Asset 3

Beat Cop – recenzja. Czuję nadchodzący wzrost spożycia pączków.

Andrzej Kała / 30.03.2017
komentarze: 0

W zeszłym roku zachęcałem do robienia zapasów pączków w oczekiwaniu na premierę Beat Cop. Od tego czasu minął już prawie rok, ale na szczęście studio Pixel Crow zakończyło prace nad grą i każdy z nas może zostać pixelowym policjantem. Czy warto jednak zostać krawężnikiem z Brooklynu?

Jack Kelly

W grze wcielamy się w postać Jacka Kelly’ego, znanego detektywa, który podejmuje wezwanie do włamania. Jako, że jest bardzo sprawnym policjantem, udaje mu się przyłapać włamywacza na gorącym uczynku. Krótka wymiana ognia, delikwent pada, ale okazuje się, że mimo na pierwszy rzut oka, udanej interwencji, z sejfu zniknęły diamenty.

W wyniku tych wydarzeń, Jack zostaje zdegradowany do roli krawężnika, a smród całej akcji ciągnie się za nim nadal. Otrzymał nawet ksywkę – „diamentowy” policjant. Co więcej, wspomniane zdegradowanie okazuje się tylko początkiem większych kłopotów.

Jack Kelly ma tylko 21 dni aby oczyścić swoje nazwisko, więc czas zakasać rękawy i zabrać się za konkretną policyjną robotę!

Parkowanie, żaróweczki, oponki i nie tylko

Nie oszukujmy się, praca „szeregowego krawężnika” nie należy do emocjonujących. Od tej pory nasza codzienność to wypisywanie mandatów za złe parkowanie, kiepskie opony czy potłuczone światła. W ramach dbania o formę będziemy musieli przechadzać się z jednego końca ulicy na drugi, a siłę pomogą nam zregenerować ciepłe posiłki bądź… słodkie pączusie.

Jak to jednak rzekł kiedyś pewien jegomość, „życie jest jak pudełko czekoladek”, więc na monotonię szybko przestaniemy narzekać.

Już od pierwszego dnia zostaniemy uwikłani w działania mafii, która opanowała jedną połowę ulicy, oraz gangu czarnoskórych przyjemniaczków, którzy upodobali sobie drugą połowę. Wiązać się to będzie m.in. z drobnymi przysługami, podkładaniem „świń” konkurencji, zawijaniu określonych jegomościów bądź dbaniem o… bezpieczeństwo dostawy towaru do pizzerii przed dzieciakami. Wykonanie każdej przysługi wpływa pozytywnie na nasze stosunki z daną grupą, natomiast może się odbić czkawką na naszych stosunkach z ich oponentami.

Różnorodność tych zadań i losowość ich występowania nie pozwala się nudzić i sprawia, że nagle wypisanie kilku mandatów staje się karkołomnym zadaniem, które trzeba jakoś wcisnąć między dodatkowe aktywności.

Celowo nie zdradzam tutaj więcej na temat zadań pobocznych, czy losowych zdarzeń, bo każde z nich to perełka wypchana po brzegi humorem i szkoda psuć radość z ich odkrywania.

Dobry glina, zły glina

Łatwo jest szybko zatracić się w wykonywaniu przysług, a przecież należy pamiętać, że przede wszystkim jesteśmy policjantami. Stanie na straży prawa jest naszym świętym obowiązkiem i w teorii, to właśnie litera prawa powinna być naszym głównym narzędziem podejmowania decyzji.

W rzeczywistości oznacza to, że np. kiedy mafia zgarnia haracze na naszej ulicy musimy interweniować, a raczej powinniśmy. Możemy wtedy albo aresztować cwaniaków w garniturach, albo po cichu wymknąć się, zyskać ich przychylność i udawać, że zdarzenie nie miało miejsca.

Należy jednak mieć na uwadze, że nagminne zaniedbywanie obowiązków może doprowadzić do kolejnej fazy zdegradowania naszego bohatera, czyli wylania z pracy na zbity pysk.

Oczywiście gra może zakończyć się także przed czasem, jeśli w trakcie interwencji nie wyjdzie nam obsługa broni, ale wtedy po prostu lądujemy w „dębowej jesionce”.

Typowy dzień „krawężnika”

Każdy dzień rozpoczyna się odprawą, na której dostajemy podstawowe zadania na najbliższy dzień. Ich pomyślne wykonanie jest niezbędne do otrzymania pełnej dniówki, więc automatycznie powinny być one priorytetem. W większości przypadków ograniczają się one do określonej liczby mandatów danego typu, bądź mandatów jakichkolwiek.

Wystarczy jednak 10 minut „na rejonie” i od razu zaczyna się dziać „magia”. To właśnie tutaj Beat Cop zaczyna pokazywać prawdziwy pazur. Mieszkańcy proszą o pomoc w ujęciu złodziejaszków, dostajemy wezwania do interwencji w sprawie zakłócania porządku czy ukrócenia procederu wandalizmu.

