Asset 3

Sword Coast Legends – recenzja [PC]

Konrad Ptasiński / 26.10.2015
komentarze: 0

Miesiąc temu miałem okazję pograć we wczesną wersję Sword Coast Legends – gry z założenia bazującej na zasadach piątej edycji Dungeons&Dragons. Mimo kilku słabszych aspektów tej produkcji, uznałem, że warto się nią zainteresować. Przekonany, że to z czym miałem do czynienia było jedynie cząstką finalnej zawartości, czekałem na premierę. Ta, po małym opóźnieniu, odbyła się prawie tydzień temu, miałem więc sporo czasu, aby sprawdzić jak zmieniła się gra. Liczyłem głównie na mocny tryb fabularny z wciągającą opowieścią i znaczne rozbudowanie elementów zawartego w grze edytora. Niestety, jak to z liczeniem czasami bywa – przeliczyłem się.

Sword Coast Legends

Twórcy z n-Space i Digital Extremes wyraźnie musieli dokonać wyboru pomiędzy dwoma aspektami gry – rozbudowaną kampanią fabularną a społecznościowym trybem edytorskim. Nie wiem co postanowili producenci i jakie decyzje zapadły w trakcie tworzenia gry, ale nie było to dobre w skutkach. Spełniło się to czego obawiałem się najbardziej – tryb Story jest w większości ograniczony zasobami wbudowanego edytora i największą różnicę między tym co dostarczyli twórcy, a tym co może stworzyć sam gracz stanowią siermiężne scenki i nagrane dialogi. Fabularnie nie jest aż tak źle – historia opowiadająca losy członka zakonu Burning Dawn jest napisana całkiem znośnie, ale to ciągle za mało, żeby przykuć gracza do monitora tak jak robiły to klasyczne RPG na Infinity Engine.

Nie mogę powiedzieć nic złego o towarzyszach naszego bohatera – są dobrze napisani, często maja coś ciekawego lub śmiesznego do powiedzenia, a ich osobiste historie nie ograniczają się do jednej rozmowy. Misje poboczne trybu fabularnego to najczęściej „przynieś, podaj, pozamiataj” chociaż trafiają się sporadyczne próby zerwania z tym schematem.

Podczas rozgrywki z rzadka trafimy na jakieś urozmaicenie w postaci np. uruchamiania odpowiednich przekładni w celu odblokowania przejścia. Większość czasu spędzimy jednak na walce z przeciwnikami przez co gra szybko się nudzi, szczególnie jeżeli gra się samemu. Szczerze mówiąc, jeżeli rozważacie zakup tej gry tylko dla głównej kampanii, którą chcecie ukończyć solo, możecie sobie odpuścić. Jest wiele lepszych gier do tego typu zabawy. Ta produkcja wyraźnie nastawiona jest na wspólną zabawę ze znajomymi.

Sword Coast Legends

Postacie sterowane przez komputer nie należą do najmądrzejszych i często zdarza im się nie wykorzystywać swoich kluczowych umiejętności podczas potyczek. Walczymy używając zdolności rozlokowanych na pasku przy dolnej krawędzi ekranu. Każdy skill ma określony czas odnowy, trzeba więc odpowiednio planować swoje działania, żeby nie skończyć jako szkielet, gdzieś w podziemiach Zapomnianych Krain. Takie rozwiązanie walki rodem z gier MMO zapewne nie podpasuje fanom Dungeons&Dragons, ale nie uważam, żeby było ono tutaj jakoś szczególnie nieodpowiednie. Starcia na wyższych poziomach trudności potrafią stanowić wyzwanie, ale zgrana drużyna powinna szybko rozprawić się z zagrożeniem.

Każda z sześciu dostępnych klas posiada szereg umiejętności, a otwarta struktura rozwoju bohatera pozwala na dobór odpowiadających nam umiejętności, czyli nic nie stoi na przeszkodzie, żeby stworzyć np. wojownika z umiejętnościami leczniczymi. Jeśli już przy tworzeniu jesteśmy – fani grzebania przy swojej postaci w kreatorze, będą zadowoleni, bo możliwości jest całkiem sporo.

