Moonlighter – Recenzja. Wyboiste życie erpegowego sklepikarza pod lupą.
Każdy z nas przynajmniej raz w życiu miał styczność z grą RPG. Wszyscy dobrze znamy „tego sklepikarza”, który ma w swoim asortymencie ciekawe fanty i zawsze czeka w mieście aby odkupić od nas złom wszelaki. Zastanawialiście się może jednak czym ten jegomość zajmuje się gdy akurat go nie odwiedzamy? Odpowiedź na to pytanie przynosi ze sobą Moonlighter studia Digital Sun.
Witajcie w Rynoce
Akcja gry osadzona jest wokół miasteczka Rynoka, w pobliżu której odkryto tajemnicze portale prowadzące do magicznych lochów. Nasz bohater, Will, to syn poszukiwacza przygód, który starał się zgłębić tajemnice odkrytych lochów i niestety zakończył w nich swój żywot. Oprócz jednak zamiłowania do przygód, nasz bohater odziedziczył także tytułowego Moonlightera, czyli sklep z przedmiotami. Tak oto nasz protagonista zostaje sklepikarzem, choć w głębi serca marzy o pozostaniu bohaterem.
Za dnia więc stara się pomnożyć swój majątek, rozbudować sklep i przyciągnąć do Rynoki więcej ludzi i bohaterów, natomiast nocą zaspokaja swoje bohaterskie zapędy przemierzając kolejne lochy.
Moonlighter to w zasadzie dwie gry w jednej, które choć są od siebie diametralnie inne, to zarazem świetnie się uzupełniają i każda z nich daje mnóstwo satysfakcji.
Bohater w nocy
Jako że Will w głębi serca pragnie zostać bohaterem, to od wspomnianych lochów zaczniemy. W tym aspekcie Moonlighter mocno przypomina takie pozycje jak The Legend of Zelda czy Binding of Isaac. Każdy z loch złożony jest z kilku pięter, natomiast każde z nich posiada losowo generowany układ komnat. Pojedyncza komnata, wzorem wspomnianych dwóch tytułów, w całości mieści się na jednym ekranie i posiada od jednego do trzech wyjść.
W czterech ścianach mamy okazję napotkać różnej maści przeciwników, pułapki, zamknięte skrzynie, uzdrawiające źródła, a nawet namioty i pozostałości po innych bohaterach. Czasem trafimy także na rozmaite notatki, zdradzające nieco historii tego świata i samych lochów.
System walki jest bardzo prosty i sprowadza się do opanowania ataku, czegoś w rodzaju ciosu specjalnego oraz szybkiego uniku. Atak i unik to raczej zrozumiałe kwestie, natomiast cios specjalny różni się w zależności od używanego przez nas ekwipunku. Dla łuku będzie to mocna, przeszywająca kilku przeciwników strzała, a np dla tarczy z mieczem będzie to blok tarczą.
Wymiana ciosów nie odbiega od typowych podstaw systemu walki w dwóch wymiarach, choć posiada pewną niedogodność – przeciwnicy mogą nas atakować w 8 kierunkach, natomiast Will może to robić wyłącznie w czterech. Kluczowe znaczenie ma tutaj odpowiednie ustawianie się do ataku względem przeciwnika, wykonywanie uskoków w dobrym momencie i bardziej taktyczne (choć nadal w bardzo podstawowym zakresie) podejście do pojedynku.
Każdy z lochów posiada swój motyw przewodni, a na jego końcu czyha na nas pojedynek z wielkim bossem. Stopień trudności takiego pojedynku wprost proporcjonalnie zależy od czasu jaki poświęcimy na tzw. grind. Żmudne zbieranie złomu, handel, zbieranie materiałów i odkładanie gotówki to codzienność, o której nieco szerzej za chwilkę.
Samo zabijanie przeciwników nie daje nam punktów doświadczenia i nie rozwijamy naszego bohatera jak w typowych grach RPG. Ich eksterminacja jednak jest nie tylko satysfakcjonująca, ale i konieczna. W większości przypadków potwory opuszczające ten łez padół pozostawiają po sobie różnej maści przedmioty, które są kluczowe dla naszego „drugiego ja” – Willa sklepikarza.
