Fortnite: Battle Royale – czysty Crack Cocaine!
W miniony weekend dużo czasu spędziłem zagrywając się z Fortnite, a dokładniej w darmowy tryb Battle Royale, który został udostępniony pod koniec września. Choć kreskówkowa oprawa graficzna na pierwszy rzut oka mnie nie przekonywała, to bardzo szybko okazało się, że Fortnite Battle Royale to Crack Cocaine podawane dożylnie.
Battle Royale
Choć sama koncepcja Battle Royale nie jest szczególnie nowa, ani oryginalna, to dopiero w ostatnim czasie zyskała szaloną popularność. Największa fala zaczęła się wraz z PlayerUnknown Battlegrounds, choć nie jest to pierwsza produkcja z tego gatunku. Uproszczenie mechanizmów do absolutnego minimum, ograniczenie arsenału i wprowadzenie prawie idealnie wyważonego współczynnika losowości w połączeniu z „dobrym momentem”, zaowocowało grą, która bije wszelkie rekordy platformy Steam. Nie dziwi mnie więc decyzja Epic Games o adaptacji tego trybu do swojej produkcji Fortnite.
Wracając jednak do samego Battle Royale, to cała koncepcja opiera się na banalnym fundamencie – na jednej wyspie ląduje setka osób, którzy stoczą ze sobą walkę na śmierć i życie. Przetrwa oczywiście tylko ostatni, a do eliminacji oponentów można wykorzystać wszystko co nam wpadnie w ręce. W przypadku gier wideo ten ostatni aspekt jest nieco ograniczony, ale i tak dostępne arsenały są wystarczające.
Sama koncepcja Battle Royale pochodzi z japońskiej powieści science-fiction z 1996 roku o takim właśnie tytule, której autorem jest Koushun Takami. W 2000 roku natomiast książka ta doczekała się filmowej adaptacji.
WTEM! Fortnite: Battle Royale
Od momentu premiery na konsolach Fortnite potyka się o własne nogi. Najpierw pojawiła się kwestia płatności za grę, która jest w programie Early Access, a w przyszłym roku ma pojawić się w systemie free to play. Teraz na dokładkę dochodzi kwestia tarć na linii twórcy PUBG i Epic Games w temacie Battle Royale.
Nie można jednak zaprzeczać faktom – Fortnite: Battle Royale to strzał w dziesiątkę. Jest w tym spora zasługa faktu, że tryb ten jest dostępny całkowicie za darmo, co przy cenie ok. 120zł za PlayerUnknown Battlegrounds jest świetną ofertą. W końcu nawet jeśli nam się nie spodoba, to spróbowanie nie kosztuje nas ani złotówki. Przysłowiową „kropką nad i” jest fakt, że obecnie Fortnite: Battle Royale to jedyna produkcja tego gatunku dostępna na konsolach.
Ta druga kwestia daje ogromną przewagę rynkową wobec PUBG, które dopiero jest opracowywane w wersji na Xbox One, a o wersji na PlayStation 4 nawet jeszcze nie wspominano. Zresztą wersja PC pozostaje nadal w fazie opracowania i daleko jej jeszcze do finalnej, dopracowanej wersji (choć radzi sobie całkiem nieźle!).
Panie i Panowie – Crack Cocaine
Biorąc pod uwagę zbliżający się weekend, oraz fakt, że od dłuższego czasu już ciągnie mnie do PUBG, postanowiłem wykorzystać okazję i przekonać się czy Fortnite: Battle Royale dostarczy mi wrażeń, których szukam. Niestety brak odpowiednio mocnego sprzętu, który uciągnąłby PUBG, sprawiał, że pozostało mi wyłącznie wzdychanie do ekranu oglądając nałogowo streamy w serwisie Twitch.
Kreskówkowa oprawa graficzna mnie nie przekonywała z początku i obawiałem się, że największym problemem Fortnite: Battle Royale będzie zbyt „niepoważny” klimat rozgrywki i mało realne odczucia z walki. Dodatkowo o ile jeszcze intrygowała mnie koncepcja destrukcji otoczenia, o tyle budowanie m.in. ścian czy schodów z przymróżeniem oka w kwestii praw fizyki, nie przemawiało do mnie.
