„Powrót z Bieszczad” – o powrocie Strażnika do aktywnej służby w Destiny 2: Forsaken #1
Choć jestem jednym z wielu Strażników, którzy porzucili swoje obowiązki około roku temu, podobnie jak Ci, którzy pozostali na warcie, nie mogłem przejść obok śmierci Cayde’a-6 obojętnie. Odpoczynek był kuszący, Bieszczady i takie tam… w końcu ewidentnie reszta ekipy sobie pięknie radziła, ale nikt nie będzie gasił światła Strażnika i pozostawał bezkarny! Nie, póki jeszcze mój duch przy mnie jest… no ale po kolei.
Prawie-emerytura Strażnika
Niespełna rok temu postanowiłem schować cały sprzęt do skrzynki, zawiesić MIDĘ Multinarzędzie na ścianie i wybrać się na urlop o bliżej nie określonej długości. Muszę przyznać, że brak Upadłych, Roju czy innego tałatajstwa przez te kilkanaście miesięcy zdziałał cuda na moje zszarpane nerwy. Co więcej – nawet nie brakowało mi kopania siedzeń w Tyglu.
Tak, dostawałem tam jakieś listy przesyłane gołębiami pocztowymi, że jakiś Ozyrys powrócił i przytargał ze sobą zagładę (bo przecież jak to tak po prostu wpaść w odwiedziny nie?). Pojawiały się też jakieś SMSy, że na Marsie odkopano Mózgprocesor czy jak mu tam. No ale mnie, spokojnego Przebudzonego, już na emeryturze – niespecjalnie to interesowało.
Zresztą, wrócić z Bieszczad, ogarnąć sprzęt, rozgrzać się trochę – to zajmuje nieco czasu, a tymczasem chłopaki na naszej grupie dyskusyjnej mówili, że ledwo odpalili młotki czy łuki, a już Ozyrys z uśmiechem dziękował im za pomoc. Ana Bray wraz z Zavalą do spółki zresztą podobnie – już się rozkręcali chłopaki, a tu bach! Koniec!
Mając więc wizję dłuższej podróży powrotnej i rozgrzewki niż samych nowych aktywności, jakoś tak niespecjalnie garnąłem się do tematu. Sami rozumiecie…
No ale naoglądali się Prison Break…
I tak sobie siedzę w tych Bieszczadach, cieszę oczy pięknymi widokami, oddycham pełną piersią… aż tu widzę nagłówek w wiadomościach. „Wielka zadyma w Więzieniu Starszych”. Tak oto właśnie, w ułamku sekundy nie tylko zaplułem sobie ciuchy (nota bene pyszną) kawą, ale i prawie złamałem rękę spadając z krzesła, na którym beztrosko się bujałem. Wszystko momentalnie stało się jasne – w końcu jest powód dla którego warto się ruszyć z tego … „cudownego-miejsca-daleko-od-cywilizacji”.
Szybki telefon do sprzedawcy, informujący, że ta dostawa owieczek to będzie musiała jeszcze trochę poczekać i wrzutka ogłoszenia z chawirą na Airbnb. Przeczyściłem również dokładnie dawno schowany oręż (tak, broń trzymam w domu, jeszcze znów jakiś pajac rozdupcy wieżę i zostanę bez gratów) i udałem się w stronę stodoły…
Trochę przykurzony, tu i ówdzie poprzetykany sianem, mój piękny statek nadal czekał tam na mnie i niczym dobrze utrzymany Passacik TDI, odpalił „od strzała”.
Zaledwie kilka minut później lądowałem na Rafie, gdzie Petra wraz z Caydem w kilka chwil wyjaśniła mi OCB (jak to mawia dzisiejsza młodzież). W dużym skrócie – dzieje się, strzelają, biegają i w ogóle. Należy wgrać protokół pacyfikacja, a wszelkie chwyty są dozwolone.
Fefnastu na jednego, to banda łysego
W sumie całkiem sprawnie udawało nam się ogarniać temat, aż w pewnej chwili Cayde-6 wpadł na pomysł jak nas wszystkich wyprzedzić i przeciąć drogę ważnemu celowi. Okazało się bowiem, że z więzienia ucieka również Uldren Sov. Jak zapewne pamiętacie, to ten młodszy, głupszy i zdecydowanie brzydszy brat królowej Przebudzonych – Mary Sov.
Niestety, tam z przodu nasz blaszany jednorożec natrafił na całkiem sporą reprezentację nowego gatunku kosmicznego szlamu – ośmiu największych zbrodniarzy, zwanych Baronami. Do tego zupełnie nowy rodzaj przeciwników, który powstał na bazie Upadłych…
… trochę ciężko pisze się o takich rzeczach, bo jednak nie pamiętam kiedy ostatni raz coś tak mocno mnie poruszyło… ale pomimo naprawdę wzorowej walki, Cayde-6 poległ. Normalnie owszem, jesteśmy w stanie zmartwychwstać dzięki naszym duchom, ale jeden z Baronów, jak totalny ciecio-tchórz, zaatakował ducha Cayde’a z karabinu snajperskiego. Wraz z tym celnym strzałem, Cayde stracił całą moc światła i nie był w stanie już stawić skutecznego oporu przeważającym liczebnie przeciwnikom.
Nie ukrywam jednak, że to wszystko było jeszcze „wkalkulowane” w bycie Strażnikiem. Niestety Uldren postanowił podkręcić tę sytuację „na jedenaście” i wypalił do bezbronnego Cayde’a z jego własnej broni – Asa Pik.
Poważnie Uldren… zakładaj pampersa i najlepiej zbroję płytową albo dwie. Teraz kolego, to dopiero masz…
Tutaj urwę chwilowo swoją opowieść, niestety poziom moich nerwów sięgnął praktycznie zenitu. Ale jeszcze chwilkę, odetchnę sobie i wrócę do opowieści. Nie omieszkałem odwiedzić tego starego dziada Ozyrysa, no i tego Mózgprocesora czy jak mu tam – bo okazało się, że jednak trzeba ogarnąć nieco mocniejszy sprzęt na tę wyprawę.