Asset 3

Game of Thrones: A Telltale Games Series – Episode 1 – recenzja [X360]

Piotr Wasiak / 2.01.2015
komentarze: 0

Stało się tak, że firma znana z gier przygodowych, m.in. z bardzo pozytywnie przyjętego Sam & Max złapała wiatr w żagle i co chwile zaskakuje nas nowymi grami, opartymi o kolejne uniwersa. Gry od Telltale osadzone były już w klimatach Powrotu do przyszłości (tak, chodzi o te trzy filmy z samochodem – wehikułem czasu) i w świecie Walking Dead, gdzie developerzy stworzyli historię uzupełniającą serial telewizyjny i komiks pod tym samym tytułem. Były też inne gry przygodowe tego studia, jak The Wolf Among Us i Tales from the Borderlands, a nawet niepamiętane już przez niektórych Wallace & Gromit’s Grand Adventures. Wszystkie wykorzystujące znane światy innych wytworów popkultury, ale na tym nie koniec, bo Telltale zapowiada kolejne tytuły

Gry przygodowe Telltale Games mają wiele cech wspólnych. To znaczy, przede wszystkim bazują na wciągającej fabule i sporej ilości dialogów. Wszyscy fani biegania i strzelania lub jazdy samochodem – niech trzymają się produkcji TT z daleka. Jeszcze jedną cechą wspólną gier jest to, że wydawane są w odcinkach. To z jednej strony zaleta, gdyż, kiedy gra nam się nie spodoba – po prostu nie kupujemy kolejnej części, a jeden odcinek w cenie kilkunastu złotych to nieduży wydatek.

Jednocześnie – wydawanie gry w odcinkach to gigantyczna wada. Kolejne części danej serii bywają opóźnione, na nową porcję rozrywki trzeba czekać, a twórcy niejednokrotnie posługują się tanimi trikami po to tylko, aby na koniec odcinka zwiększyć emocje. To wszystko, oczywiście, abyśmy natychmiast kupili kolejną część, lub z niecierpliwością jej wyczekiwali.

o-game-of-thrones-season-4-screen-2

Zanim jednak rozpoczniemy właściwą recenzję Gry o Tron, muszę zastrzec jeszcze jedną rzecz. Nie siadaj do gry, jeśli nie wiedziałeś pierwszych trzech sezonów serialu. Jeśli zaś czytałeś tylko książki – możesz pobawić się w przygodówkę Telltale, ale nie wszystko będzie dla Ciebie jasne. To tak gwoli ostrzeżenia.

TO JEST OPOWIEŚĆ

Grając w Grę o Tron od studia Telltale mamy wrażenie czytania całkiem sprawnie napisanej książki. Wybieramy opcje dialogowe i czasem musimy wykonać jakieś QTE – ot, odskoczyć przed atakiem lub wykonać cios mieczem. Nic, co stanowiłoby jakąkolwiek trudność. W pierwszym odcinku Game of Thrones: A Telltale Games Series wcielimy się w sumie w trzech bohaterów, którzy nie pojawili się w serialu. Będzie to Ethan Forrester – młody chłopak, trzeci syn i dziedzic rodu Forresterów, który w dość krwawych i nieoczekiwanych okolicznościach zostaje głową rodu (o czym za chwilę). Dalej wcielimy się w Mirę Forrester, która jest dwórką Lady Margaery Tyrell (tak, czyli tej pani, która miała zostać żoną króla Joffreya) oraz w Gareda Tuttle, będącego giermkiem Lorda Forrestera. W kolejnych odcinkach do obecnych mają dojść jeszcze dwie nowe postacie.

Game of Thrones: A Telltale Games Series

Sam ród Forresterów nie pojawia się w serialu, a w książkach George’a Martina został tylko wspomniany. Jest to rodzina lojalna rodowi Starków, choć mniej od nich majętna i mniej znacząca. Mają jednak pewne wpływy. Otóż tylko oni potrafią pozyskiwać i przetwarzać „ironwood” – czyli bardzo wytrzymałe drewno. Forresterowie jako poplecznicy rodu Starków popadli, delikatnie mówiąc, w niełaskę. Poza tym, na drewnie nie jeden chce położyć łapę. W rzezi pod Bliźniakami (wydarzenia nazwane Czerwonym Weselem) ginie senior rodu, a rodzina zostaje pozbawiona protekcji Starków. Czy pomoże jej wstawiennictwo Margaery Tyrell, czy będą musieli radzić sobie sami?