Wystarczyło jednak kilka rund, żeby poczuć zastrzyk adrenaliny i rozsmakować się w luźnej, casualowej rozgrywce. No dobra, tak nie do końca casualowej, bo jednak pod pierzynką kreskówkowej grafiki i śmieszkowego klimatu kryje się dorosła i bardzo wymagająca produkcja.
Burzę i buduję
Tym, co już teraz wyróżnia Fortnite: Battle Royale na tle konkurencji jest w miarę rozbudowany system tworzenia rozmaitych konstrukcji, którego obsługa jest jednak dziecinnie prosta. To zdrowy kompromis między realizmem i skomplikowaniem, a przystępnością i czystą frajdą. Niestety nie miałem okazji spróbować trybu PvE, więc nie wiem na ile możliwości te są ograniczone (i czy w ogóle) w trybie Battle Royale.
Aby móc budować wszelkiego rodzaju konstrukcje, niezbędne jest nagromadzenie odpowiednich zasobów, a to wiąże się z koniecznością niszczenia budynków, drzew, ogrodzeń i w zasadzie wszystkiego co tylko napotkamy na swojej drodze. Z jednej strony otwiera to możliwość np. zbudowania ogromnego fortu pod koniec rundy, w ostatnim kółku i skuteczniejszą obronę przed przeciwnikami, ale z drugiej zbieranie materiałów to bardzo głośny proces, który może ściągnąć nam na głowę żądnych krwi oponentów.
W Fortnite: Battle Royale nie jesteśmy przez to ograniczeni wyłącznie do wykorzystania ukształtowania terenu czy istniejących budynków. Możemy zawsze na szybko postawić np. drewnianą ścianę aby bezpiecznie podleczyć rany. Ten zdawałoby się drobny zabieg potrafi naprawdę mocno zmienić taktykę na polu walki.
Ograniczony ekwipunek
Fantastycznie rozwiązano kwestię zarządzania ekwipunkiem. Posiadamy po prostu pięć slotów na broń i przedmioty i na tym koniec. Nie ma żmudnego dobierania modyfikatorów do broni, chowania zapasowych przedmiotów do plecaka i podobnych możliwości. Na początku owszem, sprawia to wrażenie nadmiernego uproszczenia i wydaje się być kiepskim rozwiązaniem, ale jednocześnie doskonale sprawdza się w przypadku gry na konsoli.
Ograniczenia narzucane przez sterowanie przy pomocy pada znikają momentalnie, a samo zarządzanie ekwipunkiem staje się przyjemniejsze. Szybko też okazuje się, że nie ma sensu noszenie ze sobą więcej niż jednego karabinu danego rodzaju, a dodatkowe sloty można zagospodarować np. apteczką czy bandażami. Warto także zaznaczyć, że materiały niezbędne do konstrukcji są zliczane osobno i te nie podlegają żadnym ograniczeniom. No, a przynajmniej nie udało mi się zebrać ich na tyle dużo aby dobić do tego limitu.
Po skończeniu ok. 10-15 rozgrywek przyłapałem się na tym, że kompletnie nie zwracam uwagi na te ograniczenia i tak naprawdę one wcale nie istnieją. Wystarczy skupić się na tym jakie bronie najbardziej nam odpowiadają, a pozostałe po prostu wyrzucać, bo w znakomitej większości przypadków i tak z nich nie skorzystamy.
Jedna wielka wyspa
W grze nie uwzględniono jakichkolwiek pojazdów. Znaczy takowe pojawiają się na mapie, ale nie możemy żadnego z nich prowadzić i służą jedynie jako źródło surowców. Mimo to udało się twórcom stworzyć wyspę wystarczająco dużą aby pomieścić na niej 100 graczy, a zarazem na tyle małą aby bieganie po niej nie było męczące i nudne.
Gdziekolwiek nie zdecydujemy się wylądować bardzo szybko dochodzi do konfrontacji, a nieustannie zawężający się bezpieczny krąg skutecznie „zachęca” graczy do toczenia kolejnych potyczek w drodze do bezpiecznej strefy.
Sama lokacja jest także mocno zróżnicowana. Znajdziemy w niej zarówno mokradła, wysokie góry, rozległe płaskie łąki jak i gęsto zabudowane „mini miasta”.
Emocjonujące potyczki
Tym, co mnie przyciąga do Fortnite: Battle Royale jest mocna dawka adrenaliny. Już od pierwszej sekundy każda podejmowana przez nas decyzja jest kluczowa – miejsce lądowania, pierwszy budynek, który szabrujemy, pierwsza potyczka.
