nie zauważa się kiedy nagle Diablo leży martwy u naszych stóp, walki z bossami (może poza Belialem i samym Diablo) nie należą do przedziału „omfg, ale czad, widziałeś to?!?”, fabuła jest cienka jak siki węża, kolejne akty pod względem stylistyki przypominają to, co widzieliśmy w drugiej części. Do wad można zaliczyć jeszcze wspomnianą opcję z przedmiotami i domem aukcyjnym, tym bardziej, że lecące z zabitych przeciwników rzeczy nie są na tym poziomie, na którym my jesteśmy. Z mojego doświadczenia wynika, że dopiero na poziomie Hell spadające przedmioty mogą bezpośrednio nam pomóc, wcześniej najczęściej wygląda to tak, że będąc na poziomie 35 spadają nam rzeczy, które można nosić od poziomu np. 23. Czyli albo śmietnik, albo skrytka i oczekiwanie aż zlevelujemy nową postać, której się to przyda.

Na koniec

Nie zmienia to jednak faktu, że to niekończące się zabijanie, zbieranie i levelowanie zachowało cały miód, jaki miało 12 lat temu. Szczególnie, że możemy to robić razem ze znajomymi. Nie pamiętam gry, w którą grałoby tylu moich znajomych na raz, a i wyniki sprzedaży potwierdzają, że zapotrzebowanie na trzecią część kultowego hack’n’slasha ze stajni Blizzarda było ogromne. Moim zdaniem wyszło im znakomicie, bo co by nie mówić, to i tak nie sposób się od Diablo 3 oderwać!