Overwatch – recenzja
Blizzard po raz kolejny postanowił wypuścić tytuł reprezentujący gatunek, w którym studio nie ma kompletnie doświadczenia. Overwatch pokazuje jednak, że twórcy posiadają przede wszystkim głowę pełną pomysłów i odwagę by podjąć pewne ryzyko. A może nie było w tym ani krzty ryzyka, za to 100% pewności, że mają w swoich rękach świetny tytuł?
Fabuła
Warstwa fabularna w Overwatch jest bardzo skąpa. Doszukując się informacji wewnątrz gry niestety zbyt wiele nie znajdziemy. Nie pokuszono się o przygotowanie kampanii dla jednego gracza, a jednym materiałem wideo poświęconym temu aspektowi jest intro do gry. Wprawni gracze co prawda wyłapią drobne przekomarzanie się jakie uprawiają postaci w trakcie rozgrywki, ale nadal trudno połapać się kto jest kim i dlaczego ze sobą walczą.
Pewnym rozwiązaniem jest krótka seria filmów animowanych, które mają nakreślić historię wszystkich postaci, ale nie stanowią one integralnej części gry. Dodatkowo jest ich mała garstka i zaledwie muskają powierzchnię całego konfliktu stanowiącego podstawy Overwatch.
To trochę zaskakujące, gdyż wszystkie zawarte w grze postaci są bardzo ciekawie zaprojektowane i bliższe ich poznanie zdecydowanie wyszło by grze na plus.
Strażnicy
Wbrew powszechnemu pędowi do porównywania Battleborn i Overwatch, są to dwie różne gry, a ich cechy wspólne w zasadzie kończą się na tym, że są to pojedynki 6 na 6, a każda z postaci ma dostępny jakiś arsenał specjalnych umiejętności. Produkcja Blizzarda, to szybki shooter, któremu do bycia reprezentantem gatunku MOBA jest bardzo daleko.
Trzeba zaznaczyć przy tym, że Overwatch to bardzo kompetentny shooter, oferujący plejadę ciekawych bohaterów, z których każdy jest unikalny i wymaga zupełnie innego stylu gry. Ta różnorodność pozwala szybko znaleźć sobie swojego faworyta, w którego skórze czujemy się najlepiej, a rozgrywka daje najwięcej satysfakcji.
Gracze preferujący role czysto wspierające szybko polubią Łaskę, ale jeśli oprócz wsparcia chcieliby także przydać się w ofensywie, wystarczy skierować swój wzrok na Zenyattę. W Waszej naturze leżą szybkie ataki z flanki? Genji czy Smuga są stworzeni z myślą o Was. A może od zawsze specjalizujecie się w budowaniu fortyfikacji obronnych i zatrzymywaniu przeciwnika? Bastion i Thornbjorn meldują się na polu boju.
To zaledwie mały wycinek z dostępnych bohaterów, a i tak należy pamiętać, że przyporządkowane im role są wyłącznie drobną sugestią ze strony Blizzarda. Pozornie defensywny Hanzo świetnie sprawdza się w ataku, podobnie jak ofensywna Pharah w obronie. Na szczęście nie pokuszono się o sztywne zaszufladkowanie postaci, więc jest sporo miejsca na improwizację.
Pokłony należą się natomiast projektantom bohaterów, gdyż ciężko znaleźć tutaj jakąkolwiek postać, która byłaby przesadnie silna. Na każdą umiejętność znajdzie się kontra, a każda mocna strona danego bohatera jest obkupiona jakąś słabszą stroną. Pozwala to na zachowanie równowagi sił praktycznie w każdym przypadku, jeśli tylko gracze potrafią odpowiednio wykorzystać mocne strony każdej z postaci.
Dostępne tryby rozgrywki
W momencie premiery w Overwatch dostępne są trzy podstawowe tryby rozgrywki oraz jeden stanowiący pewną hybrydę.
Pierwszy z nich to atak na dwa punkty kontrolne przeciwników. Po przejęciu pierwszego z nich, miejsca odrodzeń są przesuwane i atakujący przystępują do natarcia na punkt “B”. Drugi z trybów polega na walce o punkt umieszczony w centralnej części mapy i jego utrzymanie. Trzeci i ostatni z nich, stawia przed jedną drużyną dostarczenie ładunku do punktu docelowego, podczas gdy druga musi temu zapobiec.
Wspomniana hybryda natomiast polega czasem na mieszaniu trybów podboju i eskorty. Oznacza to, że początkowo konieczne jest zdobycie punktu, w którym znajduje się ładunek, a następnie dostarczenie go do miejsca docelowego.
Choć nie jest ich zbyt wiele i w zasadzie co chwilę się powtarzają, to jednak są one tak dobrze przemyślane, że ciężko mówić o znudzeniu. Przydałaby się jednak możliwość wyboru tylko interesujących nas trybów rozgrywki, gdyż niestety tryb “Quick Play” zawsze losuje spośród wszystkich czterech.
Ciekawym urozmaiceniem jest także opcja “Weekly Brawl”, która wprowadza do gry modyfikatory. Co tydzień następuje rotacja i tak np. jednego tygodnia wszyscy gracze mogą wybierać tylko spośród dwóch postaci – Genjiego i Hanzo, a w następnym tygodniu po każdym zgonie gracz wciela się w losowo wybranego bohatera.
Nie sposób również nie wspomnieć o rewelacyjnych projektach map. Na każdej z nich można łatwo znaleźć miejsca stworzone z myślą o danej postaci, pozwalające na zmaksymalizowanie efektywności jej umiejętności. Zawsze jednak w pobliżu znajduje się jakiś słaby punkt, otwarta przestrzeń czy dodatkowe przejście, które pozwala na wyrównanie szans.