Przedmioty te jednak na nieco niższych poziomach lochów potrafią być obarczone klątwą, która nadaje im specjalne właściwości. Niektóre mogą być ułożone tylko przy prawej krawędzi plecaka, inne powodują wysłanie od razu do sklepu przedmiotu znajdującego się obok, a jeszcze inne potrafią takowy przedmiot zniszczyć. Szybko więc okazuje się, że zarządzanie ekwipunkiem to nie tylko wrzucanie złomu „aby się zmiesciło”, ale również całkiem rozbudowana i ciekawa łamigłówka.
Pikanterii dodaje fakt, że każdy zgon całkowicie czyści nasz plecak, ale jeden rząd miejsc na przedmioty, podręczna kieszeń, zawsze zostaje. Warto więc właśnie w niej umieszczać najcenniejsze precjoza.
Sklepikarz za dnia
Kiedy już zmęczy nas czyszczenie lochów z mniej lub bardziej odrażających kreatur, przychodzi pora na przytarganie całego znalezionego złomu do domu i skrupulatna analiza zdobyczy. Za dnia, Moonlighter, to zupełnie inna gra, w której może i nie walczymy z potworami, ale zarówno wyzwań jak i adrenaliny, nie brakuje.
Na początku, jak każdy żółtodziób-sklepikarz, nie mamy pojęcia na temat wartości jakichkolwiek przedmiotów, które uda nam się przynieść z lochów. Niestety czeka nas bolesna nauczka na błędach. Twórcy przygotowali na tę okazję prosty i bardzo czytelny system emotek. Kiedy wystawimy przedmiot za daną, początkowo losową cenę, musimy obserwować reakcje kupujących. Jeśli są uśmiechnięci – trafiliśmy w 10, jeśli smutni – cena jest za wysoka. Jest jeszcze emotka, w której oczy zamieniają im się w złote monety i dostają wypieków – wtedy już wiemy, że daliśmy się pięknie oskubać.
Z czasem nasz sklepik będzie posiadał coraz większą powierzchnię, więcej miejsc do eksponowania produktów, a co za tym idzie – więcej zakupoholików. Niestety taki splendor będzie przyciągał także tzw. „element” czyli złodziei. Ci na szczęście są bardzo dobrze widoczni, ale upolowanie takiego delikwenta zanim wyniesie nam coś ze sklepu oznacza oderwanie się od kasy i wstrzymanie sprzedaży… a to oznacza niezadowolonych klientów. W ten oto piękny sposób dochodzi kolejny klocek do tej łamigłówki – czy warto złapać złodzieja, czy może jednak lepiej odpuścić, bo wartość towaru była na tyle niska, że sobie to odbijemy sprzedażą?
Oprócz sklepiku będziemy także, w mocno jednak okrojonym zakresie, rozbudowywać także miasto. Dzięki odpowiednim zapasom gotówki sprowadzimy m.in. kowala, który będzie ulepszał nasz ekwipunek czy znachorkę oferującą mikstury i zaklinanie przedmiotów.
Warto wybrać się do Rynoki
Choć wszechobecny grind, który w zasadzie jest główną osią rozgrywki, czy też szczątkowa i niespecjalnie interesująca fabuła mogą zniechęcić, to na koniec dnia w Moonlighterze bawiłem się wyśmienicie wiele godzin i jeszcze nie raz do tej produkcji powrócę.
Gra już od pierwszych minut oczarowała mnie również piękną oprawą graficzną, a muzyka rozbrzmiewała mi w głowie jeszcze przez długi czas po zakończeniu zabawy.
Jeśli więc szlajanie się po lochach, mordowanie potworów dla itemków, grind i rozwijanie ekwipunku brzmią jak najpiękniejsze czynności w wirtualnym świecie, to koniecznie powinniście zagrać w Moonlightera. Obawiacie się, że grind będzie zbyt wykręcony? Mnie godziny uciekały jedna za drugą i ani przez chwilę nie pojawiło się takie wrażenie. Warto dać tej produkcji szansę, bo to ciekawa i nietuzinkowa produkcja.
Recenzja powstała w oparciu o wersję na PlayStation 4. Kod na grę otrzymałem nieodpłatnie od firmy Evolve PR.