Asset 3

Invisible, Inc. – recenzja [PC]

Piotr Szychowski / 12.05.2015
komentarze: 0

Dziś swoją premierę ma Invisible, Inc. – najnowsze dziecko jednego z moich ulubionych studiów developerskich, czyli Klei Entertainment. Jeżeli, podobnie jak ja, czekaliście na tę turową strategię opowiadającą o szpiegach w cyberpunkowym świecie, nie możecie przejść obok tej recenzji obojętnie.

Na początek kilka słów wyjaśnienia dla wszystkich, którzy poczuli się lekko skonfundowani. Mam nadzieję, że pamiętacie, iż Incognita oraz Invisible, Inc. to jedna i ta sama gra. Druga sprawa dotyczy Steam Early Access, w której to usłudze produkcja gości już od zeszłego roku. Nie zmienia to jednak faktu, że ledwo przed kilkoma dniami uzyskała ona status „kompletnej” i duży patch pozwolił posiadaczom wersji beta na zabawę jeszcze przed premierą.

invisible-inc-art-776

Od paru dni bawimy się i my (a konkretniej ja), i znów jesteśmy pełni podziwu dla pracy, jaką włożyły chłopaki z Kleia w swój najświeższy projekt. W ogóle developer jest niezwykle trafionym przykładem na to, że wydawanie gier we wczesnym dostępie ma sens, kiedy zewsząd słyszy się co innego, a wiele projektów ze Steam Early Access jest najzwyczajniej w świecie porzucanych.

HAKER NIEJEDNO MA IMIĘ

Wróćmy jednak do samego Invisible, Inc. i zbadajmy dokładnie, czym jest ten specyficzny twór. Niby określiłem to już na początku, ale gdybym chciał posłużyć się przykładami to opisałbym grę jako połączenie Shadowrun Returns z FTL: Faster Than Light. Może nie dosłownie, ale wiele ich mechanik znalazło swoje zastosowanie w produkcji Kanadyjczyków, do czego pewnie jeszcze się odwołam. Co więcej, tu i ówdzie zapachniało mi rozwiązaniami obecnymi w Don’t Starve, czyli w skrócie – jesteśmy w domu.

Invisible Inc

Pomysł na grę nie jest przełomowy. Ot, przy pomocy grupki agentów realizujemy coraz to nowe zadania w szpiegowskim klimacie, które dotyczą infiltracji, kradzieży, czy odbijania zakładników – chleb powszedni tajniaków. Dopiero przebicie się przez tę otoczkę banalności uwalnia prawdziwy potencjał produkcji, choć kilka świetnych zagrań twórców wychodzi już na starcie.

Przede wszystkim permanentna śmierć naszych podopiecznych i niemożność anulowania raz rozpoczętej misji (na domyślnym poziomie trudności) uczą gracza szacunku do zasobów i rozsądnego podejmowania decyzji. Dodatkowo narzucony z góry czas trwania kampanii (podobny zabieg do tego z FTLa – tam goniła nas armada statków, tutaj mamy 72 godziny, zanim nasz główny program szpiegowski przestanie działać) też zmusza do pogodzenia się z faktem, że pewne misje będzie trzeba sobie odpuścić.

LICZYMY KROKI

Trzon rozgrywki stanowią misje w losowo generowanych budynkach, gdzie nasi agenci turowo i z podziałem na kwadraty, zwiedzają plansze wypełnione kamerami, strażnikami i innymi zabezpieczeniami. Szybko okazuje się, że metoda „na hurra” nie ma tu najmniejszego sensu, gdyż szpiedzy padają od jednego strzału, a zauważeni mogą zrobić tylko jeden krok, aby zniknąć z pola widzenia (gorzej, jak strażnik przyłapie nas na otwartym terenie). Dlatego tak ważne jest nieustanne pilnowanie pleców, zamykanie drzwi, sprawdzanie zasięgu widzenia stróżów i ścieżek patroli. Zadania nie ułatwia poziom wykrycia, który narasta wraz z każdą turą.