Kij i marchewka
Od samego początku dostępne są wszystkie umiejętności każdego z bohaterów. Nie ma konieczności odblokowywania nowych broni czy dodatkowych umiejętności. To świetna decyzja, dzięki której jedynym czynnikiem decydującym o przewadze jest obeznanie z postaciami i czas gry.
Aby jednak zachęcić do zabawy zdecydowano się na bardzo prosty zabieg motywacyjny i umieszczono w grze poziomy doświadczenia. Każdy kolejny poziom to kolejna skrzynka z łupami, w której znajdziemy np. nowe wzory do malowania na ścianach, nowe teksty, nowe zwycięskie pozy czy skórki dla naszych postaci.
Choć żaden z tych gadżetów w żaden sposób nie wpływa na rozgrywkę, to przygotowane są z taką pieczołowitością, że nie sposób im się oprzeć i wygonić myśl, że “musisz mieć je wszystkie”.
Wspomniane skrzynki z łupami można także zakupić za gotówkę, ale nie ma o co kruszyć kopii – nie ma to żadnego znaczenia dla balansu rozgrywki, ani czerpania z niej przyjemności.
Drobiazgi, które zapobiegają frustracji
Blizzard zdecydował się także na kilka drobnych zabiegów, które eliminują sporo frustrujących elementów towarzyszącej grze w tego typu tytuły.
Najważniejszym z nich jest jednak usunięcie jakichkolwiek statystyk w trakcie zabawy. Nie ma tabeli wyników, nie wiadomo “na którym miejscu jestem”. Kiedy rozgrywka dobiegnie końca widoczne jest wyłącznie podsumowanie naszych dokonań, bez możliwości zestawienia ich z dokonaniami innych graczy.
Nagle okazuje się, że bez tego wszystkiego można się świetnie bawić, a cała presja gdzieś ucieka. Giniesz 20 razy w ciągu kilku chwil? Nie ma problemu. Liczy się osiągnięcie celu jako drużyna.
Dobrze przemyślano również rolę bohaterów wspierających, którzy nie są wyłącznie dodatkiem na polu bitwy, ale ważnym elementem drużyny, a w wielu przypadkach wręcz niezbędnym. Osoba dobrze operująca umiejętnościami Łaski, Lucia czy Zenyatty jest w stanie diametralnie zmienić sytuację na polu walki nie angażując się nawet bezpośrednio w wymianę ognia i co więcej, znaleźć się na ekranie podsumowania gry jako jedna z wyróżnionych.
Gra idealna?
Chciałoby się powiedzieć, że Overwatch to gra niemalże idealna. Świetnie przemyślani, zróżnicowani bohaterowie, dobrze dobrane tryby rozgrywki i zaprojektowane areny pojedynków. Do tego niesamowita satysfakcja czerpana nawet z przegranego meczu i mnóstwo emocji.
W produkcji Blizzarda znalazło się kilka drobnych mankamentów, które choć rzucają się w oczy, są stosunkowo łatwe do naprawienia.
Lekkim zawodem jest wspomniana na początku warstwa fabularna. Być może lepszym rozwiązaniem byłoby ograniczenie się do krótkiego filmiku wprowadzającego, a tak twórcy muszą dokończyć to co zaczęli aby opowieść była kompletna i spójna.
Przydałoby się także więcej trybów rozgrywki, choć w trakcie zabawy trudno jest jednoznacznie stwierdzić, że ich brakuje.
Są to jednak drobiazgi, które nie są w stanie choćby odrobinę popsuć odbioru Overwatch.
Coś dla oka i dla ucha
Wysokiej jakości oprawa audiowizualna Overwatch nie powinna być zaskoczeniem, bo Blizzard już dawno temu przyzwyczaił nas do najwyższych standardów swoich produkcji.
Na PlayStation 4, na której testowany był ten tytuł, nie miała miejsca choćby najmniejsza czkawka i gra utrzymuje stałe 60fps przez całą rozgrywkę, nawet jeśli na ekranie mamy feerię barw i eksplozji.
Na każdym kroku widać również niesamowite przywiązanie do najdrobniejszych detali, zarówno w przypadku projektowania map i umieszczania na nich elementów otoczenia, jak i w przypadku modeli postaci, które choć są utrzymane w konwencji komiksowej, to wręcz ociekają drobnymi detalami i smaczkami.
Fantastycznie wypada także polski dubbing postaci. Nie tylko udało się świetnie dobrać lektorów, ale i tłumaczenie kwestii wykonane zostało tak, aby nie zatracić zawartego w nich humoru.
W tej warstwie także zadbano o mnóstwo drobiazgów, jak np. inne odgłosy kroków dla każdej z postaci, czy przekomarzanie się bohaterów w trakcie walki.
Czy warto zatem zostać strażnikiem?
Produkcja Blizzarda to szybka strzelanka z perspektywą z pierwszej osoby, okraszona ciekawymi postaciami z indywidualnymi zestawami umiejętności, nastawiona na rozgrywkę drużynową i dająca mnóstwo frajdy.
Jest w niej coś, co potrafi przyciągnąć na wiele godzin do konsoli i wywołać syndrom “jeszcze jednego meczu” niezależnie od pory dnia czy nocy. To tytuł, który nadaje się zarówno na dłuższe posiedzenia wieczorne jak i “szybki meczyk” w przerwie między obowiązkami.
Jeśli teraz twórcy zapewnią odpowiednią ilość dodatkowej zawartości i będą dbali o ten tytuł, to powracanie do niego nie będzie najmniejszym problemem, za to oderwanie się… no cóż, to już wymaga sporej dawki silnej woli.
Egzemplarz gry do recenzji w wersji na konsolę PlayStation 4 otrzymaliśmy od dystrybutora – cdp.pl