POZYTYWY, KTÓRE JAKIEŚ SĄ…

Gra wystarczy na jakieś dwie i pół godziny grania. Kto zna gry tego developera wie, że to u nich standard. Muszę powiedzieć, że opowieść jest poprowadzona emocjonująco i naprawdę – daje się odczuć klimat serialu. Tutaj polityka i chwilowe sojusze kształtują mapę królestwa oraz losy poszczególnych postaci. Jeśli miałbym oceniać tylko historię – to daję tej grze wielki plus. Do zalet należy także dopisać też to, że w grze zobaczymy postacie z serialu. Nie będę co prawda grywalne, ale bohaterowie tacy jak Tyrion, wspomniana Margaery, czy Cersei nie tylko wyglądają jak w serialowym hicie HBO, ale też przemawiają głosami aktorów. To także plus, choć trochę mniejszy.

Game of Thrones: A Telltale Games Series

… NIE PRZEWYŻSZAJĄ MINUSÓW

Wymienianie wad tej gry zacznę właśnie od wspomnianych postaci z serialu. Recytują swoje kwestie jakoś tak bez przekonania – tylko Peter Dinkleage, czyli Tyrion Lannister – wymiatał. Scenarzyści zrozumieli tę postać i uwierzcie mi – był żywcem wyjęty z serialu. Pozostałe głosy – całkiem bez wyrazu. Baty należą się też za muzykę. Kilka razy w czasie grania dzwonił telefon i musiałem zapauzować rozgrywkę. To, co wtedy sączyło się z głośników było straszne. Jakiś krótki, zapętlony plik midi. Genialna muzyka z serialu pojawia się w grze, owszem, tylko w czołówce. Wydaje mi się też, że słyszałem odpowiedni fragment muzyczny na początku – przy okazji Czerwonego Wesela. Poza tymi dwoma momentami muzykę najlepiej wyłączyć, bo przeszkadza i wkurza.

Paskudnie jest z grafiką. Po fajnie narysowanych komiksową kreską grach Telltale, w Grze o Tron zaprezentowano nam dziwną hybrydę. Postacie w 3D, które są malowane niby-pędzlem. Trudno to opisać słowami, ale uwierzcie, że wygląda to brzydko. Pomijam już fakt, że postaciom czasami uciekają oczy, co wygląda paskudnie. Muszę wspomnieć też o tym, że bohaterowie którzy mieli być wzorowani na aktorach serialowych – nie bardzo ich przypominają.

Game of Thrones: A Telltale Games Series

Znowu – najlepiej wypadł Tyrion Lannister, ale zarówno Cersei jak i Margaery, grane przez piękne aktorki, w grze wyglądają co najmniej żenująco. Postacie mają jakieś dziwne rozmazane „aureole” wokoło siebie. Ja wiem, że Xbox 360 to nie jest młoda maszyna, ale energii na wyświetlenie ładnej grafiki mu jeszcze wystarcza. Dlaczego Telltale odeszło od stylizowanej na komiks grafiki i zaserwowało nam takie badziewie? Screeny, które widzicie nie oddają tej graficznej biedy…

Minus także dla fabuły. Po pierwszej fascynacji, kiedy gracz ma wrażenie, że będzie uczestniczył w czymś wielkim (Czerwone Wesele!) okazuje się, że ród mało znaczący, a fabuła się rwie (nagle giermek który uciekł z rzezi jest pod swoim domem i akurat widzi, jak żołnierze zabijają mu ojca… skąd? jak?). Poza tym nasze wybory których dokonujemy w grze i tak nie mają znaczenia, choć usilnie wmawia się nam, że jest inaczej. Nie lubię być tak oszukiwany.

NA KONIEC

Gdyby Telltale ten sam scenariusz ubrało w kreskówkową oprawę graficzną i dodałoby do tego dobrą muzykę z serialu – gra dostałaby bardzo wysoką ocenę. Bo pomimo swoich wad technicznych – historia wciąga. A kiedy z każdą minutą patrzenia na tę grę bolą nas gałki oczne, na wierzch wychodzą inne mankamenty – pozorność decyzji, dłużyzny, czy miałkość scenariusza.

Nie kupię kolejnej części w dniu premiery. Dopiero, jeśli skusi mnie jakaś dobra promocja na Xbox Live to rozważę zakup. Niecałe 20 złotych to niewiele – ale na tak kiepską grę – szkoda, zwłaszcza, że kolejne epizody też trzeba będzie kupić i w sumie robi się ponad stówka. A Telltale, zamiast rzucać się na kolejne marki i na kolejne uniwersa – niech rozwija lepiej te zaczęte. Bo Game of Thrones to najgorzej rozpoczęta seria studia.

Egzemplarz gry do recenzji został zakupiony z własnych środków.