Sword Coast Legends

Duża część niewykorzystanego potencjału Sword Coast Legends tkwi w edytorze pozwalającym tworzyć własne przygody. Od czasu mojego ostatniego spotkania z grą nie został on jakoś drastycznie rozbudowany i najbardziej boli mnie mała różnorodność lokacji, które możemy tworzyć. Miesiąc temu pisałem: „Do wyboru mamy miasto, las, góry, bagna, równiny i podziemia, a każda z wymienionych opcji ma dodatkowo co najmniej kilka zmiennych. Już teraz wygląda to okazale, ale mam nadzieje, że w pełnej wersji będzie tego znacznie więcej.” Tak niestety nie jest.

Kiedy przegląda się te wszystkie elementy, które można umieścić w stworzonej przez nas przygodzie, odnosi się wrażenie, że jest tego bardzo dużo, ale rozgrywka szybko to weryfikuje. Po ukończeniu kilku kampanii stworzonych przez graczy zauważamy, że przedmioty bardzo często się powtarzają, niektórzy przeciwnicy różnią się tylko szczegółami, a wrażenie stałego przebywania w tych samych lokacjach to norma. Jeżeli nic się w tej kwestii nie zmieni to najbardziej ucierpią na tym kreatywni gracze, którzy wykazują się niezwykłymi umiejętnościami pisarskimi czy bardzo dobrym prowadzeniem rozgrywki jako Mistrzowie Gry. A skoro już o tym mowa – według mnie najciekawszą opcją zabawy w Sword Coast Legends jest właśnie tryb wspomnianego Mistrza Gry. Możliwość przemierzania podziemi z grupką przyjaciół, podczas gdy jeden z nich czuwa nad rozgrywką kontrolując potwory czy podkładając pułapki to chyba najlepsze co spotka Was w tej grze.

Sword Coast Legends

Oprawa graficzna tej produkcji zmuszała mnie do maksymalnego oddalenia kamery (przy jednoczesnym wmawianiu sobie, że daje to lepszy klimat). Nie sposób przyczepić się do poziomów stworzonych przez graczy, bo edytor nie dostarcza odpowiedniej swobody w tej kwestii, ale głównej kampanii, w której twórcy mogli dopieścić każdy poszczególny element, ciężko nie skrytykować. Gra nie może konkurować oprawą graficzną z takimi produkcjami jak chociażby Divinity: Original Sin. Nie twierdzę, że jest całkowicie pozbawiona klimatu czy nijaka, ale to nie jest poziom jakiego oczekuje się w 2015 roku.

Muzyka trzyma za to bardzo wysoki poziom. Utwory przygrywające w miastach, lasach czy lochach to definicja tego co w takiej grze niezbędne. Głosy postaci lekko trącą sztampowością, ale nie uważam, że to coś bardzo złego – raczej wpasowały się w klimat „typowego fantasy”.

Sword Coast Legends

Sword Coast Legends jest grą o solidnych podstawach i założeniach, które marnują się przez słabą „całą resztę”. Być może zaplanowane na przyszły rok wersje konsolowe gry wprowadzą jakieś poprawki. Obecnie to dobry wybór dla zgranej paczki znajomych, którzy jednocześnie są fanami Zapomnianych Krain. Pozostali pobawią się tutaj chwilę i zapewne odstawią grę po skończeniu średniego trybu Story. Niestety gra nie wykorzystała swojego potencjału i jedyne co może ją teraz uratować to masa aktualizacji z dodatkową zawartością i możliwością „głębszego” modelowania rozgrywek tworzonych przez graczy. To co obecnie oferuje pełna gra zadowoli jedynie zapalonych fanów, którzy z utęsknieniem wyczekiwali nowej produkcji opartej na Dungeons&Dragons.