Downwell – recenzja [PC]
Downwell to stworzona przez Ojiro Fumoto i wydana dzięki Devolver Digital mieszanka platformówki, strzelanki i rougelike’a, która od dobrych kilkunastu dni jest elementem mojej codziennej rutyny. Nie mogę się nadziwić w jaki sposób tak prosty pomysł na rozgrywkę jest w stanie wywoływać tak silny syndrom „jeszcze jednego poziomu” i przy okazji nie robić tego w tak trywialny sposób, jak spora część gier ze smartfonowymi korzeniami.
Tak, Downwell pierwotnie powstało na urządzenia z systemem iOS, a następnie zostało przeportowane na PC. 11 listopada ukaże się również wersja na Androida, której sobie oczywiście nie odmówię, ponieważ – wybaczcie prywatne wtrącenie – mam wtedy urodziny. Ale przejdźmy do rzeczy.
Co właściwie jest w tej grze takiego niesamowitego, że zagraniczne serwisy sypią dziesiątkami i dziewiątkami niczym Zbigniew Wodecki w Tańcu z Gwiazdami? W Downwell zadaniem gracza jest sprawne kontrolowanie pikselowatego bohatera, spadającego w kierunku dna studni. Na naszej drodze napotkamy wielu przeciwników, którzy będą starali się jak najbardziej utrudnić nam osiągnięcie celu. Całe szczęście w starciu z nimi nie jesteśmy bezbronni. Bohater może strzelać z różnorakich typów broni oraz przybliżać oponentów do poziomu gruntu, niczym wąsaty hydraulik.
Przechodząc przez kolejne poziomy odkrywamy jaskinie, po odwiedzeniu których czas na zewnątrz zatrzymuje się, a my możemy spokojnie podnieść czekającą w środku nową broń lub pohandlować ze sprzedawcą posiadającym do niej dodatkowe ładunki, lub życia dla naszego małego protagonisty.
Początek nowego poziomu wyznaczany jest przez możliwość wybrania jednego z trzech dostępnych ulepszeń – czasami jest to podążający za nami dron bojowy, innym razem bonusowe życia czy wybuchające łuski po amunicji. Wszystko skoncentrowane jest głównie na tworzeniu coraz większej siły przebicia. Dodatkowo na samym początku gry możemy wybrać styl, dzięki któremu np. zaczniemy grę z kilkoma serduszkami więcej, ale rzadziej napotkamy nowe bronie. Coś za coś.
Wraz z poziomami zmieniają się przeciwnicy. Walka z nimi jest intuicyjna – nie warto próbować skakać na najeżonego kolcami ślimaka, bo czeka nas szybka śmierć, z kolei na pokrytego pancerzem żółwia nie zadziała nasza amunicja.
Przemieszczanie się w dół studni wymaga sprawnego oceniania swoich możliwości i tworzenia szybkiego bilansu możliwych kosztów i korzyści. A na dalszych poziomach robi się jeszcze ciekawiej. Grając, towarzyszyło mi nieustanne „ciekawe co będzie dalej”, a biorąc pod uwagę, że z każdą rudną stawałem się coraz lepszy i zachodziłem coraz dalej, nie było mowy o nudzie.
Chyba nie muszę wspominać, że za każdym razem kiedy powinie nam się noga zaczynamy od nowa? To w końcu rougelike. Na szczęście sterowanie jest uproszczone do granic możliwości – dwa przyciski kierunku i przycisk skoku, który przy podwójnym naciśnięciu robi również na spust naszej broni. Zdziwilibyście się ile tutaj jest miejsca na „wyrabianie skilla”.
Grafika jaka jest, każdy widzi. Retro stylistyka podkreślana jest jeszcze mocniej dzięki odblokowującymi się wraz z postępami gracza paletami barw – znajdzie się tu nawet kolorystyka Virtual Boya i klasycznego Game Boya! Muzyka kurczowo trzyma się klimatu całokształtu, przy czym bywa czasami nieco psychodeliczna, a całość zgrabnie spinana jest przez hipnotyzujący dźwięk tworzonej przez nas kanonady. Jednym słowem – super!
Downwell to fenomen, sprawiający całą masę przyjemności. Rozgrywka najlepiej smakuje przy krótkich sesjach na smartfonie, ale wersja na PC również w świetny sposób pozwala na chwilę oderwać się od codziennych obowiązków, kusząc przesunięciem rekordu punktów o kilka numerków dalej. To wydatek około 13 złotych, którego nie będziecie żałować.
Gra została zakupiona z własnych środków.