Czy powinniśmy lądować tam, gdzie jest więcej budynków i więcej broni? Tam będzie też więcej oponentów, więc może jednak lepiej gdzieś na obrzeżach? Ale co jeśli wtedy nie znajdziemy dostatecznie szybko uzbrojenia? Powinienem strzelać do przeciwnika, który biegnie gdzieś w oddali? Mam szanse go trafić? A może jednak odpuścić i nie zdradzać swojego położenia innym?
To tylko kilka pytań, które nasuwają się w pierwszych minutach rozgrywki. Praktycznie cały czas nerwowo rozglądamy się, czy gdzieś nie zachodzi nas przeciwnik. Nieustannie walczymy z czasem, staramy się zająć jak najlepszą pozycję, pozyskać surowce, znaleźć jak najlepszą broń.
Samo strzelanie również daje mnóstwo satysfakcji i choć wizualnie jest bardzo „kreskówkowo”, to bronie i zadawane obrażenia „czujemy jak prawdziwe”. Podczas każdej wymiany podświadomie filtruję całą radosną otoczkę tej gry i widzę tylko pojedynek na śmierć i życie z przeciwnikiem.
Brakuje mi drobiazgów
Jedyne czego mi brakuje pod kątem zawartości to odrobinę większa różnorodność broni. Choć przyznaję, że w jakimś stopniu problem ten rozwiązałaby możliwość modyfikowania elementów broni – kolb, magazynków czy celowników.
Chętnie też zobaczyłbym implementację widoku z perspektywy pierwszej osoby. To jest jednak już moja osobista preferencja – jakoś gry oferujące bezpośrednią rywalizację z przeciwnikami lepiej podchodzą mi z widokiem FPP.
Obecnie dostępne są wyłącznie dwa tryby pojedynków – SOLO oraz SQUAD, co oznacza że albo wybieramy się na pole bitwy sami, albo najlepiej z trójką przyjaciół. Na szczęście w tym tygodniu ma pojawić się tryb DUOS, gdzie będziemy mieli szansę powalczyć w drużynach dwuosobowych.
Fortnite: Battle Royale jest uzależniające
Myślę jednak, że to można spokojnie odnieść do całego gatunku Battle Royale. Fortnite: Battle Royale nie jest tu wyjątkiem, bowiem podejrzewam, że dokładnie taki sam efekt uzyskuje PUBG. Porównywanie tych gier moim zdaniem na dłuższą metę nie ma sensu – są one skierowane do nieco innych grup odbiorców, choć grupy te mają części wspólne.
Z moich obserwacji PUBG jest grą skierowaną do fanów militariów i rywalizacji mocniej osadzonej w rzeczywistości. Sugerują to odwzorowane w grze bronie, ale przede wszystkim także oprawa audiowizualna. To tytuł, który może aspirować (i powoli już aspiruje) do stania się e-sportem.
Natomiast Fortnite: Battle Royale to raczej produkcja „casualowa”, która wyciąga z gatunku Battle Royale kwitesencję tego, co przyciąga graczy i odrzuca bardziej skomplikowane niuanse. Choć pojedynki podnoszą poziom adrenaliny, to przez zastosowaną oprawę graficzną cały czas wywołują uśmiech i nie pozwalają się traktować zbyt serio. To po prostu świetna zabawa z grupą znajomych przy piwie, bez napinania się i niepotrzebnej powagi.
Wszystko sprowadza się jednak do radosnej pętli walki o życie. Wspomniane przeze mnie wcześniej dziesiątki decyzji, które musimy podejmować w ułamkach sekund, dynamiczne pojedynki, towarzyszące nam przez cały czas napięcie – każdy z tych elementów daje niesamowity zastrzyk adrenaliny. A kiedy już zginiemy – uśmiechamy się, klikamy „Continue” i ładujemy kolejny mecz, który znajdujemy w ciągu kilku sekund. Zero nerwów, sama przyjemność! Ta mieszanka emocji to po prostu Crack Cocaine w wydaniu Fortnite: Battle Royale.
Jak już wspominałem, Fortnite: Battle Royale jest dostępne całkowicie za darmo. Poniżej znajdziecie linki skąd możecie pobrać grę na poszczególnych platformach.