Asset 3

Fable Anniversary – recenzja

Piotr Szychowski / 5.03.2014
komentarze: 0

Jest rok 2004, gdy na półki sklepowe trafia najnowsze dziecko studia Lionhead i wizjonerskiego projektanta Petera Molyneux. Gra z miejsca urasta do rangi kultowej i jednocześnie (o ironio) nie ma nic wspólnego z pierwotnymi założeniami legendarnego twórcy. Między bajki idą „wybory wpływające na otoczenie” oraz „ogromny świat żyjący własnym życiem”. Malkontenci wierzą natomiast, że tytuł Fable odnosi się raczej do niespełnionych obietnic twórcy, niż samej zawartości produkcji.

Na szczęście niewiele obchodzi to całe rzesze graczy, które wprost zakochują się w barwnym i baśniowym świecie oraz snutej w nim opowieści. Wśród tłumów znajduje się jedenastoletni chłystek, równie zafascynowany Albionem, co zapatrzony w cały gatunek RPG. Zgadza się. Ta ckliwa historyjka dotyczy także mnie, wobec czego dużo silniej przeżywałem powrót do świata Fable po latach.

Albion HD

Fable-anniversary-4

Moda na „rimejki” oraz „hade edyszons” kultowych gier nadal nie słabnie, czego żywym dowodem stało się Fable Anniversary. Niemal dziesięć lat po wypuszczeniu oryginału, gracze doświadczają możliwości ponownego zanurzenia się w odmętach jednego z, jeśli nie najlepszych to na pewno najciekawszych, nowożytnych RPGów. Trzeba jednak zadać sobie pytanie, czy warto zaryzykować nostalgiczne wspomnienia dla zderzenia się z bolesną rzeczywistością, jaką jest nieubłagany proces starzenia się gier?

Ja zaryzykowałem i powiem szczerze, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony, nie oczekiwałem od Fable Anniversary niczego więcej, niż klasyka sprzed dekady podlanego sosem z wyższej tekstury i przyprawionego ładniejszą animacją. W skrócie – starej gry zdolnej pokazać, czym czarowała w przeszłości, ale przy współczesnych warunkach domowego salonu. Fakt, że nie otrzymałem nawet tego, pozwala mi wątpić w szczere chęci producentów do uraczenia mnie ponownie grą, która pozostawiła przecież miłe wspomnienia.

Fable: Anniversary

Główne założenia produkcji nie zmieniły się ani o jotę. Nadal pod naszą (i naszego pada) opiekę trafia mały chłopiec, uratowany ze straszliwej masakry rodzinnej wioski. Nadal prowadzimy go przez pierwsze lata młodzieńczego życia, poddając treningowi w Gildii Bohaterów. I wreszcie – nadal sami decydujemy, czy nasze kroki stawiane po całym Albionie będą zwiastować pokój i miłosierdzie, czy budzić strach i przerażenie mieszkańców.

Tło fabularne oraz rozgrywkę twórcy też zostawili w spokoju. Motywy „from zero to hero” oraz „bycie kowalem własnego losu” wciąż pozwalają cieszyć się swobodną historią, równie przewidywalną, co dającą sporo frajdy. Zresztą, seria Fable od lat budowana jest na podobnych banałach i dobrze na tym wychodzi – kto grał ten wie, a reszta niech wyobrazi sobie najbardziej schematyczną historyjkę spod znaku fantasy i doda do niej sporo brytyjskiego humoru. Do tego swoboda w kreacji postaci – tak, to właśnie Fable.

Fable Anniversary

Nie wszystko złoto…

Przejdźmy raczej do tego, co w Anniversary zgrzyta, a jest kilka takich fuszerek (i niestety dotyczy to prawie wszystkiego, czego dotknęli się twórcy remake’u). Przede wszystkim, tragiczna optymalizacja, która może wyciska z telewizorów maksymalną rozdzielczość, ale gubi przy tym klatki w zastraszającym tempie. Jeszcze gorsze, że oprócz systematycznych chrupnięć, gra potrafi całkowicie zawiesić konsole (zdarzyło mi się podczas przygody dwukrotnie) i tylko wtyczka opuszczająca gniazdko jest w stanie zaradzić temu problemowi.

Fable Anniversary

Nie pomagają masakrycznie długie ekrany ładowania (loadingi trwają czasem nawet minutę), a już szczególnie biednie prezentuje się cały interfejs, głównie ze względu na niemal zerowy lifting. Ekran misji był dla mnie praktycznie nieczytelny, a sporo zajęło zanim połapałem się w menu rozwoju mojego herosa. Wobec takiego stanu rzeczy, każdorazowa chęć zmiany oręża czy sprawdzenia posiadanego ekwipunku kończyła się serią przekleństw i koniecznością siadania bliżej telewizora, aby cokolwiek zobaczyć i rozczytać się z maciupkich literek.

Światełko w tunelu

Fable Anniversary

Pośród całej litanii narzekań, muszę wspomnieć o kilku „ficzerach”, które przekonują, że może jednak warto posiedzieć w tym Albionie trochę dłużej i nie trzeba tak szybko obrażać się na niskie umiejętności ludzi od grafiki i animacji. Przede wszystkim dostęp do konsolowych osiągnięć (moje prywatne zboczenie, ale też czynnik znacznie wydłużający czas zabawy) oraz mądre zastosowanie technologii Smart Glass. Naprawdę dużą frajdę sprawiało mi aktywne wykorzystywanie mojego smartfona, na ekranie którego odpalona mapa ukazywała wszelkiego rodzaju „znajdźki” oraz Demoniczne Wrota rozsiane po całym Fable.

Dwa pozostałe argumenty „za” to: nadal świetna muzyka oraz voice-acting i wszechobecny klimat towarzyszący rozgrywce. Cholera, graficzne niedopracowanie jestem w stanie wybaczyć, ale namieszania w kapitalnym soundtracku chyba bym nie przeżył. Cieszę się zatem, że pozostał oryginalny.

Trudna miłość

Fable Anniversary

Ciężko oceniać Fable z tak długiej perspektywy czasu, bo przez ostatnią dekadę gry pozmieniały się sporo i równie dużo wniosły nowości, opartych na technicznych rozwiązaniach. Na szczęście dziadek Fable nadal bawi i przywraca raczej miłe wspomnienia, za co jestem ogromnie wdzięczny ekipie z Lionhead. Dokładnie tak zapamiętałem poczciwego protoplastę serii i nie zostało zabrane nic z jego świetności. Dlatego w ocenie końcowej nie zawiera się podsumowanie gry, a jedynie podsumowanie remake’u.

Weźcie to pod uwagę, chcąc odświeżyć sobie tego klasyka i dwa razy zastanówcie się, czy nie lepiej spróbować dorwać jakąś starą PCtową wersję. Na pewno wyjdzie taniej, a kto wie, czy nie korzystniej dla waszych wspomnień.