Asset 3

Teslagrad – recenzja

Piotr Szychowski / 22.12.2013
komentarze: 0

Do rzadkości należą gry, które elektryzują mnie i niczym magnes przykuwają do fotela, już od pierwszych minut. Teslagrad miało o tyle łatwiej, że właśnie w tej tematyce się obraca. I choć debiutancki indyk studia Rain Games z pozoru niczym się nie wyróżnia, jego założenia i realizacja z czystym sumieniem pozwalają stwierdzić, że nauka przedmiotów ścisłych ma sens i przyszłość.

Grę otrzymaliśmy dzięki uprzejmości dewelopera grubo przed tygodniem, ale przewrotny los pozwolił mi usiąść do niej dosłownie kilka chwil temu. Gdy piszę te słowa, Teslagrad powinno znajdować się już w ofercie Steam, gdzie każdy zainteresowany może osobiście produkcję nabyć. Dla tych jednak, którzy nie dali przekonać się tym kilku zwiastunom i w pełni grywalnemu demu, proponuję poniższy tekst.

FABULARNY MAGNETYZM

Teslagrad nie należy do produkcji, w których dekadencki artyzm jawi się jako niezwykle barwna i wielowątkowa historia porywająca serca tłumów. Wręcz przeciwnie – jego siła tkwi w minimalizmie i zmuszaniu do refleksji, a to za sprawą braku jakichkolwiek przejawów umieszczenia w grze fabularnego podłoża. Dobra, mamy niewiele mówiące intro, ale na tym sprawa się kończy. W Teslagrad nie uświadczymy ani jednej rozmowy, nie pada tu nawet najkrótsze słowo, możemy zapomnieć o napisach i liniach dialogowych.

teslagrad-screen-3

Są za to naścienne malowidła, kukiełkowe teatrzyki i poukrywane w całej grze obrazki. Za mało? Wręcz przeciwnie. W sam raz, żeby rozpalić naszą wyobraźnię i nadać grze zagadkowy, a wręcz magiczny charakter. Teslagrad chce nam bowiem opowiedzieć historię… Ale taką, którą sami sobie wymyślimy.

Wspomniane intro ukazuje nam brnącego w deszczu mężczyznę, który w ramionach niesie tajemnicze zawiniątko. Ów człowiek dociera po pewnym czasie do niedużego domu, w którym czekająca na niego kobieta odbiera „przesyłkę” i żegna przybysza odchodzącego w siną dal. Kiedy po latach do wioski przybywa wojsko, a pakunek okazuje się (już nie takim) małym chłopcem, w tym momencie rozpoczyna się nasza przygoda. Kobieta wskazuje nam kierunek, a my ruszamy na poszukiwania obcego podróżnika.

NAELEKTRYZOWANY GAMEPLAY

To właśnie pierwsze minuty z Teslagrad spędzamy na uciecze skąpanymi w deszczu ulicami i dachami kamienic, a naszym jedynym przyjacielem jest nadzieja, że patrolujący miasto strażnicy nie wykonują swoich obowiązków zbyt dokładnie. Jednakże właściwa rozgrywka rozpoczyna się w momencie, gdy docieramy do monumentalnej wieży na środku miasta – miejsca, gdzie ilość odpowiedzi na nasze wątpliwości równa się ilości nowych pytań pojawiających się w głowie.

Tajemnicza Tesla Tower poza byciem zagadką samą w sobie skrywa wiele innych sekretów, składających się przede wszystkim z wyzwań stawianych naszemu niememu bohaterowi. Rozgrywka z kolei nie wnosi w świat gier nic innowacyjnego – bohatera poruszamy, używając klawiszy kierunkowych oraz skoku. Dopiero trochę później przychodzi czas na dodatkowe urozmaicenia, między innymi w postaci magnetycznej rękawicy i specjalnych butów.

teslagrad-screen-2

Ta pierwsza służy do oddziaływania na niektóre przedmioty, co pozwala czasowo nadawać im specjalne właściwości związane z elektryzowaniem dodatnio bądź ujemnie. Może brzmi to nieco strasznie dla osób omijających fizykę szerokim łukiem, ale na dobrą sprawę podstawowy trick polega na tym, aby dwa sąsiednie przedmioty przyciągały się lub odpychały. Zupełnie jak magnesy. Na tym rozwiązaniu oparto w zasadzie całą filozofię gry, począwszy od zagwozdek banalnych, aż po te najbardziej frustrujące i zabierające minuty, jeśli nie godziny zabawy.

