Asset 3

Gramy w gry (unplugged)

Piotr Szychowski / 31.07.2013
komentarze: 0

Wyobraźmy sobie sytuację, w której, na skutek nieszczęśliwego zrządzenia losu, cały świat pada ofiarą braku elektryczności. Momentalnie przestają działać wszelkie urządzenia elektryczne, począwszy od lodówek i pralek, a skończywszy na, o zgrozo, konsolach i komputerach.

Pomijając kwestie przeżycia, zastanawiam się, jak w takiej sytuacji odnalazłby się typowy gracz. Co zrobiłby, jeśli granie stało się dla niego synonimem egzystencji i przetrwania lub po prostu porzucenie niedokończonej kampanii w Far Cry 3, czy wysokopoziomowego druida w World of Warcraft okazały się smutną koniecznością. Na szczęście, nie trzeba rozważać podobnych scenariuszy, by alternatywę dla grania odnaleźć w innych grach. Planszowych.

Tam i z powrotem – po planszy

Choć planszówki powstały na długo przed ich cyfrowymi odpowiednikami, swój spadek popularności w dużej mierze odnotowały właśnie za sprawą komputerowych i konsolowych tworów. Na szczęście, trend ten odwraca się, czy może bardziej – obiera inny kierunek rozwoju. Gry planszowe ponownie zyskują na popularności, podobnie jak kiedyś zyskiwały gry fabularne (m.in. szalenie rozpowszechnione Dungeons & Dragons), a to za sprawą złożoności i jakości wykonania.

Nie są już prostą planszą z dodatkiem w postaci kostki i kilku kolorowych pionków, gdzie instrukcja zawiera się w trzech zdaniach z tyłu opakowania. Wręcz przeciwnie, oferują czas rozgrywki idący w długie godziny, porażają ilością potencjalnych strategii, a co ważniejsze – pozwalają grać kilku osobom na raz. Na palcach jednej ręki wyliczyłbym tytuły z Xbox’a 360, które posiadają podobne parametry (pomijając oczywiście tryb multiplayer, rozważamy przypadek zabawy w kilka osób przy jednym stole). W dodatku gry planszowe coraz częściej witają na salonach i stają się powodem dumy gospodarza, który pieczołowicie eksponuje wykonane z niezwykłą dbałością o szczegóły pudełka, stawiając je obok nowego odtwarzacza Blu-Ray, czy plazmowego telewizora.

board-games-4

Call of Duty: The Boardgame

Nadal jednak nie odpowiedziałem na pytanie, gdzie w tym wszystkim miejsce dla zwykłego zjadacza chleba, tudzież bardziej pasującego w kontekście – łamacza padów. Nie wystarczy kilkusetletnia tradycja i nowoczesne podejście, aby przyzwyczajonego do oszałamiającej grafiki i nietuzinkowej fabuły gracza usadzić w niedzielne popołudnie do zabawy z całą rodziną przy chińczyku w wersji 3.0. Najprostszym rozwiązaniem jest niewyrywanie go ze świata, w którym aktualnie przebywa. Ktoś powie: powodzenia zatem w szukaniu strzelanki, czy MMO w wersji planszowej. Nic prostszego, ponieważ rynek oferuje takie tytuły. Wierzcie lub nie, ale grając w planszowe Gears of War naprawdę czułem się, jakbym spędzał czas ogrywając pierwowzór, z wiernie oddanym systemem chowania się za osłonami, czy reanimacji poległych kompanów. Niemożliwe? A jednak.

board-games-2

Gier planszowych wspierających najpopularniejsze tytuły jest całe zatrzęsienie i najprościej zbyć je machnięciem ręki, z miejsca klasyfikując jako skok na kasę oraz chęć dorobienia na znanej marce. Nie neguję takiego podejścia, rynek rządzi się bowiem własnymi prawami. Wystarczy jednak zanurzyć się w temacie nieco głębiej, by odnaleźć prawdziwe perełki. Swój papierowy odpowiednik ma, by nie szukać daleko, World of Warcraft. Świetna planszówka, z masą figurek i kart, a także pięknie wykonaną planszą. Dopóki w nią nie zagrałem, byłem gotowy wyśmiać każdego, kto twierdził, że złożone systemy zadań i wyżynania hord potworów da się zastąpić kośćmi i kolorowymi karteczkami. Ba, w papierowym WoWie odwzorowano nawet walki z bossami i tryb PvP. Skutecznie pozbawiło mnie to jakichkolwiek argumentów. Warto więc szukać planszowych adaptacji gier wideo na własną rękę, by nierzadko doznać miłego zaskoczenia. Papierowy Batman: Arkham City? Proszę bardzo. Cywilizacja w wersji z pionkami i kośćmi? Dlaczego nie.

Za planszówkę, jak za zboże

To, co przeraża niektórych w starciu z grami planszowymi to ich zaporowa cena, szczególnie w przełożeniu na polskie warunki. Dobre i ładne planszówki potrafią kosztować nawet tyle, co tytuł AAA w dniu premiery w edycji kolekcjonerskiej. Z drugiej strony, zainwestowane pieniądze zwykle zwracają się z nawiązką tuż po otworzeniu pudełka i ujrzeniu skrywanego w nim bogactwa. Dla nielubiących kupować w ciemno, zawsze pozostają specjalistyczne sklepy, gdzie fachowcy służą radą i pomocą. Bywa też, że organizują dni otwarte, podczas których każdy może przyjść i pograć w to, co najbardziej go interesuje. Inną kopalnią wiedzy jest oczywiście internet – wszem i wobec wiadomo, że wujek Google wie najlepiej.

board-games-3

Grajmy – nawet bez prądu

Nie ma strachu. Nawet w przypadku popularnej ostatnimi czasy zombie – apokalipsy, większość graczy powinna całkiem nieźle poradzić sobie bez prądu. Segment gier planszowych staje się coraz silniejszy, przeżywając renesans popularności. Co więcej, przestaje być rozrywką nielicznych zapaleńców i kolekcjonerów zbierających wszystkie gadżety związane z ulubionym tytułem. Można by pokusić się o stwierdzenie, iż bogactwo planszówkowego rynku oferuje naturalne przedłużenie zabawy doświadczanej na ekranie monitora/telewizora. I to niezależnie od tego, czy zakład energetyczny w danej chwili wywiązuje się ze swoich obowiązków.

Mając na uwadze podobne doświadczenia, nie zamierzam dołączać do grona sceptyków, którzy z miejsca przekreślili zapowiedzianą niedawno grę planszową osadzoną w świecie Assassin’s Creed. Wolę poczekać i pozytywnie się zaskoczyć. Może nawet na tyle, by z nadzieją wyglądać za oknem burzy lub oczekiwać na przerwę w dostawie prądu.