Invisible Inc

Jednak żeby nie było, że jesteśmy osamotnieni w bojach, do naszej dyspozycji został oddany tytułowy program hakerski Incognita i przy jego pomocy, wchodząc do wirtualnej rzeczywistości, jesteśmy w stanie wyłączyć kamerę, czy dezaktywować laserową przegrodę. Ponadto często trafiamy na mapach na losowe sklepy (znów FTL się kłania), w których zaopatrzymy się w potrzebne przedmioty i wszczepy zapewniające bohaterom konkretne umiejętności. Z kolei pomiędzy zadaniami, czeka na nas możliwość rozwoju poszczególnych agentów i jeszcze więcej okazji do wydania ciężko zarobionych dolar… ehm, kredytów.

Rodem z Don’t Starve przeniesiono rozwiązanie, które pozwala odblokować nam nowych agentów i umiejętności tak, aby móc korzystać z nich w następnej kampanii. Kiedy tylko nasza gra zakończy się (choćby niepowodzeniem), postęp przeliczany jest na doświadczenie, co odblokowuje kolejnych bohaterów. Dzięki temu znika przeświadczenie, że ostatnie sześć godzin zabawy było bezcelowe, bo na przykład wyłożyliśmy się na najtrudniejszej misji.

NOWE SZATY SZPIEGA

Celowo nie napisałem nic o warstwie fabularnej, gdyż jej szczątkowość i nienarzucający się charakter praktycznie nie wpływają na przebieg rozgrywki. Gameplay broni się sam, a jedyna ważna zależność to wytłumaczenie, dlaczego nasze tajne operacje ograniczone są w czasie. Otóż gra zaczyna się w momencie, gdy tytułowa szpiegowska organizacja pada ofiarą ataku jednej z wielkich korporacji, które w przyszłości rządzą globem. Szpiedzy zmuszeni są ratować swe życia ucieczką. Na szczęście podczas ewakuacji udaje im się ochronić program Incognita, ale podłączenie go do awaryjnego zasilania na statku powietrznym daje jasno do zrozumienia, że proces ten nie będzie trwał w nieskończoność.

Invisible Inc

Na pochwałę na pewno zasługuje oprawa graficzna, która jest w zasadzie tym, do czego przyzwyczaili nas artyści z Klei Entertainment. Całość utrzymano w mocno kreskówkowym, komiksowym wręcz stylu, co nie sprawia oczywiście, że odbiór gry jest bardziej infantylny. Postacie są charakterystycznie, karykaturalnie porozciągane i jeśli podobał wam się styl oprawy w Mark of the Ninja albo Shank, nie będziecie zawiedzeni.

KUPOWAĆ, INSTALOWAĆ, GRAĆ

Największa zaleta Invisible, Inc. to chyba jej losowość w budowaniu struktur świata, tak podobna do poprzedniej, tej survivalowej produkcji studia. W tym wypadku może nie powala ilość „suwaczków”, ale możliwość ustawienia najważniejszych czynników zabawy zdecydowanie wydłuża czas (nawet w nieskończoność, jeśli zamieniły domyślne 72 godziny na „endless”), jaki poświęcimy grze i dodatkowo sprawia, że przechodzenie poszczególnych poziomów może być jeszcze bardziej satysfakcjonujące. I tak jest w istocie, bo dzięki elementowi losowemu nie ma mowy, że oszukamy grę, ucząc się na pamięć taktyk wrogów.

Ja produkcją Kanadyjczyków jestem zachwycony i na pewno kilkukrotnie ukończę kampanię, zanim powrócę do dalszej zabawy z Don’t Starve (mówiłem już, że gry Kleia działają na mnie, jak światło na ćmę?). Was też zachęcam do spróbowania, szczególnie, jeśli przypadł wam do gustu któryś z innych tytułów, wymienionych przeze mnie w tekście. Zapewniam was, że Invisible, Inc. to produkcja, dla której warto zarwać kilka wieczorów.

Egzemplarz gry w wersji PC na potrzeby recenzji otrzymaliśmy od developera.