Tydzień gracza, odc. 6
Ten tydzień minął niestety odrobinkę monotonnie, a mój Xbox zaliczył ledwo dwie gry, a pozostały czas jaki miałem na grę minął mi przy rozrywce mobilnej, o której nieco dalej.
Ten tydzień minął niestety odrobinkę monotonnie, a mój Xbox zaliczył ledwo dwie gry, a pozostały czas jaki miałem na grę minął mi przy rozrywce mobilnej, o której nieco dalej.
Niestety znów „tydzień gracza” zaliczył obsuwę i oczywiście tym razem znów powodem była praca. Mniejsza jednak o pracę i okoliczności – przejdźmy do sedna, czyli do gier i grania w ogóle. Ten odcinek będzie nazywał się „Tydzień gracza”, ale tak naprawdę to dwutydzień.
Ten tydzień ze względu na natłok pracy nie był zbytnio urozmaicony, ale staram się teraz wytrwać w postanowieniu kończenia kolejnych tytułów, które już obrastają kurzem na tzw. „Pile of Shame”.
Jakiś czas temu co tydzień robiłem podsumowanie w postaci wpisu w kategorii „Tydzień gracza”. Po pewnym czasie jednak ciężko było mi regularnie mieć czas na grę i w końcu jakoś tak temat „zaginął w akcji”. Postanowiłem jednak wrócić do tej „tradycji” i na koniec tygodnia podzielić się wrażeniami z gier które zagościły w napędzie mojej konsoli (bądź były wczytane z dysku).
„X-men Origins: Wolverine” leżało na kupce zwanej „pile of shame” od dłuższego czasu. Podobnie jak w przypadku „Vikinga” leżała sobie z boku, zupełnie nie rzucając się w oczy. Leżąc jednak w domu i lecząc się doszedłem do wniosku, że nie jestem w stanie strawić niczego co wymaga myślenia (choć trochę nadgryzłem Dragon Age). Wybór padł więc na „X-men Origins: Wolverine”. Nie jest to nowa gra, ale czy mimo to nie jest jednak warta uwagi?