Assassin’s Creed: Potomkowie – trylogia, która sprawiła, że mam ochotę wrócić do tej serii
Książki z serii Assassin’s Creed: Potomkowie otrzymywałem od wydawnictwa Insignis regularnie, jak tylko trafiały na rynek. Wiedząc jednak, że jest to trylogia, ociągałem się nieco z sięgnięciem po nie, bo jednak lubię mieć od razu możliwość poznania całej historii (podobnie mam z serialami). Warto było czekać, bo będąc na urlopie, wszystkie trzy książki dosłownie pożarłem w kilka dni.
Tęsknota za „starymi” Asasynami…
Seria Asssassin’s Creed od zawsze kojarzyła mi się ze zderzeniem dwóch światów – współczesnego, czy też niedalekiej przyszłości, oraz tego historycznego, wewnątrz Animusa. Pierwsze pięć odsłon tej serii, historia Desmonda, to było coś, co sprawiało, że chciałem wracać do tej serii i ogrywałem każdą jej odsłonę z zapartym tchem.
Niestety od czasu Assassin’s Creed: Black Flag jakoś nie po drodze mi z tą serią i o ile książka Assassin’s Creed: Pustynna przysięga to świetna lektura, to gdzieś w tym wszystkim brakowało mi trochę tego klimatu z początków serii. Owszem, gry się zmieniają, seria idzie naprzód i mimo wszystko zbiera bardzo pozytywne recenzje, więc można założyć, że rozwija się w bardzo dobrym kierunku. Jednak brak tej odwiecznej walki Asasynów i Templariuszy zaczął mi mocno doskwierać.
Będąc więc na urlopie postanowiłem sięgnąć po całą trylogię Assassin’s Creed: Potomkowie, mając nadzieję, że wróci ten świat, który pozostał mi we wspomnieniach.
Matthew J. Kirby, autor tej trylogii, w doskonały sposób uchwycił kwintesencję tego, czym jest dla mnie seria Assassin’s Creed. Mamy tutaj odwieczną walkę Templariuszy i Asasynów, nie brakuje oczywiście częstych wizyt w Animusie i podróży do rozmaitych okresów historycznych, ale również ciekawych wydarzeń rozgrywających się w świecie współczesnym.
Asasyni, Templariusze i Trójząb Edenu
Głównym bohaterem tej historii jest Owen, młody chłopiec, którego ojciec zmarł w więzieniu, gdzie trafił za domniemane morderstwo w trakcie napadu na bank. Chłopiec nie może się pogodzić z tą sytuacją i za wszelką cenę chce udowodnić, że jego ojciec został niesłusznie skazany.
Tak trafia na nauczyciela informatyki w swojej szkole, który będąc w posiadaniu Animusa, daje mu szansę na oczyszczenie dobrego imienia swojego ojca.
Oczywiście nie wszystko idzie zgodnie z planem, a Owen natrafia we wspomnieniach przodków na Trójząb Edenu – potężny artefakt, który może odmienić losy świata. To właśnie on jest osią konfliktu Asasynów i Templariuszy w tej trylogii. Nasz bohater nie będzie jednak sam – w podróży będzie towarzyszyła mu grupa dzieci, wśród których znalazł się również Javier – jego bliski przyjaciel z dzieciństwa.
W trakcie lektury mamy okazję przenieść się m.in. do Nowego Jorku w 1863 roku i poznać bliżej losy czarnoskórych mieszkańców miasta, obwinianych za przymusowy pobór. Zetkniemy się z rasizmem w najgorszej postaci i brutalną rzeczywistością tamtych lat, a wydarzenia te odcisną swoje piętno także na bohaterach tej trylogii.
Wybierzemy się także do imperium Azteków, podbijanego przez Hernana Cortesa, gdzie brutalność i bezwzględne traktowanie wrogów jest na porządku dziennym, ery panowania Mongke-Chana i czasów jego śmierci, aby odnaleźć jego miejsce spoczynku skrywające jeden z fragmentów trójzębu, przez starożytne Chiny aby zakończyć tę podróż doświadczając starcia armii Wikingów.
W każdym z tych okresów przewijają się oczywiście i Asasyni i Templariusze, a ich działania są wplecione w obserwowane wydarzenia, co tworzy niesamowitą atmosferę, charakterystyczną dla tej serii.
Nic nie jest takie, jak się wydaje
W trakcie całej przygody autor również wielokrotnie poddaje w wątpliwość słuszność racji każdej ze stron. W jednej chwili mamy wrażenie, że to Templariusze mają rację i są tymi „dobrymi”, by kilka stron dalej nabrać podejrzeń, wątpliwości i przejść na stronę Asasynów. Te ciągłe wahania dodatkowo skłaniają nas do myślenia i analizowania poczynań obu stron tego konfliktu.
Te wątpliwości w połączeniu z przytaczanymi w niektórych miejscach trudnymi tematami jak niewolnictwo, czy rasizm , sprawiały że jeszcze mocniej chłonąłem ten świat. Dzięki tym wszystkim elementom był on bardzo realny, wręcz namacalny.
Dobrze jest wrócić do tej serii…
Kiedy tylko skończyłem lekturę ostatniego tomu, poczułem znów tę iskierkę, która przyciągała mnie do serii Assassin’s Creed. Na niespełna 1000 stron, Matthew J. Kirby umieścił wszystko, z czym kojarzy mi się ta marka.
Niesamowita mieszanka podróży w czasie, historycznych wydarzeń, postaci, wrzucona do jednego naczynia ze współczesnością, technologią przyszłości i tajemniczymi organizacjami ścierającymi się o władze nad światem.
Owszem, nie jest to lektura doskonała – głównie brakowało mi lepszego nakreślenia postaci bohaterów, oraz nieco rozczarowuje karkołomne tempo zakończenia trzeciego tomu, ale to są wady, na które jestem gotów przymknąć oko.
Jeśli podobnie jak w moim przypadku, Wasze drogi z serią Assassin’s Creed rozeszły się, to ta trylogia jest idealną okazją do powrotu na ścieżkę, z której zboczyliście. Warto jednak zaznaczyć, że nawet jeśli seria Assassin’s Creed nie jest Wam bliska, nadal będziecie się świetnie bawić podczas lektury tej trylogii. Kto wie, może po jej ukończeniu zapragniecie lepiej poznać tę serię…
Za egzemplarze do recenzji dziękuję wydawnictwu Insignis.