Do tego dochodzą także sprawy morderstw, śledzenia mafijnych prawników czy przeszukiwanie samochodów w poszukiwaniu dowodów lub podłożenia pluskwy. Część z nich do szybkie i krótkie zadania poboczne, natomiast część z tych zadań pobocznych jest wieloetapowa, a związane z nimi historie i wynikające z nich konsekwencje potrafią rozciągać się na kilka dni.

W tym miejscu muszę także wspomnieć o mocnym humorze Beat Cop, którego następstwem jest mnóstwo smaczków w tych zadaniach pobocznych. Wezwanie do morderstwa może się w rzeczywistości okazać prośbą starszej Pani, mającej kłopoty z pamięcią o zrobienie zakupów czy odwdzięczenie się za przysługę poprzez pomoc przy kręceniu filmu porno.

Praktycznie każde zadanie poboczne ma jakiś akcent humorystyczny. To tytuł, przy którym, jeśli humor nam podpasuje, szczerzy się zęby co kilka minut.

Na koniec dnia oczywiście otrzymujemy podsumowanie naszych sprawunków oraz wypłatę adekwatną do naszych poczynań. Pochwały od komendanta się zdarzają, szczególnie jak wyrobimy normę mandatów, a podwójna norma to dodatkowy bonus w postaci podwójnej wypłaty. Nie obrastajcie jednak w piórka – na koniec komendant zawsze Was zgnoi. Życie…

Tak bardzo 80’s

Od pierwszego ekranu i pierwszego dźwięku Beat Cop nie pozostawia wątpliwości – to maszyna czasu przenosząca nas do lat 80. widzianych w krzywym zwierciadle. To hołd twórców dla wszystkich filmów o policjantach jakie trafiły na szklany ekran w tamtym okresie.

Prawdę powiedziawszy nie wyobrażam sobie innej stylistyki gry niż pixel art, który wraz ze świetną kolorystyką i fantastyczną ścieżką dźwiękową idealnie podkreśla stylistykę tamtego okresu.

Wisienką na torcie są dialogi, pełne wplecionych przekleństw, nawiązujące do „policyjnych twardzieli”, a także mnóstwo odniesień do popkultury z tamtego okresu. Wśród nich znalazły się m.in. nazwisko F. Krueger na domofonie czy plakat z Comem Truise, a w kinach cały czas puszczają takie hity jak m.in. Top Gun.

Kreacja i spójność świata do dla mnie duże plusy tej produkcji, dzięki czemu gra przyciąga do siebie jak magnes i aż chce się odkrywać wszystkie te smaczki.

Jest baryłka miodu, jest i łyżka dziegciu

Gry bez wad praktycznie nie istnieją i niestety tak też jest w przypadku Beat Cop. Co jednak ważne, nie są one szczególnie doskwierające i można na nie przymknąć oko.

Ciekawa fabuła potrafi nam zniknąć na tle natłoku codziennych zadań. Ilość różnych wydarzeń pobocznych, które też posiadają rozbudowane wątki, sprawia że łatwo jest wypaść z rytmu oczyszczania swojego nazwiska i kiedy po jakimś czasie temat powraca, można czuć lekką dezorientację. Problemu nie rozwiązuje też notes naszego policjanta, bo brak w nim obszerniejszych notatek niż jednozdaniowe opisy zadań, które wykonaliśmy.

Muzyka jest przednia i świetnie buduje klimat gry, ale niestety jest jej ciut za mało. Aż prosi się o obszerniejszy soundtrack, bo to co jest – zachwyca, pozostawiając jednak niedosyt.

Największy mój problem stanowił jednak losowo działający przycisk wystawiania mandatu. Miałem wrażenie, że „coś go przesłania”, przez co często aktywny był tylko jakiś jego mały fragment, więc konieczne było celowanie myszką. W rezultacie udało mi się przez to zawalić kilka zadań. Twórcy obiecują, że zostanie naprawiony na premierę bądź zaraz po niej.

Czy każdy powinien zostać policjantem?

Beat Cop nie jest grą przygodową w tradycyjnym tego określenia znaczeniu. Na codzień to bardziej zabawa w zarządzanie czasem i wykonywanie zadań, natomiast sam aspekt przygodowy rozgrywa się nieco w tle.

Proste fundamenty oraz kryjąca się za nimi dodatkowa głębia rozgrywki, powodują że gra potrafi wciągnąć już od pierwszej minuty i nie odpuszcza aż do samego końca. Kiedy próbuje wkraść się nuda, zaraz otrzymujemy wysyp kolejnych zadań pobocznych i 8 godzin zabawy mija jak z bicza strzelił, a zaraz po jej ukończeniu miałem ochotę rozpocząć grę raz jeszcze.

Jeśli więc pasuje Wam taki typ zabawy, a przy okazji urzeka Was mieszanka 16 bitów i lat 80. to powinniście ograć tę pozycję. Ja bawiłem się wyśmienicie i zamierzam jeszcze wielokrotnie wrócić do tego tytułu.

Recenzja powstała w oparciu o kod Steam udostępniony przez studio Pixel Crow jeszcze przed premierą gry, za co serdecznie dziękuję.