W połączeniu ze wspomnianym chwilę wcześniej obuwiem, które pozwala teleportować się na małe odległości, twórcy gry otworzyli sobie i nam całą gamę możliwości w rozwiązywaniu kolejnych problemów. A jeśli dodać do tego nieliniową budowę poziomów i główkowanie już na etapie znalezienia właściwej ścieżki skrywającej przełącznik A, który pozwoli dostać się do pokoju z zagadką B, to szare komórki nieraz doznają konkretnego przeciążenia.

teslagrad-screen-5

Osobny akapit skradną elitarni przeciwnicy naszego podopiecznego, czyli popularnie mówiąc – bossowie. Pięć (trudnych) walk zafundowanych nam przez chłopaków z Rain Games jest niesamowicie mocnym punktem produkcji. Złowrogie indywidua różnią się od siebie nie tylko wyglądem, ale przede wszystkim taktyką, którą należy obrać, by ich pokonać. Dodatkowo każdy bez wyjątku stanowi początkowo wyzwanie w stylu „tu musi być błąd w grze, bo tego nie da się przejść”. Dopiero chłodna kalkulacja, kilkanaście podejść okupionych bolesną śmiercią i rozgryzanie elementów starcia kawałek po kawałku, daje jako takie szanse powodzenia.

MAGNESY, WYBUCHY, SEKS, POŚCIGI

Graficznie i muzycznie mamy do czynienia z majstersztykiem i kolejnym dowodem na to, że do niezależnych twórców świat należy. Dwuwymiarowa platformówka oparta na silniku Unity ma w sobie niesamowite pokłady uroku. Może daleko jej do bajecznie kolorowego i tryskającego fajerwerkami Trine’a 2, czy superhipermegafotorealistycznego Crysisa, ale nie oszukujmy się – to nie ta liga. Teslagrad urzeka wystarczająco, gdy w salach teatralnych oglądamy scenki lub podziwiamy naścienne malowidła i nie ma potrzeby, by na siłę zmieniał swoją konwencję.

teslagrad-screen-4

Deweloperzy inspiracje czerpali z kultury naszych wschodnich sąsiadów i dobrze widać, że styl i kreska opierają się na twórczości rosyjskich artystów. W połączeniu z melancholijnym wydźwiękiem ścieżki audio, pogłębionej dodatkowo muzycznymi nutami klasycznych instrumentów, jesteśmy w stanie autentycznie przeżywać historię opowiadaną na ekranie.

PRZYCIĄGA (LUB ODPYCHA) JAK MAGNES

Teslagrad pretenduje do miana naprawdę harcore’owej zręcznościówki „jak za dawnych czasów” i co ważniejsze – świetnie mu to wychodzi. Tutaj za każdą porażkę możemy winić tylko siebie, zaś elementy logiczne potrafią nastręczyć niemałych trudności nawet wyjadaczom. Niemniej, nie można odmówić grze uroku i nie mam na myśli tylko oprawy audiowizualnej. Produkcja posiada nieziemski klimat, a jej minimalizm to najlepsza droga, jaką mogli obrać twórcy. Myślę, że tytuł ma duże szanse powalczyć o laur Gry Roku w indyczej kategorii.

teslagrad-screen-1

Bardzo jestem też ciekaw, jak wypadnie wersja konsolowa (sterowanie/przystępność) będąca aktualnie w przygotowaniu, ale na tą chwilę w pełni wystarcza mi edycja na PCty. Dlatego niezależnie, czy Teslagrad ukończycie przy jednym posiedzeniu (heh, powodzenia), czy odbijecie się od produkcji już po pierwszych godzinach, warto dać grze szansę. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że znajdujemy się w gorącym świątecznym okresie wyprzedaży na Steam (if you know, what I mean…).