Nie róbmy z graczy idiotów
11 lutego ruszyła zamknięta beta Homefront: The Revolution. W becie mogli wziąć udział wszyscy, którzy zarejestrowali się na stronie internetowej Homefronta. Otrzymać kod do pobrania Homefronta na Xboxa ONE można było nawet 11 lutego po godzinie 20 kiedy serwery już działały. Tymczasem kod do bety stał się towarem promocyjnym. Deficytowym wręcz!
Tak, kod do bety na Xboxa ONE, a także na PS4 i PC mógł otrzymać każdy. Jednakowoż zarówno Microsoft jak i internetowe serwisy branżowe zrobiły z rozdawania kodów do bety wielką akcję promocyjną. Nie rozumiem tego. Znajomy martwił się, że nie załapał się na rozdawane przez Microsoft na fanpage kody do bety Homefront The Revolution, a kiedy poinformowałem go, jak samemu zdobyć kod, miał grę na swojej konsoli po 5 minutach.
Ekskluzywność?
Oczywiście, kwestia „stworzenia wrażenia”, że coś jest trudno dostępne zawsze było istotnym zadaniem marketingowców. Bo przecież – trudno dostępne oznacza ekskluzywne. Ale beta gry nie może być ekskluzywna. Skoro ma sprawdzić mechanizmy gry i, przede wszystkim, obciążenie serwerów, to powinna być dostępna dla wszystkich chętnych. Chyba, że oryginalnie zapisów do bety Homefronta było tak mało, że postanowili rozdawać kody na lewo i prawo, bo producenci gry bali się, że serwery będą świecić pustkami w momencie otwarcia dostępu przedpremierowego do gry.
Powodów takiego a nie innego działania może być wiele, efekt jest jeden – gracze którzy byli autentycznie zainteresowani nowym Homefrontem (wiem, wiem, było ich raczej niewielu) poczuli się jak idioci. W ten sposób dba się o wiernych graczy?
My także zaprezentujemy naszą opinię po becie Homefront: The Revolution. Oczekujcie jej dzielnie, jak ruch oporu wsparcia w zajętych przez Koreańczyków Stanach Zjednoczonych…